Trudi Canavan: Chciałabym napisać książkę o czekoladzie

Trudi Canavan przyjechała do Polski w maju. Spotkała się ze swoimi czytelnikami w czasie Warszawskich Targów Książki oraz na kilku spotkaniach zorganizowanych w Warszawie. Wszędzie czekały na nią tłumy czytelników.

 

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Galeria Książki udało mi porozmawiać z autorką „Trylogii Czarnego Maga” pomiędzy licznymi spotkaniami autorskimi.

 

Więcej na temat Trudi Canavan i jej książek znajdziecie tutaj:

http://galeriaksiazki.pl/

http://www.facebook.com/wydawnictwogaleriaksiazki

 

Redakcja iOlecko.com: Czy czuje się Pani profanką w męskim świecie fantasty? Jak Sonea, która złamała monopol mężczyzn na bycie magiem?

 

Trudi Canavan: To trochę dziwne, że tak jestem odbierana, bo w Australii jest spora grupa kobiet piszących fantasy. Z jednej strony można się zastanawiać, tak zupełnie na marginesie dlaczego świat pisarzy fantasy jest postrzegany jako męski. Z drugiej strony pewnie warto postawić pytanie, czy aby w Australii nie ma za mało mężczyzn, którzy publikują powieści fantasy, skoro na świecie tendencje są nieco odmienne niż w Australii.

 

Czy to oznacza, ze w Australii jest więcej kobiet niż mężczyzn piszących fantasy?

 

Tak, zdecydowanie. Natomiast jeśli chodzi o Soneę; rzeczywiście świat magów jest w większości męski, ale to nie znaczy, że kobiety nie trafiają do kasty magów. Po prostu bardziej są związane z uzdrawianiem, z leczeniem. Chociaż są też wojowniczki – kobiety, które zajmują się magią bojową. To nie jest problem płci, ale raczej tego, że świat magów jest trudny do osiągnięcia dla klas niższych, nie dla kobiet, ale dla biednych.

 

Porozmawiajmy o kobietach i mężczyznach i o relacjach społecznych. Wydaje mi się, że problem społecznych i klasowych nierówności jest bardzo ważnym elementem konstruowanego przez Panią świata. Większość konfliktów wynika stąd, że świat nie jest idealny, nie jest światem społecznie doskonałym. Niemniej w „Trylogii Zdrajcy” pojawia się miasto “idealne”, choć owa idealność jest pozorna, pojawiają się też wątki feministyczne. Czy feminizm jest Pani bliski?

 

Jestem kobietą i akceptuję pewne idee, dlatego czuję się trochę feministką. Ale jest też tak, że nie ma idealnego świata. Gdyby świat był zdominowany przez kobiety, co pojawiało się już wiele razy w literaturze, to nie byłby on doskonały. Zakazane miasto z „Trylogii Zdrajcy” jest więc rodzajem zabawy z tym pomysłem. Ale tak naprawdę społeczeństwo Kyralii, czy jeszcze bardziej Sachaki jest zróżnicowane nie dlatego, że kobiety są źle traktowane (bo raczej nie są), ale dlatego że istnieje niewolnictwo. Właśnie w „Zakazanym mieście”, które z różnych powodów, zerwało z niewolnictwem, powstało społeczeństwo znacznie bardziej demokratyczne, czy też o wiele bardziej społecznie sprawiedliwe, niż to, z którego wywodziła się większość mieszkańców Zakazanego miasta – Sachaki. To niewolnictwo jest jednym z najbardziej okrutnych elementów opisywanego przeze mnie świata i płeć nie jest w tym przypadku problemem.

 

Czytając Pani książki ukułem może dość niefortunne sformułowanie, że tworzy Pani “społeczną literaturę fantasy”. Mam wrażenie, że w opisywanym przez Panią świecie mamy do czynienia z całą masą motywów, szczegółów i nawiązań wprost z naszego świata – ksenofobia, nierówności społeczne, mniejszości i traktowania „innych” jako “odmieńców”. To są problemy współczesnego świata. Cały czas słyszymy na ten temat dyskusje.

