Wczoraj w studiu telewizyjnym “Gazety Olsztyńskiej” odbyła się debata przedwyborcza z udziałem Grzegorza Kłoczki i Wacława Olszewskiego. Debatę prowadził redaktor naczelny gazety Igor Hrywna. Kandydaci na początku dokonali autoprezentacji, po czym odpowiedzieli na dwa pytania, które zostały przesłane przez czytelników gazety (pytania poznali już dzień wcześniej) i następnie odpowiadali na dwa pytania, które sobie wzajemnie zadawali. Poziom debaty wyznaczają w znacznym stopniu kandydaci. Jak wypadli w olsztyńskim studiu. Nie mamy wątpliwości – źle.
Ale zanim przejdziemy do szczegółów, warto zwrócić uwagę na znaczący szczegół. “Gazeta Olsztyńska” reklamowała debatę jako spotkanie dwóch najpoważniejszych kandydatów. Wydawało się to daleko idącą niezręcznością, ale powtórzone przez redaktora naczelnego, pod koniec spotkania wymaga jednak komentarza.
O tym, który kandydat jest najpoważniejszy zadecydują bowiem wyborcy. Nie decydują o tym media. One powinny raczej koncentrować się na informowaniu, prezentacji programów i kontrolowaniu polityków i urzędników, gdy ci mówią nieprawdę, fałszują rzeczywistość etc. To media mają obwiązek sprawdzać i weryfikować to, co mówią politycy i informować czytelników o ewentualnych kłamstwach czy nieścisłościach. Ale na tym rola mediów się kończy. Czytelnicy bowiem sami decydują czy im te informacje są do czegoś potrzebne, czy nie. Warto redaktorowi naczelnemu “Gazety Olsztyńskiej” przypomnieć, że wszyscy czterej kandydaci zebrali wymaganą liczbę podpisów, co zważywszy na czas, jaki miały poszczególne komitety nie było łatwe, Mówienie, że ten czy inny kandydat jest poważniejszy jest także obrażaniem wszystkich tych, którzy poprali owych “niepoważnych” kandydatów. Dla poziomu przedwyborczej debaty w Olecku lepiej by było, gdyby “Gazeta Olsztyńska” zajęła się wnikliwą analizą tego, co kandydaci mają do przekazania. Może się bowiem wtedy okazać, że w tych wyborach poważnych kandydatów brak. Ale to już zupełnie inna historia.
Tak czy inaczej o powadze zdecydują WYBORCY. I to podwójnie idąc do wyborów i oddając głos na kandydata. Paradoks polega jednak na tym, że nawet zwycięstwo w pierwszej, czy drugiej turze nie zbuduje jeszcze powagi kandydata. Bo o wszystkim przesądzi frekwencja. Najlepszy wynik przy mizernej frekwencji, będzie miał mimo wszystko gorzki smak. Dla wszystkich. I jeśli kampania wyborcza w Olecku będzie przebiegać, nadal na poziomie ogólności, to może się okazać, że miażdżąca większość mieszkańców 21 maja po prostu wybory zignoruje. A w takiej sytuacji o powadze trudno będzie mówić.
Wracając do debaty…
Kandydaci, o czym już pisaliśmy, do dyskusji mogli się przygotować. Wiedzieli, że pierwszym punktem będzie autoprezentacja i znali pytania od czytelników. Dlaczego się więc nie przygotowali? A może się jednak przygotowali, tylko….
Autoprezetacja. Wacław Olszewski przygotował sobie “ściągę”. Czasami do niej sięgał, ale mówił spokojnie, pewnie. Miał przygotowaną listę swoich sukcesów, które tak naprawdę w dużym stopniu były listą zwyczajowych obowiązków samorządu. Skoncentrował się na sobie, nie atakował przeciwnika. Na pewno “wizerunkowo” sprawiał lepsze wrażenie. Grzegorz Kłoczko także posługiwał się notatkami, ale w znacznie mniejszym stopniu. Widać było wyraźnie, że jest zdenerwowany i lekko zdeprymowany. Jego wypowiedź nie była płynna, w końcówce przeszedł niepotrzebnie do ataku. Jego wypowiedź wydawała się lekko chaotyczna.
Dwa pytania od czytelników. Rąbanka, po obu stronach. Wacława Olszewski operował większą ilością szczegółów, choć na bardzo ogólnym poziomie, które nieco złośliwie można by określić typowo olecką nowomową. Grzegorz Kłoczko miał do zaproponowania właściwie jedynie obniżenie opłaty za śmieci i podatku rolnego i raczej skoncentrował się na atakowaniu kontrkandydata, ale do ataku nie przygotował się zbyt starannie. Wacława Olszewski jeszcze starał się zachować spokój, ale widać było, że temperatura dyskusji sprawia, że i on powoli tracił nerwy. W sumie niewiele z tej wymiany zdań wynikało.
