M. V. Llosa: Gdyby nie dobre książki (…) miałbym dużo węższą wizję świata

Jak już wcześniej donosiliśmy – 22 października, w krakowskim kinie Kijów, w ramach akcji “Dorwać Mistrza” zorganizowane zostało spotkanie z Mario Vargasem Llosą. Dyskusję poprowadził Filip Łobodziński z “Newsweeka”, a wzięli w nim udział, oprócz słynnego peruwiańskiego pisarza,  Abel Murcia Soriano – dyrektor Instytutu Cervantesa w Krakowie oraz Maciej Stasiński z “Gazety Wyborczej”.

Zapraszamy do przeczytania relacji i szczegółowego przebiegu dyskusji.

 

22 październik 17:06 w sali kinowej krakowskiego “Kijowa” 800 osób zaczyna się niecierpliwić

 

 

 

Olecko, Kraków, Mario Vargas Llosa

 

Na wielkim ekranie filmowym wyświetlane są cytaty z różnych wywiadów udzielanych przez Mario Vargasa Llosę

 

Olecko, Kraków, Mario Vargas Llosa

 

Nagle gasną światła, a na ekranie kinowym wyświetlane wszystkie opublikowane przez “Znak” książki bohatera tego wieczoru…

 

Olecko, Kraków, Mario Vargas Llosa

 

Światła zapalają się, prof. Henryk Woźniakowski, prezes zarządu Społecznego Instytutu Wydawniczego “Znak”, wygłasza “słowo powitalne”, a sala burzą oklasków wita Mario Vargasa Llosę oraz pozostałych uczestników rozmowy – Filipa Łobodzińskiego, Abla Murcia Soriano oraz Macieja Stasińskiego.

 

Olecko, Kraków, Mario Vargas Llosa

 

Zamiast jednak rozpoczęcia dyskusji, światła znów gasną, na ekranie przewija się tekst, a z głośników zaczyna dobiegać głos Señora Llosy…

 

Olecko, Kraków, Mario Vargas Llosa

 

Czytać nauczyłem się mając pięć lat, w klasie brata Justyniana w Colegio de La Salle w Cochabambie w Boliwii. Czytanie to najważniejsza rzecz, jaka mi się życiu przydarzyła. Prawie 70 lat później wciąż wyraziście pamiętam, jak magia przekładania słów z książek na obrazy odmieniła moje życie, obaliła bariery czasu i przestrzeni i pozwoliła przebyć z kapitanem Nemo 20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi, walczyć u boku d’Artagnana, Atosa, Portosa i Aramisa przeciw knowaniom grożącym Królowej w czasach przewrotnego Richelieu i czołgać się jak Jean Valjean przez wnętrzności Paryża z rannym Mariuszem na plecach. Czytanie zmieniało sen w życie, a życie w sen, kładło w zasięgu małego człowieczka, jakim byłem, wszechświat literatury…

 

Tak więc, fragmentem przemowy noblowskiej wygłoszonej przez Mario Vargasa Llosę, rozpoczęto prawie dwugodzinną rozmowę o literaturze, nagrodzie Nobla, języku hiszpańskim, początkach kariery sławnego pisarza, ale także o kontrowersjach wokół jego politycznego zaangażowania, zmianach zachodzących w Ameryce Łacińskiej, a nawet o.. facebooku.

 

Zaraz na początku spotkania, jak i pod jego koniec wybitny gość podziękował zarówno swojemu polskiemu wydawcy, jak i licznej publiczności, podkreślając, że w niewielu miejscach na świecie można zgromadzić tyle osób zainteresowanych rozmową o literaturze. Mówił, że w Polsce na jego spotkaniach pojawia się dużo młodych ludzi, co daje mu wiarę, że literatura ma jeszcze przed sobą długą przyszłość.

Po całej dyskusji i gorących oklaskach na gościa czekała jeszcze jedna niespodzianka – Magdalena Navarette, wybitna wokalistka muzyki latynoskiej przygotowała specjalnie dla noblisty starą peruwiańską piosenkę “Tal Vez”

 

Olecko, Kraków, Mario Vargas Llosa

 

(Piosenkę można znaleźć tu: http://www.youtube.com/watch?v=bSRlk-Xr_TQ)

 

Chociaż na spotkaniu nie było ani “pytań z sali” ani podpisywania książek, gdyż pisarz był już zmęczony, to chyba wszyscy uczestnicy wyszli z sali w podniosłych nastrojach, zafascynowani postacią słynnego pisarza.

