Strzelał burmistrz razy, kilka…

W najbliższy piątek 27 listopada 2015 r. podczas Sesji Rady Miejskiej zostanie poddany pod głosowanie wniosek o wygaszenie mandatu Burmistrza Olecka. To efekt pisma szefa Delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Białymstoku, które zostało przesłane na adres Przewodniczącego Rady Miejskiej w Olecku Karola Sobczaka, w którym to czytamy, że piastując stanowisko Prezesa Koła Łowieckiego “Sarna” w Olecku Wacław Olszewski naruszył tak zwaną “ustawę antykorupcyjną”. Okazało się polując burmistrz został upolowany… 

 

Po ujawnieniu pisma CBA burmistrz opublikował oświadczenie. Udzielił także dość kuriozalnej, o czym za chwilę, wypowiedzi “Głosowi Olecka”. W ostatnich dniach “tłumaczył się” także radnym (podczas posiedzeń komisji). Niestety pomimo naszych próśb nie znalazł czasu by udzielić odpowiedzi na kilka pytań. Czekaliśmy 10 dni. Ostatecznie, nieoficjalnie usłyszeliśmy, że burmistrz poza tym, co zawarł w oświadczeniu nie ma nic więcej do dodania. Szkoda, bo naszym zdaniem bałagan który powstał i który z całą pewnością będzie rzutował na pracę Urzędu w najbliższym czasie jest efektem zaniedbań tylko i wyłącznie burmistrza, a pewne kwestie wymagają jednak wyjaśnienia – nie dla nas, ale dla mieszkańców miasta. Ale po kolei.

 

CBA wprowadza w błąd i strzela z dwururki

 

Niejasności w sprawie, której nadaliśmy kryptonim “Sarna” jest sporo. Nie wiemy na przykład jaki charakter miała rozmowa burmistrza z funkcjonariuszami CBA w 2014. W oświadczeniu czytamy: “Centralne Biuro Antykorupcyjne pierwszy raz badało tę sprawę w marcu 2014 roku. Złożyłem wyjaśnienia i sprawa została zakończona na tym etapie.” Tymczasem w wypowiedzi udzielonej Radiu Olsztyn rzecznik CBA Jacek Dobrzyński zaznacza, że CBA sprawę badało tylko raz, na przełomie lipca i sierpnia 2015 roku. Czy to oznacza, że rozmowa w 2014 roku miała charakter nieformalny? A może były to jedynie bliżej nieokreślone czynności wyjaśniające? Czy pozostał jakiś ślad w postaci protokołu po tej rozmowie? Czy Wacław Olszewski otrzymał wtedy na piśmie potwierdzenie, że “pozostaje niewinny”? Czy może działania CBA w tym przypadku ograniczyły się tylko do przyjęcia oświadczenia burmistrza, który zapewnił, że Koło Łowieckie “Sarna” nie jest wpisane do KRS i nie prowadzi żadnej działalności. CBA na tym etapie zamknęło sprawę nie badając jej szczegółowo.

 

Nie wiemy jak było, wiemy że burmistrz na rozmowę z CBA się powołuje i tworzy z niej alibi. Zaskakujące jest jednak, że już wtedy burmistrz nie wykazał się czujnością, które powinna charakteryzować myśliwego. I zwyczajną odpowiedzialnością. Tym bardziej, że jak parę razy deklarował z “prezesury” koła łowieckiego mógłby w każdej chwili zrezygnować. Ale nie zrezygnował. Nadal łączy obie funkcje, pomimo pisma CBA. Zapewne w ten sposób chce zademonstrować swoje niezłomne przekonanie, że racja jest po jego stronie. Problem w tym, że nie o racje tu chodzi, ale o Olecko. Ale o tym nieco później.

 

Powiedzmy szczerze, że powoływanie się na rozmowę z CBA w 2014 roku (nie tylko w świetle oświadczenia rzecznika tej instytucji) przez burmistrza jest marnym alibi. A już publiczne oświadczenie, że CBA wręcz utwierdziło burmistrza, że może pełnić funkcję prezesa jest dość kuriozalne. Bo to nie jest rolą CBA i CBA nie jest od rozstrzygania sporów prawnych, tylko od kontroli. Dlaczego burmistrz, skoro już tak bardzo chciał piastować funkcję prezesa (co dziwi w świetle jego żalów na łamach “Głosu Olecka”, że do swojej prezesury musiał niejednokrotnie dokładać z własnej kieszeni), nie zamówił rzetelnej analizy prawnej z uwzględnieniem wszystkich czynników, czyli z ujawnieniem dochodów koła łowieckiego?