Dwa pytania do kontrkandydata. Naparzanka po obu stronach. Widać było wyraźne narastające zdenerwowanie Wacława Olszewskiego, które paradoksalnie uspokajało Grzegorza Kłoczkę – jego początkowa trema niemal zniknęła. Rundę zapewne wygrałby Kłoczko, gdyby w bezsensowny sposób nie zmarnował drugiego pytania. Jego pierwsze pytanie także nie było precyzyjne i gdyby zostało lepiej skonstruowane to wybrzmiałoby jeszcze mocniej. Wacław Olszewski niestety pierwszym swoim pytaniem strzelił sobie fatalnie w kolano i trzeba przyznać został przez Grzegorza Kłoczkę znokautowany. Inna sprawa, że Kłoczko nokautu nie potrafił wykorzystać. Ale jego odpowiedź na pytanie o “budżet Małej Ojczyzny Olecko” była chyba jedyną sensowną odpowiedzią podczas tej debaty.
Ocena poszczególnych kandydatów.
Grzegorz Kłoczko niestety niewiele miał konkretów do zaprezentowania. Po dwukrotnym odsłuchaniu debtay trudno w sposób odpowiedzialny powiedzieć coś na temat programu kandydata. Wolał on stworzyć obraz miasta targanego aferami, prowokować konfrontację. Skoncentrował się na atakowaniu byłego burmistrza, ale za często rozdawał razy na oślep, tak jak to miało miejsce w przypadku inwestycji w Imionkach. Prawdą bowiem jest, że decyzji żadnej jeszcze nie ma, ale wina Urzędu i byłego burmistrza w tej sprawie jest ewidentna. Niestety Grzegorz Kłoczko nie odrobił tej lekcji w sposób rzetelny. Retoryka Kłoczki była zbyt agresywna, zbyt konfrontacyjna, co przy zbyt widocznej nerwowości nie sprawiało pozytywnego wrażenia. No i to nieszczęsne drugie pytanie do Wacława Olszewskiego. Zamiast wykorzystać je na merytoryczną dyskusję Grzegorz Kłoczko wolał błysnąć małostkową i kompletnie amerytroyczną złośliwością. Szkoda debaty na takie połajanki! Obniżenie opłaty za śmieci i podatku rolnego, wsparcie lokalnego handlu (likwidacja hipermarketów? ale w Olecku nie ma hipermarketów) i wreszcie współpraca wszystkich środowisk, to ciut za mało. Plus za naprawdę dobrą odpowiedź w sprawie budżetu. Ale jedna dobra, mocna odpowiedź to za mało. Szkoda także, że zamiast mówić o zaśmieceniu miasta Grzegorz Kłoczko nie zapytał czy jest jakiś pomysł na rozwiązanie problemu jak się wydaje nierozwiązywalnego czyli odśnieżania miasta.
Program Wacława Olszewskiego zawierał znacznie więcej konkretów. Tak przynajmniej się na pierwszy rzut ucha wydawało. Były burmistrz zastosował sprawdzoną taktykę. Stworzył litanię zasług i obietnic. Odczytał ją spokojnym głosem. Mocno pracował na wizerunek merytorycznego fachowca, który zęby zjadł na samorządowości. Szkopuł w tym, że czasami przypisywał nie swoje zasługi, a niektóre sukcesy, sukcesami raczej nie były.
Warto raz jeszcze wrócić do sprawy Imionek. Bo prawdą jest, że RDOŚ jeszcze żadnej decyzji nie wydał, ale prawdą jest, że urzędnicy i burmistrz sprawę pokpili. Gdyby nie przytomność umysłu kilku osób, gdyby nie szum który powstał, sprawa toczyła by się naturalnym biegiem, aż do szczęśliwego dla wnioskującego finału. Tak jak to miało miejsce w przypadku powiększenia fermy w Kukowie. Prawdą jest, że burmistrz zlecił badania (warto zapytać KIEDY?), dotyczące poziomu odoru i stanu wód gruntowych. Ale co z tego skoro w Polsce nie ma tzw. ustawy odorowej. Oznacza to, że nawet jeśli badania wykażą, że smród będzie niemiłosierny, to nie będzie to miało ŻADNEGO prawnego znaczenia. Bo nie ma żadnego punktu odniesienia, norm, etc.