 

Poniżej prezentujemy szczegółowy przebieg dyskusji. Jako, że spotkanie było długie, to dyskusja ta zostanie opublikowana w dwóch częściach. Cześć pierwsza przed Państwem.

 

Pańskie przemówienie wygłoszone podczas ceremonii wręczenia Panu literackiej nagrody Nobla to była nie tylko piękna mowa dziękczynna, ale, jak twierdzi wielu, było to również arcydzieło literatury. Brzmiała ona tak, jakby ją mówił Pan od serca. Czy musiał ją Pan sobie wcześniej napisać?


Tak, mowa była napisana. Czytałem wcześniej też inne przemówienia, ale w swojej mowie chciałem wspomnieć o tym, co oznacza powołanie literackie w życiu osoby, która dostaje nagrodę tej rangi. Ważne dla mnie było, aby wspomnieć także o tym w jaki sposób narodziło się i rozwijało moje powołanie – najpierw do czytania i potem do pisania. Jakie miało to znaczenie dla całego mojego życia. Chciałem również podziękować osobom, które bardzo mi pomogły i bardzo mnie wspierały wrozwoju mojego powołania, ale także dokonać pewnej refleksji o znaczeniu literatury w życiu człowieka i całych społeczeństw. Chciałem pochylić się nad rolą fikcji, która wzbogaca nasze życie i zastanowić się jaka jest reguła tej fikcji dla tak ważnych rzeczy jak wolność, demokracja, legalizm i współistnienie w różnorodności. Jako pewną anegdotę powiem Panu, że musiałem napisać tą mowę w bardzo trudnych okolicznościach, ponieważ to były dni, kiedy miałem mnóstwo obowiązków. Prowadziłem wówczas zajęcia na jednym z Uniwersytetów i nagle stałem się centrum tej całej agresji medialnej, jaka ma miejsce kiedy ktoś dostaje nagrodę Nobla. Tak naprawdę więc, sam sobie kradłem czas – pisałem małymi krokami, zazwyczaj bardzo wcześnie rano lub bardzo późno w nocy. Na szczęście udało mi się skończyć na czas.

 

Chociaż jest Pan autorem uniwersalnym, to pisze Pan po hiszpańsku. I tu pytanie do Abla Murcia Soriano – kim jest Mario Vargas Llosa dla literatury i języka świata hiszpańskojęzycznego?


Myślę, że to sam Don Mario powinien o tym mówić. Ilość opublikowanych przez niego książek od początku lat sześćdziesiątych i jego ciągłe istnienie w literaturze hiszpańskojęzycznej jest bardzo ważne. Swego czasu Mario Vargas Llosa wziął udział w boomie literatury latynoskiej, ale na tym się nie skończyło, gdyż on dalej pisze. Myślę, że autorzy piszą dlatego, że nadal mają czytelnikowi, a czytelnicy w jakiś sposób domagają się od nich tej obecności, żeby pisali dalej. Tutaj chciałbym przejść do mojego pytania:

 

Szymborska potraktowała przyznanie jej nagrody Nobla jako katastrofę (nazwała ją “tragedią sztokholmską”), a jaki ta nagroda miała wpływa na Pana – zarówno przed jak i po jej przyznaniu?. Czy w ogóle po dostaniu nagrody Nobla można coś jeszcze napisać?


Nobel oznaczał dla mnie przede wszystkim wielką niespodziankę. Przeprowadzaliśmy się wtedy do Nowego Yorku i nawet nie wiedzieliśmy, że w tym okresie komitet noblowski podejmował decyzję o przyznaniu nagród. Tak więc byliśmy zupełnie nieprzygotowani na tą niespodziankę, jaką było podniesienie słuchawki telefonu tamtego wieczoru. Dostanie nagrody nobla sprawia, że taka osoba zostaje osobą publiczną. Natychmiast więc staje się celem dociekliwości dziennikarzy. Pod tym względem życie naprawdę się zmienia. Wcześniej nie wyobrażałem sobie, że nagroda Nobla oznaczać będzie taką zmianę. To uznanie było jednak oczywiście bardzo przyjemne i stanowiło też promocję moich książek, tego wszystkiego, co napisałem, za co jestem wdzięczny. To był też pierwszy okres w moim życiu, kiedy nie pracowałem w taki zdyscyplinowany sposób jak zazwyczaj. Wszystko przez te po-noblowskie obowiązki. Ja bardzo lubię pracować, bo mam to szczęście, że robię to co lubię. Mam więc nadzieję, że niedługo będę mógł wrócić do pracy. Jeżeli chodzi o moje pisarstwo, to jestem pisarzem, który pisze od wielu lat, dlatego też można mówić o pewnej rutynie pisania, tak więc podejrzewam, że ta nagroda nie zmieni nic w stylu mojego pisania. Będę tą samą osobą, jaką byłem przed otrzymaniem nagrody.