 

Polowanie za dewizy czyli rzeczywista działalność gospodarcza 

 

Jeszcze bardziej niezrozumiały jest brak jakiejkolwiek reakcji na opinię prawną Kancelarii Prawa Prywatnego i Gospodarczego Togatus Sławomir Trojanowski z Olsztyna, sporządzoną przez Radcę Prawnego Marka Lewandowskiego, której treść brzmi jak samospełniająca się przepowiednia z finałem w postaci pisma CBA. Opinia ta została przygotowana na zlecenie Urzędu Miasta 11 maja 2015 roku i wynika z niej, że brak wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego nie świadczy bynajmniej o prowadzeniu lub nie działalności gospodarczej. Decyduje o tym “fakt podjęcia rzeczywistej działalności gospodarczej“. W konkluzji czytamy, że “sprawowanie przez burmistrza funkcji Prezesa Zarządu Koła Łowieckiego może naruszać przepisy ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne.” Dlaczego burmistrz po otrzymaniu tego pisma natychmiast, dla porządku i świętego spokoju – swojego i co ważniejsze miasta – nie złożył rezygnacji z funkcji prezesa?

 

Burmistrz (a także cześć radnych) swoje przekonanie o “niewinności” opiera na podstawie opinii prawnej przygotowanej przez Zarząd Okręgowy PZŁ w Suwałkach. Problem w tym, że z prawem łowieckim podobnie jak z KRS, to że jest zapisane, że koła łowieckie nie prowadzą działalności nie znaczy, że jej rzeczywiście nie prowadzą. Burmistrz zapewnia, że koła łowieckie mogą prowadzić działalność tylko w dwóch przypadkach – organizując polowania dewizowe, oraz wprowadzając do obrotu i przetwarzając tusze. W obu przypadkach trzeba mieć jednak specjalnie uprawnienia, a jak zapewnia burmistrz/prezes, Koło Łowieckie “Sarna” nie posiada uprawnień ani do polowań dewizowych, ani też do obrotu tuszami. Ergo nie może i nie prowadzi działalności gospodarczej. To jest fundament obrony Wacława Olszewskiego, który był tak pewny swoich racji, że wiosną tego roku na łamach prasy mało elegancko kpił sobie z osób, które jego interpretację podważali. Do czasu, aż został trafiony przez CBA.

 

CBA po dokładnym zbadaniu sprawy na przełomie lipca i sierpnia i analizie dokumentów m.in. z Urzędu Skarbowego uznało, że Koło Łowieckie “Sarna” bezsprzecznie prowadziło działalność gospodarczą. W piśmie CBA możemy przeczytać m.in. zestawienie przychodów koła z lat 2010/2015. I tak wedle sprawozdania finansowego za okres od 1 kwietnia 2013 roku do 31 marca 2014 roku koło uzyskiwało przychód:

 

ze sprzedaży zwierzyny: 50 854,73 zł

  • za odsprzedane tusze zwierzyny do skupu: 37 998,23 zł

  • za odstąpione myśliwym tusze zwierzyny inne: 12 856,50 zł

z polowań dewizowych: 7 974,28 zł

wpływy ze strzelnicy (zawody i udostępnienie strzelnicy): 14 145 zł

 

W sprawozdaniu za okres od 1 kwietnia 2011 roku do 31 marca 2012 znajdujemy także wyszczególnioną pozycję: “ze sprzedaży polowań komercyjnych (dla cudzoziemców i myśliwych krajowych): 11 061 zł.

 

Jakby tego było mało, okazało się, że Koło Łowiecki “Sarna” jest czynnym podatnikiem VAT. Znając definicję podatku VAT trudno uznać, by było ono narzędziem nieszkodliwych hobbystów, którzy zarabiają pieniądze dla celów statutowych.