 

Dorastałam w czasie przemian i społecznych dyskusji. Miałam kilkanaście lat jak zaczęły się ruchy feministyczne, praw człowieka. Zawsze łatwiej jest łatwiej komentować współczesne problemy poprzez opisywanie innej kultury, bo wtedy dostrzegamy to, co na co dzień nam umyka. Ale muszę zaznaczyć, że te problemy, o których Pan mówi, które jak mi się wydaje nie występują wprost w mojej twórczości, to efekt dyskusji jaką przeżyliśmy w latach 70. Przynajmniej u nas, w Australii. Dziś wszystko wygląda inaczej i o wiele lepiej niż 40 lat temu. Ale fantasy zawsze jest osadzone „w średniowieczu”. Gdybym więc napisała o równym społeczeństwie, to zostałoby to uznane za przesadnie współczesne.

 

Dla mnie te postacie są ubrane w kostiumy średniowieczne, natomiast są bardzo współczesne.

 

To nie są postaci współczesne. W historii było tak, że mieliśmy do czynienia ze społeczeństwem bardziej wolnym niż w tej chwili, ale wiele razy bywało o wiele gorzej. To nie jak tak, że kobiety ze swoimi problemami nie występowały w przeszłości. Podobnie na przykład z gejami. To raczej układ fabuły jest współczesny, bo to są rzeczy, o których się kiedyś nie pisało. Natomiast same problemy i historia pozostają uniwersalne.

 

Mam jednak wrażenie, że kobiety w Pani książkach pozostają niepewne i słabe. Weźmy na przykład Soneę, która pomimo swojej wielkiej siły musi się otaczać mężczyznami, którzy jej doradzają. Ona nawet nie jest typowym bohaterem fantasy, który wszystko może, ma w sobie nadzwyczajną, wyróżniającą ją siłę. Cały czas jest ograniczana przez konwenanse, przez społeczeństwo, w którym funkcjonuje, ale także przez przeszłość i samą siebie. Ona nawet na syna nie ma wpływu.

 

Nikt nie jest w pełni niezależny. Gdyby Sonea była facetem, to również miałaby całą masę ograniczeń podobnego typu. Owszem, część jej problemów wynika z tego, że jest kobietą, bo kobiety są specyficzne, ale jak mówię, nawet gdyby funkcjonowała jako mężczyzną to i tak byłaby ograniczana, bo w świecie, który stworzyłam każdy jest ograniczany.

 

W tym świecie wszyscy są bardzo samotni, świat magii, który zawsze wydaje nam się światem niezwykłym, jest jednocześnie światem pustym i dość zimnym. Bohaterowie mimo posiadania magii i pewnych nadzwyczajnych atrybutów, borykają się z własną świadomością. Niemal każdy jest zdany na samego siebie.

 

Interesujące spostrzeżenie. Ja osobiście nie mam takiego wrażenia. Ale niewykluczone, że tak trochę jest.

 

Wydaje mi się, że to wynika z hierarchii tego świata. To jednak jest państwo średniowieczne, a więc feudalne, rozwarstwione z wyraźnymi liniami podziału. Być może stąd jest problem z naturalnym kontaktem, który buduje silne więzi.

 

Rzeczywiście trochę tak jest. Lorkin jest jakby z dwóch światów, funkcjonuje pomiędzy nimi. Wszyscy wiedzą, że on jest niskiego pochodzenia, ale jest też synem potężnego maga. Nie pasują mu jednak rozrywki charakterystyczne dla świata jego dobrze urodzonych kolegów. Być może dlatego, że cały czas czuje brzemię swego pochodzenia. Jest więc magiem na granicy dwóch światów. I to prawdopodobnie jest odpowiedź na pytanie dotyczące samotności. Ale pomiędzy pierwszą, a drugą częścią trylogii następują bardzo dramatyczne zmiany w tym społeczeństwie i to też ma swój wpływ, na to jak funkcjonują poszczególne postacie.