 

Zaczynał Pan jako pisarz peruwiański, potem dotarł Pan do innych czytelników hiszpańskojęzycznych. Czy pamięta Pan moment kiedy uświadomił sobie Pan, że Pańskie książki docierają do czytelników na całym świecie?


Tak, dobrze pamiętam ten moment, kiedy odkryłem, że moja książka jest czytana przez czytelników innych języków. To było na początku lat 60. i to była moja pierwsza powieść. Najpierw trudno było mi znaleźć wydawcę. Mieszkałem wtedy Paryżu i pewien profesor, iberysta francuski przeczytał rękopis i zasugerował mi, żebym wysłał ją do Carlosa Barrala z Barcelony. Miałem sporo wątpliwości, gdyż w tamtych czasach istniała w Hiszpanii ostra cenzura. Wysłałem jednak rękopis i parę tygodni później dostałem bardzo serdeczny telegram od Carlosa, że będzie on za kilka tygodni w Paryżu, chciałby się spotkać i bardzo chce wydać tę książkę, Byłem wtedy bardzo szczęśliwy. Książka została faktycznie wydana, a niedługo potem dostałem od Carlosa kolejny telegram. Telegram ten wprawił mnie w osłupienie – Carlos informował mnie w nim, że podpisał dziesięć umów na tłumaczenie mojej książki. Nie mogłem w to uwierzyć. To był właśnie pierwszy taki moment. Inni pisarze peruwiańscy czy nawet hiszpańscy mieli stosunkowo mały zasięg jeżeli chodzi o czytelników. Nie znałem chyba wówczas żadnego innego pisarza, którego działa tłumaczone byłyby na inne języki. Takie zainteresowanie moją książką stanowiło również dla mnie wielką zachętę do dalszej pracy literackiej, a miałem wtedy już daleko posuniętą druga powieść. Moje życie bardzo się odmieniło. Do tamtej pory sądziłem, że choć pisanie jest moim powołaniem to mogę mu poświęcać jedynie część życia, gdyż resztę muszę poświęcić na pracę zarobkową żeby się utrzymać. Ten telegram natomiast spowodował, że zacząłem myśleć o tym, że może pewnego dnia będę się mógł zająć tylko pisaniem.

 

Potrafi Pan pisać o rzeczach ważnych. Ważnych nie tylko dla mieszkańców Piury, Limy, Arequipii czy generalnie świata hiszpańskojęzycznego, ale dla nas wszystkich. Zwrócę się teraz do Macieja Jasińskiego – pisarza, dla którego nie ma tajemnic w relacjach między polityką, sztuką, a społeczeństwem – Maćku czy Twoim zdaniem świat potrzebuje takiego intelektualisty, takiego pisarza?


M.J.: Przetłumaczyliśmy i opublikowaliśmy w całości mowę noblowską Pana Llosy po pierwsze dlatego, że uznaliśmy ją za arcydzieło, a po drugie, że było to dojmujące wyznanie wiary intelektualisty i pisarza zarazem. Wątkiem przewodnim Pańskiej mowy noblowskiej, Don Mario, jest to, że fikcja literacka, tworzenie i wybieganie w marzenia jest całą istotą cywilizacji. Jest tym co nas odróżnia nas od pestki. Tym, co nas czyni ludźmi kulturalnymi i społecznymi. Sądzę, że dokładnie to, co napisał Pan w tej mowie noblowskiej, robi Pan w życiu. Zarówno wtedy kiedy pisze Pan powieści, kiedy uprawia Pan cywilizacyjną fikcję, która wszystkich nas czyni lepszymi, jak i wtedy, kiedy jest Pan publicystą, komentatorem, dziennikarzem, a także “politykującym człowiekiem”, który uważa za swój obowiązek istnienie w przestrzeni publicznej. W tym sensie jest pan stu procentowym republikaninem. Pan się zajmuje tym, czym jest “res publica” – rzeczą publiczną. Wiem, Don Mario, że Pan nie lubi, żeby na Pańskich wieczorach autorskich pytać tylko o politykę, wobec tego spytam o obie te rzeczy – jak Pan to robi, że jest Pan w stanie, jako pisarz, godzić tą cywilizacyjną misję pisarza-opowiadacza-zmyślacza z komentatorem życia publicznego, jak świat długi i szeroki. Bo komentuje Pan sprawy Izraela, własnego kraju – Peru, wszystkich innych krajów Ameryki Łacińskiej i światowej polityki. Jak Pan sobie z tym daje radę?