 

Uderzająca jest zbieżność interpretacji opinii przygotowanej przez Radcę Prawnego Marka Lewandowskiego i wniosków CBA. Najprościej ujmując chodzi o to, że czym innym jest deklarowane działanie, a czym innym RZECZYWISTE. Opinia prawna Zarząd Okręgowy PZŁ w Suwałkach najprawdopodobniej uwzględniała ów stan deklaratywny, zapisany w statucie związku i prawie łowieckim. Funkcjonariusze CBA badając sprawę skoncentrowali się jednak nie na tym, co ma być, ale na tym, co było RZECZYWISTĄ działalnością i uznali, że choć Koło Łowieckie “Sarna” deklaruje zarabianie pieniędzy jedynie na potrzeby własne, to de facto prowadzi działalność gospodarczą. Przynajmniej na tym etapie logika zarówno opinii prawnej kancelarii Togatus, jak i CBA wydaje się przekonywująca. A tłumaczenia burmistrza mało wiarygodne.

 

Na marginesie “afery Sarna” rodzi się też pytanie, skoro oleckie koło nie miało certyfikatu na polowania dewizowe, to skąd w takim razie coroczne przychody z tego tytułu wykazywane przed Urzędem Skarbowym? A może burmistrz/prezes nie wiedział/nie znał sprawozdań finansowych swojego koła? Może nie wiedział też, że Koło Łowiecki “Sarna” jest czynnym płatnikiem VAT? A jeśli wiedział, to czy ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że być może lepiej zrzec się funkcji prezesa, że papierowe deklaracje to jedno, a RZECZYWISTA działalność to drugie? Wystarczyło uważnie przeczytać opinię Kancelarii Togatus.

 

Brak pokory – kłusownicy zastawiają wnyki

 

W tej nieszczęsnej sprawie jest jeszcze jeden kompromitujący i bulwersujący element. Publicznie, w mediach burmistrz powtarza, że afera jest pokłosiem donosów (źli kłusownicy zastawili wnyki na burmistrza). To niestety jest próba przerzucenia odpowiedzialności na innych. Obrona własnych błędów poprzez robienie z siebie ofiary spisku niecnych kłusowników. Narracja ta w sposób monstrualnie karykaturalny i personalnie rozwinięta dominuje na różnych forach internetowych, kolportowana przez wyznawców burmistrza. Jest ona elementem mało eleganckiej pyskówki, której źródło tkwi w prywatnych porachunkach dawnych przyjaciół i współpracowników. Powielanie tej narracji przez Wacława Olszewskiego jest smutnym dowodem braku poczucia winy, a nawet pychy i arogancji. I nie wypada doświadczonemu urzędnikowi państwowemu. Chyba w obliczu dość mocnych argumentów CBA wypadałoby zachować choćby odrobinę pokory.

 

Wygląda jednak na to, że burmistrz zapominał, że pełnienie funkcji publicznej to nie tylko przywileje, ale także obowiązki oraz odpowiedzialność za własne czyny. Obowiązki przestrzegania prawa – jakie by ono nie było. A jeśli burmistrz prawa nie przestrzega, to obowiązkiem każdego, kto o tym wie, jest powiadomienie odpowiednich organów. OBOWIĄZKIEM, co warto zapamiętać w naszej mocno jeszcze zrelatywizowanej polskiej rzeczywistości. Pismo CBA dowodzi, że to BURMISTRZ prawdopodobnie złamał prawo. Nikt inny nie jest winny tej sytuacji. Gdyby burmistrz wsiadł po kilku głębszych za kierownicę i został zatrzymany przez policję, to winni nie byliby funkcjonariusze, czy osoby, które zawiadomiłyby organa? Winny tylko i wyłącznie byłby on sam. Wygląda jednak na to, że ta prosta konstatacja jest zbyt skomplikowana dla zwolenników burmistrza i jego samego. Ze smutkiem wypada stwierdzić, że burmistrz zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, które odkrywa, że jednak nie wszystko mu wolno. Władza aż tak odbiera zdolność myślenia, refleksji, poczucia odpowiedzialności i umiejętność eleganckiego dyskursu?

 

Owszem przewina wydaje się być niewielka. Ale jakie to ma znaczenie w świetle prawa, skoro konsekwencje mogą być poważne i dla miasta dość kosztowne. Słusznie zauważył jeden z radnych, że zamiast poświęcić czas ważnym dla miasta sprawami radni, urzędnicy i burmistrz będą musieli przez najbliższe miesiące zajmować się Kołem Łowieckiem “Sarna”. A można było tego uniknąć. Jest w tym dużo racji.