 

Chciałbym zapytać o tożsamość. Kyralianie cały czas poszukują swojej historii. Czy to ważne żeby naród miał własną tożsamość? Czy ten problem nie wynika z tego, że Australia poszukuje swojej tożsamości podobnej do tej jaką mają państwa europejskie?

 

Korzenie są ważne, jak się nie bierze ich zbyt poważnie. Australia jest dziwnym, bo bardzo starym krajem z bardzo młodym narodem. Sedno problemu nie tkwi w tym, że Australia nie ma korzeni, ale raczej, że ma ich bardzo dużo. Osobiście uważam, że to dobrze. Dlatego Australia i jej problemy nie jest tożsama ze światem, przedstawionym w książce.

 

Określa siebie Pani jako racjonalistkę, ale pracuje Pani w bardzo nieracjonalnym zawodzie.


Tak, jestem racjonalistką – nie wierze w magię. Moja narracja to jest rodzaj zabawy. Większość osób piszących fantastykę, to osoby bardzo racjonalne, nie wierzą w istnienie świata, który opisują. Ale chociaż jesteśmy tak strasznie racjonalni, to bardzo fascynuje nas, to co jest po drugiej stronie, co niemożliwe, nieracjonalne, zarówno w sensie religijnym jak i fantastycznym.

 

Powiedziała Pani, że nie wierzy Pani w magię, a w cuda… mam wrażanie, że stworzony przez Panią świat jest pozbawiony teologii.

 

Nie pochodzę z bardzo religijnej rodziny i miałam wrażenie, że nie jestem w stanie przekonująco opisać całej teologii. Choć pojawiały się takie sygnały, że może powinnam się tym bardziej zająć. Ale teologia jest obecna w „Erze Pięciorga”.

 

Muszę przyznać, że dla mnie jednym z piękniejszych momentów „Misji Ambasadora” był fragment, gdy Sonea na cmentarzu zaczyna rozważania o eschatologicznym zabarwieniu. Ale to pojawia się bardzo dyskretnie.


Zostawiłam to otwarte, do interpretacji.

 

Napisała Pani we wstępie do drugiego tomu, że uwzględniła Pani sugestie czytelników. Jakie to było sugestie?


Mam kilku zaufanych przyjaciół, którym najpierw daję książkę do przeczytania i wierzę, że oni wyłapią moje ewentualne pomyłki. Dostaję też mnóstwo listów od czytelników, którzy mi podpowiadają jak mogłabym coś rozwiązać. Na mojej stronie internetowej jest wzmianka, że jeśli ktoś dotarł do czegoś co go zbulwersowało i chce natychmiast do mnie napisać i protestować, to jestem skłonna odejść od komputera, przespać się z tym, przemyśleć i wrócić do tego następnego dnia.

 

Czy ma Pani już napisane zakończenie „Trylogii Zdrajcy” i czy jak J.K. Rowling trzyma je Pani w sejfie. I czy będą protesty czytelników?


W pewnym sensie mam już zarys całej książki, bo musiałam złożyć konspekt u wydawcy. Ale to nie jest tak, że wszystko jest już przesądzone, napisane, a ostatni rozdział zamknięty. Jeszcze coś można zmienić.

 

Czyli polscy czytelnicy mogą wysyłać sugestie dotyczące zakończenia?

 

Na stronie mam napisane, żeby nie przysyłać mi pomysłów. Z dwóch powodów. Pierwszy jest prawny. Nawet jeśli nie umieszczę jakiegoś pomysłu w oryginale, to i tak ktoś zawsze może mi zarzucić różne rzeczy. Drugi powód jest powiedzmy osobisty. Mam taki opór wewnętrzny, że jeśli ktoś mi radzi, żebym coś zrobiła, to ja właśnie tego nie robię.

 

Chciałem zapytać o genezę „Trylogii Zdrajcy”. Co Panią zainspirowało, bo wydawało się po „Trylogii Czarnego Maga”, to już historia domknięta, a jednak Pani do niej wróciła?