 

M.V.L: Moim powołaniem tak naprawdę jest literatura i to jej poświęcam najwięcej czasu. Literatura jest tym, co najbardziej kocham. Z drugiej jednak strony nie przepadam za wizerunkiem pisarza jako osoby, która odcięła się zupełnie od świata. Osoby, która zamknęła się w bibliotece po to żeby lepiej, wygodniej żyć. Nie podoba mi się to. Chciałbym chociaż jedną nogą stać na ulicy, zakotwiczyć się jakoś w życiu codziennym, w życiu innych ludzi. Mieć kontakt z historią, która staje się na co dzień. Mam wrażenie, że pisarz, który izoluje się od świata, przecina więzy z rzeczywistością, ryzykuje tym, że jego literatura straci witalność i oddech, który nadaje literaturze życie codzienne. Te wszystkie wyzwania i nadzieje, którymi żyją ludzie w jakiś sposób przenikają twórczość literacką. Tym mostem pomiędzy pisaniem a ulicą, jest dla mnie praca dziennikarska. Dlatego też od zawsze zajmowałem się dziennikarstwem, któremu zawdzięczam mnóstwo doświadczeń i szereg tematów, które wykorzystałem w moich opowieściach i sztukach teatralnych. Dziennikarstwo pomogło mi również uformować moje opinie polityczne i brać udział w debacie publicznej. Sądzę, że pisarz, tak jak wszyscy obywatele, ma obowiązek moralny brania udziału w tym, co się dzieje w jego kraju, w jego mieście, w jego czasach. Istnieją obecnie ogromne problemy na świecie, którym trzeba stawić czoła i sądzę, że pisarzom łatwiej jest stanąć na trybunie i mówić do ludzi. Uważam, że powinni to robić, broniąc tego w co wierzą i krytykując to, co jest ich zdaniem złe. Nie twierdzę jednak, że pisarz powinien angażować się w profesjonalną politykę. Natomiast powinien brać udział w debacie publicznej, chociażby po to, aby coś wnieść na przykład do sposobu w jaki używamy języka. Polityka ma taką tendencję, że często korzysta z retoryki pełnej banałów i stereotypów, tak więc jeżeli pisarz bierze udział w debacie publicznej to może wnieść pewną świeżość i autentyczność do języka polityki. Polityka to nie tylko zarządzanie tym, co istnieje. Bardzo ważną rzeczą jest to, żeby polityka miała też pewną fantazję i wyobraźnię, które to cechy są charakterystyczne dla fikcji literackiej. Ważne, żeby polityka wybiegała myślą w przyszłość i miała pewien walor twórczości, dlatego również tutaj pisarz może coś wnieść. Jeżeli wierzymy w demokrację, to wierzymy też w to, że nikt nie powinien rezygnować z polityki, chociaż wielu polityka się nie podoba. Pomimo tego, że moim powołaniem jest literatura i generalnie jestem pisarzem, to owszem, biorę udział w debacie politycznej w zasadzie cały czas ponieważ wydaje mi się, że jest to część mojej pracy, nie tylko jako pisarza, ale również obywatela.