 

Darz bór czyli murem za burmistrzem

 

W piątek radni będą głosować na wnioskiem o wygaszenie mandatu. Głosowanie będzie jawne. Ale już dziś można przewidzieć wynik. Radni “swojego” burmistrza przed donosami “kłusowników” obronią. Jeśli jednak radni zgodzą się na wygaszenie mandatu, wtedy burmistrz z pewnością odwoła się do Sądu Administracyjnego. Jeśli jednak radni nie wygaszą mandatu wkroczy wojewoda, który ponownie wezwie radnych, by wygasili mandat burmistrza. Radni zapewne pozostaną konsekwentni. Wtedy wojewoda, co już zapowiedział, wyda tak zwane “zarządzenie zastępcze”. Od postanowienia wojewody burmistrz ma prawo odwołać się do Sądu Administracyjnego. W ten sposób rozpocznie się korowód, który potrwa nie kilka, ale kilkanaście miesięcy. Niestety.

 

Niestety, bo im szybciej się ta sprawa rozstrzygnie, tym lepiej. Powiedzmy to wyraźnie – dla miasta byłoby korzystniej jak najszybciej rozstrzygnąć sprawę przed sądem. To jedyne rozsądne rozwiązanie. To sąd powinien ostatecznie zadecydować czy burmistrz złamał prawo. Nie radni, nie wojewoda (dlatego być może wojewoda zapowiedział, że nie będzie badał sprawy, tylko w razie konieczności wyda zarządzenie zastępcze). Dlatego dla miasta najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby radni mandat burmistrza wygasili.

 

Z punktu widzenia interesu mieszkańców i miasta wina czy niewinność burmistrza jest sprawą drugorzędną. Tym bardziej, że rzecz de facto dotyczy hobby burmistrza. Skoro więc burmistrz nawarzył to piwo, lub inaczej skoro sam wdepnął w te wnyki, to musi sobie teraz z tym poradzić. I to tak, aby interes miasta jak najmniej ucierpiał. Bo, że rozchwieje to pracą Urzędu, to pewne. Tego uniknąć się nie da. Można jednak to zneutralizować.

 

Niestety radni zapewne interes miasta utożsamiają z obroną “honoru” burmistrza. Co jest kuriozalne, bo tę kwestię, podkreślmy to raz jeszcze, może rozstrzygnąć tylko sąd. Radni powinni zająć się miastem, burmistrz sporem z CBA, a sąd rozstrzygnięciem tego sporu. Radni i burmistrz zapewne jednak grać będą na czas. Dobrze dla burmistrza, gorzej dla miasta.

 

Jeśli sąd uzna argumenty burmistrza, to definitywnie zamknie to sprawę. Jeśli jednak przychyli się do wniosku CBA, to burmistrz z pewnością się od tej decyzji odwoła, ale w tym momencie jego pozycja jako burmistrza nie będzie najmocniejsza. Ostatecznie może nas czekać, komisaryczny zarząd i przedterminowe wybory. A może też być i tak, że burmistrz zrezygnuje i… wystartuje w przyspieszonych wyborach. Wariantów jest sporo, o czym można było przeczytać na naszym portalu.

 

Powiedzmy szczerze wszystko zależy od burmistrza. Może on nadal konsekwentnie tworzyć mało elegancką linię obrony poprzez atak i zrzucać odpowiedzialności na innych. Tworząc tym samy wizerunek ofiary, która umyka przed kłusownikami, budując poparcie w nadchodzących wyborach (nie ważne czy terminowych czy przedterminowych). Tymczasem ofiarą jest miasto i jego mieszkańcy. A może też w trosce o przyszłość miasta przeanalizować sytuację i znaleźć scenariusz, który będzie jak najmniej krzywdzący dla jego mieszkańców. Bo wbrew temu, co chce nam wmówić burmistrz, to nie on jest ofiarą tej nieszczęsnej sprawy, ale miasto i jego mieszkańcy. Z powodu jego zaniedbań.

Komentarze
Więcej w Burmistrz Olecka, CBA, Olecko, Sarna, ustawa antykorupcyjna
Krótkie historie. Archiwa: Bertillon i emigracja kobiet w latach 1930-35

Archiwa: Bertillon i emigracja kobiet w latach 1930-35   O przeszłości dowiadujemy się czasem z przedziwnych źródeł. Parę lat temu...

Zamknij