Daniel Jacewicz: W gruncie rzeczy rozbieramy się do naga…

Z Danielem Jacewiczem założycielem Teatru Brama, reżyserem spektaklu „Apoteoza. Uczucie w dźwięku” porozmawiałem o emocjach, które wywołuje przedstawienie oraz o niezwykłej „mentalnej przyjaźni” z Burmistrzem Goleniowa. Szczególnej uwadze polecam właśnie drugą część wywiadu, bo pokazuje ona różne, skrajne opcje współpracy władz miasta z Teatrem. Ku pamięci i ku pokrzepieniu serc.

 

Redakcja iOlecko.com: Na waszej stronie wyczytałem, że w spektaklu „Apoteoza. Uczucie w dźwięku” bierze udział nawet 20 osób. Dziś mieliśmy trochę mniejszy skład, ale to chyba i tak najliczniejszy spektakl na tegorocznej „Sztamie”.

 

Daniel Jacewicz: Jeśli spojrzeć na ten spektakl totalnie to przewinęło się przez niego nawet więcej niż 20 osób. Za każdym razem obsada się zmienia. W zależności od tego, kto akurat u nas gości, bo polską ekipa raczej się nie zmienia. Natomiast nasi przyjaciele, obcokrajowcy często się wymieniają. Na przykład przez ostatnie 3 miesiące grał z nami przyjaciel z Gruzji. Ale właśnie wrócił do domu, bo musi dokończyć studia. Przyjechał za to chłopak z Armenii, koleżanka z Niemiec w ramach wolontariatu europejskiego. Ona będzie z nami przez rok i z pewnością weźmie udział w paru spektaklach. Dlatego „Apoteoza…” to jest takie podwójne spotkanie – nas z widzami i nas artystów. Graliśmy to przedstawienie 30-40 razy, ale za każdym razem wyglądało to inaczej. To zmusza nas do „uważności”. Nie może być mowy o rutynie. Nigdy bym na to nie pozwolił. Dla mnie to jest bardzo ważne. Gdybym wyczuł rutynę, przestalibyśmy grać ten spektakl.

 

A jak pracowaliście nad tym przedstawieniem? Jak zbieraliście pieśni, jak je układaliście. To chyba nie była łatwa praca?

 

Paradoksalnie, z czysto technicznego punktu widzenia, praca nad spektaklem trwała 3 dni. Ale biorąc pod uwagę, zbieranie pieśni, „bycie razem z sobą” itp., to cały proces tworzenia można liczyć w latach. Powiedzmy ostatnie 5 lat. Bo to jest tak, że mamy w tym przypadku do czynienia ze spektaklem, ale w gruncie rzeczy jest to zapis, suma naszych doświadczeń, przebywania wspólnego z nami i przyjaciółmi, z ludźmi, których poznawaliśmy przez ostatnie 5 lat. W tym są nasze wyprawy do Serbii, Peru, Norwegii, na Ukrainę, do Rumunii, Gruzji, Armenii itd. W tym są ludzie, których poznaliśmy, z którymi się zaprzyjaźniliśmy, których zapraszaliśmy do siebie. To jest także suma doświadczeń przeżytych spektakli, spotkań z widzami na całym świecie.

 

Czy wcześniej wykorzystywaliście te pieśni w swoich spektaklach?

 

Nie, ale znaliśmy te pieśni. Nasze wcześniejsze spektakle, także ten, który latem pokazywaliśmy w Olecku, to przedstawienia z elementami muzyki. Ale nie ona była najważniejsza. W tym przypadku mamy do czynienia ze spektaklem muzycznym. Wszyscy lubimy śpiewać. Często to robimy, w czasie prób, w ramach rozgrzewki, treningu. Te pieśni nam towarzyszą na co dzień. Są cały czas obok nas, obok tego, co robimy. Bo one są w ogóle takim zjawiskiem, które otwiera na drugiego człowieka. Nie ważny jest język, chodzi o to jakie ta pieśń niesie w sobie emocje. To mocno zadziałało na nas i widzimy, że to działa także na widzów.

 

Czy to jest przedstawienie podlegające nieustannym modyfikacjom, zmianom? Czy jeśli do zespołu dołączy wasz, kolejny gość z zagranicy to pojawią się nowe pieśni?

 

Tak. Jako reżyser, lub może inaczej, jako osoba odpowiedzialna za ten spektakl, bo to nie jest stricte reżyseria, stawiam na naturalność. Nie chcę żeby ktokolwiek w czasie tego przedstawienia się kreował. Bo my tutaj w gruncie rzeczy rozbieramy się do naga; z uczuć, emocji, przeżyć. Chodzi więc o to, żeby każda z osób, która występuje miała jakąś swoją historię do opowiedzenia.

 

Czy to są historie wybierane przez każdego z uczestników, czy podejmujecie wspólnie decyzje?

 

Każdy proponował swoją osobistą i niewypowiedzianą historię. Potem to składaliśmy w całość.