Gdy skończyłam pierwszą trylogię, to nie miałam zbyt wielu pomysłów, na to by opowiedzieć coś więcej o tym świecie. Ale, gdy skończyłam „Erę Pięciorga”, to okazało się, że te pomysły skumulowały się w dostatecznej ilości, aby można było zacząć nowy cykl. Nie było jednak pojedynczego impulsu, raczej lawina pomysłów.

 

Czy nadal czyta Pani głównie literaturę fantasy i czasami science fiction?


Tak, głównie czytam fantasy, rzadziej science fiction. Oczywiście, gdy chcę być na bieżąco, to sięgam także po książki z innych gatunków. Czasami ktoś mi poleci, coś dobrego, ale w 90% moje lektury to fantasy.

 

Czyli jak wchodzi Pani do księgarni, to od razu kieruje się Pani do działu “fantasy”?


Zazwyczaj książki fantasy dostaję albo od wydawców, albo od przyjaciół, którzy je właśnie wydali. Jeżeli kupuję książki, to staram się to robić w niezależnych, niesieciowych, specjalistycznych księgarniach. W ten sposób chcę je wspierać. Ale jak wchodzę do księgarni, to nie idę prosto do działu fantasy, ale buszuję po całej księgarni. Szukam jakichś perełek, czegoś na prezent lub książek, których nie mogłam wcześniej znaleźć.

 

A gdyby miała Pani wybrać swoją ulubioną książkę, która nie jest z dziedziny fantasy?


“Guns, Germs, and Steel: The Fates of Human Societies” napisana przez Jareda Diamond. Książka jest o tym dlaczego pewnym cywilizacjom udało się przetrwać, a inne upadły.

 

Chciałem zapytać o „Gwiezdne Wojny” – woli Pani pierwszą czy drugą trylogię?


Formalnie drugą, ale podobają mi się obie.

 

Wspominała Pani kiedyś, że chciałaby zostać filmowcem. Nie ma Pani, pokus żeby napisać scenariusz.

 

Myślałam o tym, ale mam jeszcze czas.

 

A czy jeśli ktoś zakupi prawa do filmowej adaptacji Pani książki to napisze Pani scenariusz do takiego filmu?


Nie, wolałabym, żeby zajął się tym, ktoś z większym doświadczeniem.

 

[Trudi Canavan w tak zwanym międzyczasie narysowała piękny obrazek… Warszawy] Na ile rysowanie dla Pani jest ważne? Jak to się ma do pisania? Czy pisanie to zawód, a rysowanie to hobby, na ile to jest prywatne?


Malowanie jest czymś więcej niż hobby. Gdy maluję, to czuję się osobą szczęśliwszą. Ale też lepiej mi się dzięki temu piszę – łatwiej. Jeden typ twórczości inspiruje drugi.

 

Czy koty to są Pani ulubione zwierzęta? Czy ma Pani koty w domu?


Ten kot (zdjęcie) ma 18 lat. To mój ulubieniec, nawet nie pozwalam mu siadać sobie na kolanach, bo boję się, że spadnie i coś sobie zrobi.

 

A ma Pani jakieś literackie marzenie? Czy może gdzieś z tyłu głowy jest pomysł na opowieść spoza fantasy, coś z czym by się Pani chciała literacko zmierzyć?

 

Może horror? Kiedy byłam nastolatką myślałam o napisaniu opowieści o wynurzających się dawno zasypanych wioskach w Australii, w których żyje potwór, ale w końcu nigdy o tym nie napisałam. A! Zawsze chciałam napisać książkę o czekoladzie!

 

A tak już poza tematem – czy nie było Pani tu w Warszawie za zimno?

 

Nie, nie.. lato i zima pewnie się znacząco różnią w Polsce i Australii. Ale te pośrednie pory roku są bardzo podobne.

 

 

 

 

Komentarze
Więcej w Galeria Książki, kultura, Literatura, Olecko
Ślisko…

Pokapało, pomżyło i mamy tak zwaną szklankę. Jest ślisko. Nawet bardzo. Nogi można połamać, samochodem do rowu wjechać. Uważajcie więc...

Zamknij