 

Jak więc przeżywa Pan to, że w bardzo wielu środowiskach, głównie w Ameryce Łacińskiej, ze względu na Pańskie zaangażowanie w życie publiczne jako dziennikarza, komentatora i krytyka współczesności jest Pan nielubiany i wręcz odrzucany, choć ci sami ludzie oddają Panu hołd jako wielkiemu pisarzowi? Przydarzyło się Panu niedawno, że w Argentynie nie chciano Pana gościć, i ci sami ludzie, którzy nie życzyli sobie Pańskiej obecności w Buenos Aires pisali i mówili, że owszem pisarzem jest Pan wielkim, ale komentatorem wstrętnym. Pan, który jest człowiekiem publicznym i zaangażowanym musi to dotkliwie przeżywać, że jest Pan jednocześnie wielbiony i nienawidzony…


Cóż, niestety nigdy nie będziemy się wszyscy zgadzać co do kwestii politycznych. Każdy ma swoje opinie i poglądy polityczne. Charakterystyczną rzeczą dla polityki jest również to, że wzbudza różnego rodzaju emocje. Bardzo często w polemice politycznej pojawiają się różne wyzwiska i nieprzyjemne opinie o różnych ludziach. Sądzę, że w Ameryce Łacińskiej ma to miejsce dużo częściej niż w innych częściach świata. Wydaje mi się, że owszem, często jestem krytykowany za moje przekonania polityczne, wielu moim przeciwnikom moje opinie się nie podobają, ale też chciałem przypomnieć, że nie wszyscy lubią moją literaturę. Moja twórczość literacka również ma wielu krytyków. Nie podoba mi się jednak to, że ludzie dość często oddzielają pisarza od obywatela, który ma prawo do komentowania polityki i rzeczywistości. Jest to bardzo częste zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej. Tam się mówi, że opinie polityczne Pana Mario Vargasa Llosy są prawicowe, natomiast jego powieści są lewicowe. Dla mnie ten podział jest jedną wielką tajemnicą, której nie jestem w stanie zrozumieć. Mnie się wydaje, że jestem cały czas tą samą osobą zarówno kiedy pisze moje powieści, jak i wtedy, kiedy dzielę się moimi opiniami politycznymi. W ogóle te wszystkie rzeczy jakie popieram, czyli na przykład wolność czy demokracja, jak i krytyka, na jaką mogą liczyć wszystkie formy autorytaryzmu i wszystkie dyktatury na całym świecie, wszystkie te moje opinie na pewno pojawiają się też w historiach, które opowiadam na papierze, kiedy pisze powieści czy dzieła teatralne. W Ameryce Łacińskiej w świecie intelektualistów wszyscy byli raczej za wizją lewicową w wydaniu marksistowskim. I ja, mniej więcej w połowie lat 60. poczułem wielkie rozczarowanie poglądami skrajnej lewicy czy socjalizmu tamtych czasów. Socjalizmu, który był obecny w Związku Radzieckim. To wszystko sprawiło, że miałem bardzo wiele nieporozumień z intelektualistami, czy pisarzami, którzy dalej tkwili w tym uwielbieniu dla skrajnej lewicy. Natomiast wydaje mi się, że to, co reprezentowało socjalizm w świecie w tamtym momencie już nie istnieje. Wszyscy byliśmy świadkami tej sowieckiej wersji socjalizmu. Wydaje mi się, że w tym momencie na świecie na nowo postrzega się socjalizm i to samo ma miejsce w Ameryce Łacińskiej. Obecnie sytuacja na tym kontynencie zaczyna się trochę zmieniać. Wydaje mi się, że dzisiaj bardzo ciekawym zjawiskiem jest to, że w Ameryce Łacińskiej mamy dużo więcej krajów demokratycznych niż krajów, gdzie rządzą dyktatury. Co jest tutaj najbardziej interesujące – demokracje dzisiejszej Ameryki Łacińskiej cieszą się bardzo szerokim poparciem społeczeństwa. Co więcej istnieją liczne porozumienia dotyczące tak ważnych kwestii jak na przykład rozwój firm prywatnych. To jest wielka nowość w wielu krajach Ameryki Łacińskiej i wydaje mi się, że wszystko to jest wynikiem pewnego długiego procesu wzrostu czy uwspółcześnienia Ameryki Łacińskiej. Nie chcę powiedzieć, że ta wojna przeciwko autorytaryzmom została wygrana raz na zawsze, jednak cały czas idziemy bardzo ważną drogą zmian co mnie bardzo cieszy.

 

C.d.n.

 

Komentarze
Więcej w kultura, Literatura, Mario Vargas Llosa
Co, gdzie, kiedy – przegląd wydarzeń nadchodzącego tygodnia

To specyficzny tydzień. Świąteczny, zadumany. Refleksyjny. Jednak, gdy wszyscy, mamy nadzieję, szczęśliwie wrócicie do domów, do pracy, do spraw codziennych...

Zamknij