 

Na zakończenie chciałbym abyśmy chwile porozmawiali o Teatrze Brama. Funkcjonujecie już wiele lat w niewielkim mieście, nieco tylko większym od Olecka, ale też na prowincji. Jak sobie radzicie, jak jesteście odbierani przez lokalną społeczność?

 

W tym roku, dokładnie za tydzień będziemy celebrować 15 lecie. Na początku to był teatr instruktorski przy Domu Kultury. Z czasem okazało się, że nie mieścimy się już w ramach działalności tej instytucji. Jakieś 6-7 lat temu podjęliśmy decyzję o niezależności. Nie ukrywam, stało się to po ostrym konflikcie z ówczesnymi władzami miasta. Nastąpił pewien krach, to był trudny i bolesny czas. Ale dziś patrzę na to, jako na taki konieczny katalizator, który nas ukształtował. Powiedziałem wtedy, teraz musimy zmienić wszystko, wyjechać, popracować, a co dalej zobaczymy. Zapytałem kto ma ochotę na przeprowadzkę. I tak powstała obecna ekipa. Pracowaliśmy razem, zrobiliśmy pierwszy spektakl. To było dla nas coś niezwykle istotnego. Czuliśmy, że weszliśmy w przestrzeń, która jest dla nas ważna. Przez rok rezydowaliśmy w Srebrnej Górze, tułaliśmy się po świecie. Zaczęliśmy jeździć po festiwalach, także zagranicznych. Powstało stowarzyszenie, napisaliśmy parę projektów, zaczął się nagły i szybki rozwój. Oczywiście były trudne momenty – bieda, spanie w jednym mieszkaniu. W zeszłym roku zmieniła się władza w Goleniowie. Nowym burmistrzem został były wojewoda zachodniopomorski. Nie znaliśmy się wcześniej, ale zdarzyło się tak, że graliśmy akurat „Apoteozę…” i on obejrzał nasz spektakl. Potem przyszedł do nas i powiedział: „Robicie, z moimi uczuciami, co chcecie i to jest bolesne, że takiego teatru nie ma go w Goleniowie”.

 

Trzeba zaznaczyć, że 6 lat temu wykonaliśmy solidną, społeczną robotę w mieście. Zaczęliśmy wiele dobrych rzeczy, ale urwaliśmy ten kontakt. Wyjechaliśmy i czuliśmy się bardziej potrzebni w Polsce niż w Goleniowie. Zniknęliśmy po prostu z mapy miasta. Dziś jest inaczej. Otrzymaliśmy tak ogromną pomoc ze strony miasta, że każdemu bym czegoś takiego życzył. Od 1 czerwca tego roku mamy nową siedzibę, którą właśnie remontujemy. Jesteśmy jakoś tam zbudżetowani. Tyle ile się dało. I nie chodzi tylko o wsparcie ze strony Burmistrza, ale całej Rady Miasta. Dziś słyszymy, że to co robimy jest dobre, że władze mają skarb w mieście, a wcześniej tego nie pojmowały.

 

Czyli osoba Burmistrza potrafiła zmienić tak wiele. Pozdrawiamy Burmistrza Goleniowa i oczywiście Radę Miasta.

 

Burmistrz to niezwykle otwarta osoba. Zapytał, zaraz po tym jak zobaczył nas spektakl, czy może z nami porozmawiać. Oczywiście zgodziliśmy się. Spotkaliśmy się u mnie w domu. Wszyscy. Przyszedł w garniturze, do takich krasnali jak my i powiedział nam: „Nie chcę żebyście rezygnowali z tego, co robicie. Jeździjcie po świecie, ale co potrzebujecie żeby na nowo identyfikować się z tym miastem. Bo ja bym chciał, żeby was było trochę więcej tutaj”. Wtedy ktoś z nas powiedział: „my nie mamy domu”. I stąd ta siedziba. To była odważna decyzja.

 

A Burmistrz bywa na waszych spektaklach?

 

Oczywiście, że tak. Za każdym razem. Nawet jak gramy, gdzieś poza Goleniowe, to przyjeżdża. Mało tego jak mieliśmy festiwal teatralny, to zaprosił wszystkich artystów do siebie, żeby poznać, porozmawiać, przywitać. Jest jakaś przyjaźń mentalna między nami. Cieszę się, bo dobrze wrócić do domu, ale ważne też żeby nie popaść w koniunkturalizm. Na szczęście nie mam takiego poczucia. Robimy, to co robiliśmy, jesteśmy nadal teatrem niezależnym. To dla nas szalenie ważne. Nigdy nie zgodzimy się, żeby ktoś mówił nam, co mamy robić. Natychmiast wypisałbym się z takiego układu. Już raz to przeszliśmy, dostaliśmy dobrą lekcję i z pewnością sobie poradzimy.

Komentarze
Więcej w kultura, muzyka, Olecko, ROK, Sztama, Sztama 2011, Teatr
A ja palę trawę…

W kwietniu tego roku uchwalono nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która zmienia dotychczasowe przepisy. Najważniejsze zmiany polegają na zaostrzeniu kar...

Zamknij