sejm nie Sejm, Polska nie Polska, pryszcze i pojedynki na miny. Wesołych wakacji

Spojrzałem wczoraj na obrady Sejmu. Jezu, po co, po co – zapytałem, bo przecież od wielu lat nie mam TV, mam za to więcej czasu i spokoju (choć mój spokój, co i rusz któryś z ministrów – Zdrojewski/Gliński – próbuje naruszyć mówiąc mi, że mam płacić za TV, której nie oglądam).

Patrzę na Sejm, a tam nie Sejm, ale sejm. A w środku nie dojrzali, odpowiedzialni ludzie, ale jakieś pryszczate nastoletnie, rozhisteryzowane towarzystwo, które buja emocjami na prawo i lewo, jakbym im rodzice tablet zabrali. Słowa (zazwyczaj dalekie od elegancji i powagi) fruwają w powietrzu z gracją plastikowych reklamówek po pustych ulicach. Już nie chodzi o to by rację przestawić, ale by słowem uszczypnąć, w mordę czasami nawet przywalić, napluć, zdeptać, sponiewierać. Słowa więc latają splugawione,  obite, jak kobiety na plakatach o przemocy domowej. I wszyscy mają radochę. Bo kto przywali mocniej ten miszcz. Przynajmniej dla jednej ze stron. I jakoś tak pojedynek na miny Miętusa i Syfona mi się przypomniał, to absurdalne gęb napinanie. Finał tej walki był jednak groźny i złowieszczy. Ale znów, kto by się w takich popisach literaturą przejmował i po rozum do głowy poszedł? Gdybym był pracodawcą posłów, to dziś na biurku 99% z nich leżałyby wypowiedzenia. A idźcie pluć gdzie indziej, a nie na sejmową mównicę strzykacie głupotą jak jaszczurki.

O co w tym wszystkim chodzi? O spór zdaje się fundamentalny. O, jak to mówią niektórzy, trzecią władzę. Problem tylko w tym, że ta trzecia władza sama sobie sędzia, katem i Bogiem jest. A ja jakoś nie wierzę we władzę bez nadzoru. Bo nawet najszlachetniejsi i najmądrzejsi ludzie zamknięci we własnym kręgu błędy popełniają. W końcu Stalin i Hitler też byli uroczymi bobasami i rozkosznymi trzylatkami. Nie po to człowiek Boga wymyślił by nie mieć nad sobą nadzoru. Niestety.

Tyle tylko, że miast reformy głębokiej, systemowej partia rządząca zaproponowała zmianę personalną nad którą pieczę ma sprawować jeden człowiek. W dodatku o inklinacjach inkwizytora. Słabe. Bo zakłada, że ludzie PiS to są jacyś nadludzie, oporni na pokusy, bez słabości. Rozglądam się dookoła i takich nie widzę. Po żadnej ze stron. Widzę natomiast, że ludzka natura ułomna jest i próżna. Każda.

Ku czemu to zmierza? Nie wiadomo. W finale wczorajszego pojedynku na miny Jarosław Kaczyński niczym Miętus postanowił przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i walnąć w twarz wszystkich, co się z nim nie zgadzali i co wcześniej bratem go tykali. Rwetes podniósł się niemożebny. Na mównicę wpadła rozemocjonowana dama, która niestety jak dama się nie zachowywała, a potem to juz w ogóle pandemonium. Dziś media żyją głównie owym miętusowym przywaleniem w twarz. Jedni grzmią, wyciągają armaty moralności, stopniują przymiotniki w sposób wydawałoby się niemożliwy (nie wiem czemu politycy i dziennikarze wierzą, że jak na przykład sto razy słowo hańba odmienią, to będzie ta hańba bardziej haniebna – ot zagadka). Ci, którzy jeszcze kilka dni temu usprawiedliwiali mało błyskotliwą ripostę redaktora Michnika, na mało błyskotliwe pytanie pewnego “dziennikarza” troską o brata, dziś temu drugiemu bratu troski odmawiają. Zrozumie to ktoś? Bo ja się w tym gubię. Bo mnie się wydaje, że jeden i drugi na infamię zasługuje.

Padają więc kolejne słowa, pryszcze na twarzach napięte do granic wytrzymałości, za chwile zdaje się pękną i zaleje nas obrzydliwy łój. A potem pewnie poleje się krew. Obie strony krwi potrzebują i łakną by dolać jej do swojego paliwa. I obie strony zatraciły się w tym min pokazywaniu bez umiaru. Co gorsza, nieodwracalnie.  A wszystko to podobno dla Polski.

I jakoś nikt nie widzi, że po tym wszystkim ani Polska lepsza nie będzie, ani Sejm, ani sądy, ani “Gazeta Wyborcza” i “W sieci” ani Michnik ani Kaczyński. Ani my, choć tego nie chcieliśmy, ale oberwiemy rykoszetem.

Z tej awantury pożytek tylko taki, że choćby mi płacono duże pieniądze to przez najbliższe 150 lat nie mam zamiaru oglądać ani TV ani Sejmu ani polityków. Uff, pogoda znów wakacyjna, czas pójść nad wodę. Oni i tak skoczą sobie do gardła. Ze mną czy beze mnie. Choć w tej sprawie mam wybór. Wybieram więc beze mnie.

Wesołych wakacji.

Komentarze
Więcej w Olecko, Parlament
Uliczna lampa nie świeci. Możesz to zgłosić

Ratusz informuje i zachęca: Od 1 stycznia 2017r. firma INSTALATOR jest odpowiedzialna za bieżące utrzymanie i konserwację oświetlenia ulicznego i...

Zamknij