Baby, morderczynie i kurwy

Na początku miałem zastrzec, że… No, dużo rzeczy, że to, że tamto, że polityka mnie nie interesuje, że kompromis jest git i jeszcze wiele innych rzeczy. 

 

Tylko po co?

 

W Polsce już od kilku lat rozkwita dyskusja inwektywna. Po prawdzie to nie jest dyskusja, bo argumentów nie ma w niej wcale. To raczej stygmatyzacja, a nawet permanentna tromtadracja. Eh, łatwa taka “dyskusja” i rzec można demokratyczna, bo powszechna. Zamiast argumentów, można przecież mocno i głośno wykrzyczeć parę efektownych haseł, które w mniemaniu ich autorów zwalniają ich z obowiązku zrozumienia czy też analizy. Hasła te powszechnie są znane: lewak, oszołom, prawak, moher, leming, nacjonalista itd. Nie warto ciągnąć tej semantycznej litanii hańby deprawującej język dyskursu. Warto jednak pamiętać, że sprowadzenie dyskusji do tego poziomu uprawomocnia każdy głos. Bo i każdy głos zabrać może. Bo jak się nie zgadza, to ciach adwersarza lewakiem, ciach oszołomem. Proste? Proste i nie wymaga myślenia. Trudno, gorzej że ten styl stał się domeną ludzi “myślących”. I coraz częściej się okazuje, że myślący myśleć przestali i także wolą drogę na skróty. Proste recepty, łatwe definicje i szybkie riposty. 

 

Dlatego nie ma sensu tłumaczyć. Niczego. Naprawdę. Bo przekonani przeczytają klaszcząc miast zadumać się na chwilę i spróbować myśl inną sformułować. A klaskaniem tym sobie aplauz wyrażają, bo przecież oni myślą podobnie czyli jest nas więcej. Nieprzekonani sięgną do wypróbowanych środków czyli … patrz wyżej. 

 

No, dobrze ale po co to wszystko. Po co te smutne, choć chyba prawdziwe konstatacje. Ano po to, że o strajku kobiet chciałem opowiedzieć. A nawet nie tyle o strajku co reakcji na niego. Męskiej, bo to moja płeć i wbrew dżenderowym kapłanom mocno jestem do niej przywiązany. 

 

Otóż kobiety mimo często słoty i niepogody na ulicę wyszły by gniew swój zademonstrować. Gniew, który wynikał z tego, że Sejm głosami nie tylko rządzących jeden projekt obywatelski do kosza posłał, a drugi do komisji skierował. Wtajemniczeni zarzekają się, że to i tak bez znaczenia bo projekt w komisji umrze, jak bezdomny na ławce – powoli i niezauważenie. Kobiet to jednak nie przekonało. Wydały groźny pomruk, który rozszedł się niczym fala na oleckim jeziorze. I postanowiły coś zrobić. A do ich “roboty” podłączyli się politycy (co ciekawe nierzadko koledzy i koleżanki tych, którzy pierwszy projekt precz pognali). Bo w Polsce już tak jest, że wszystko musi być polityczne. Nawet gniew kobiet. 

 

Kobietom to jednak nie przeszkadzało. Bo gniew ich był głęboki i autentyczny. Dotąd różne rzeczy cierpliwie znosiły, ale tym razem nie wytrzymały. I zastrajkować postanowiły. No i zaczęło się gardłowanie. Oczywiście tych, którzy w owym proteście udziału brać nie zamierzali. Posypały się inwektywy, że baby, że kurwy, że morderczynie, że…. dość! Co bardziej światli publicyści uruchomili cały aparat kpin i złośliwości. Ich rechot niósł się po prawicowych forach. Niedawni obrońcy czci i godności polskich kobiet tym razem cześć i godność kobiet postanowili do pionu postawić. A w tym trzymaniu pionu słowa ciężkie, jak ciosy padały. Pewien pan nawet napisał, że żona jest własnością męża. “Ha, ha, ha, ha”. Tłum zarechotał. Nikt panu nie powiedział, że jest zwyrodnialcem. Bo żeby znów nie ostało się na inwektywie (nawet słusznej) żaden człowiek niczyją własnością nie jest. Truizm? Niby tak, ale jak się wydaje w ostatnich dniach bardzo na czasie. 

 

Wyalano wiadro pomyj. Na portalu “Głosu Olecka” co prawda oleckiego protestu nie zapowiedziano (słusznie, bo “czarny” może być tylko jeden protest, ten o uchodźcach), ale już relację zamieszczono. A i tam co poniektórzy swoje na wskroś zjełczałym testosteronem przeżarte poglądy zaprezentowali. Zuchy, co mentalnie leją w mordy dziewuchy. 

 

W marszu udziału nie brałem. Dzieckiem, jak co dzień się zajmowałem. Samochodziki, klocki, garaże. Obiad mu gotowałem i cuda robiłem by zjadł, bo cholera mała, niejadek. Z politykami z żadnej opcji nie chcę mieć nic wspólnego, ale wiem skądinąd że gniew wielu kobiet apolityczny był. I nie w imię wolności aborcji demonstorwały. Nie “za”, ale “przeciw”. Czasami, fakt za wulgarnie, niestosownie. Wstyd. Nawet gniew, tego nie usprawiedliwia. Rzecz jednak nie w tym, ale w czym innym. Bo ważniejsze jest czy ci, do których słowa kobiet były skierowane usłyszeli? Raczej nie, bo własnym wrzaskiem zajęci byli. Rechotem, który z godziny na godzinę słabł, by przerodzić się w podszyty lękiem sarkazm i ostateczną próbę wytłumaczenie, to nie my, to nie tak. 

 

Za późno. Trzeba było gniewu kobiet wysłuchać kilka dni wcześniej. A nie marudzić, że gniew ten polityką podszyty (jakby w tym kraju cokolwiek nią podszyte nie było). Trzeba było wczoraj zamiast poruszjącego się w świecie dyplomacji jak słoń w składzie porcelany “mistrza” Waszczykowskiego, Bielana w media wypuścić. Ale mleko się już rozlało. Gniew trudno kpiną i arogancją powstrzymać. Za to łatwo rozjątrzyć. Nie mój to jednak kłopot. Ale mój wstyd, za co poniektórych samców. I nie żal mi ich. Nie żal, że wczoraj kobiety porządnego kopa im cztery litery wymierzyły. Należało się. Choć wcale mnie to nie cieszy. Smuci. Bo nie wiedziałem, że tylu z nas nadal myśli o kobietach jak najgorzej. I tak je traktuje?

 

Cieszy jednak, to co się w Olecku udało. A udało się spontanicznie skrzyknąć, zebrać, protest wyrazić. Przyszło trochę luda. Podobno niektórzy się co nieco cykali. Panowie przezornie raczej w domach zostali. Ale w głosie uczestników dało się wyczuć, coś niezwykłego. Radość, że się udało, że razem pomimo trudności. I oby z tej radości wyrosło coś więcej niż tylko czarny kolor jakiegokolwiek marszu. 

 

A. M.

 

Foto: Ewa Kozłowska

 

Komentarze
Więcej w czarny poniedziałek, Kobiety
Czarny poniedziałek w Olecku. Krótka relacja i zdjęcia

Olecko przyłączyło się do ogólnopolskiego protestu przeciwko planom zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Uczestniczki i uczestnicy Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zebrali się według...

Zamknij