Nieprawdą jest też, że z inicjatywy Urzędu ruszyła sprawa Imionek. Spotkanie, które odbyło się w Urzędzie Miasta 10 marca odbyło się z inicjatywy Izby Rolniczej, Zbigniewa Sienkiewicza i radnego Juchniewicza. Urząd Miasta i burmistrz do tej inicjatywy się przyłączyli, zawłaszczając ją i przypisując sobie działanie, które nie było ich działaniem. I to właśnie z inicjatywy Zbigniewa Sienkiewicza powstał pomysł o przygotowaniu planu zagospodarowania przestrzennego. Urzędnicy i burmistrz pomysł ten podchwycili i zaakceptowali. Inna sprawa, że Zbigniew Sienkiewicz i kilku pasjonatów wykonało w sprawie Imionek gigantyczną robotę. I to oni, nie urzędnicy znaleźli szereg sensownych rozwiązań. Bo w wielkim uproszczeniu tego typu inwestycję można zablokować przede wszystkim z powodów protestów społecznych. I to jest czynnik najważniejszy. Ale żeby on zaistniał najpierw trzeba społeczeństwo o inwestycji poinformować i wytłumaczyć konsekwencje, a potem umiejętnie przełożyć to na konkretny protest. Czy którąś z tych czynności wykonali urzędnicy lub burmistrz? Nie. Sprawa cichutko sobie dojrzewała w pokojach urzędników, a konsultacjami do czasu ujawnienia sprawy nikt głowy sobie nie zawracał.
Budżet obywatelski to też raczej nie zasługa obecnego burmistrza, a pamiętając jak ten program jeszcze kuleje i jakie ma wady bylibyśmy ostrożni z przypisaniem go do plusów. O tzw “budżecie Małej Ojczyzny Olecko” wszystko w sposób wyczerpujący powiedział już Grzegorz Kłoczko. Deklarując działania na rzecz jednoczenia społeczeństwa (Wacław Olszewski) warto jednocześnie zrezygnować z nieustannego podkreślania “ja” i zauważyć pracę innych. Niekoniecznie grających w tych samych kostiumach.
Nieco inaczej rzecz się ma z inwestycjami w tak zwaną infrastrukturę, w tym remonty dróg i budynków. Otóż dbałość o drogi (gminne), budynki etc to jest statutowe zdanie gminy. Remonty to gminy obowiązek, a nie zasługa. Szczególnie w czasach, gdy na tak zwaną infrastrukturę Unią Europejska przeznaczyła ogromne środki pieniężne, z których korzystają dziś wszystkie samorządy w Polsce. I wszystkie miasta remontują drogi, chodniki, budynki szkół, przedszkoli, ośrodków kultury. Wystarczy tylko mieć w miarę sprawną administrację, zespół do spraw pozyskiwania tychże środków, by z tego skorzystać. Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że w Polsce nie ma gminy, która by z tych środków nie skorzystała i nie wyremontowała tego czy innego placu, drogi, budynku. Przypisywanie sobie z tego tytułu zasług jest jak chwalenie się lekarza, że leczy ludzi. No leczy, bo jest jego obowiązek. Pytanie jak leczy?
Mocno upraszczając można powiedzieć, gdy są środki, pieniądze, to można budować, remontować. I prawdę powiedziawszy nie trzeba do tego burmistrza.
Wacław Olszewski chwalił się także rozbudową bazy sportowej, kulturalnej i turystycznej co jest elementem polityki kulturalnej, sportowej etc. I prawdę powiedziawszy pierwszy raz spotkaliśmy się z czymś takim, że sport czy kulturę tworzy się i kreuje remontując boisko czy ośrodek kultury. Remont budynku ROK-u kultury nie tworzy, tak jak remont szkoły nie tworzy jeszcze edukacji, a budowa hotelu nie oznacza tłumy turystów w mieście! Tak samo jak bardzo ważna przebudowa infrastruktury drogowej nie przyciągnie od razu do Olecka turystów. Owszem ona jest niezbędna, ważna, bo to w tej chwili to nasze jedyne okno na świat, ale żeby przyciągnąć turystów, którzy są w dzisiejszych czasach dość wybredni trzeba mieć jeszcze coś więcej do zaoferowania niż dobrą drogę. Pomysł, który nas wyróżni, ideę, koncepcję wizję i promocję.
Za przejęzyczenie uznajemy, stwierdzenie Wacława Olszewskiego o budowie stadionu. Owszem stadion przebudowano, ale warto zawsze w takich momentach pamiętać, że w dużym stopniu infrastrukturę sportową odziedziczyliśmy po przedwojennych mieszkańcach Olecka. A pomysł budowy Hali sportowej narodził się w latach 60. Trzeba pamiętać, że pewne rzeczy są wynikiem długotrwałych procesów, a nie geniuszu tej czy innej władzy.
Na zakończenie warto zwrócić uwagę, że obaj kandydaci wiele mówili o turystyce i rozwoju przemysłu drzewnego. Chętnie byśmy poznali szczegóły. Bo jak rozwijać jednocześnie turystykę i przemysł drzewny, w Olecku, gdzie główny zakład przemysłu drzewnego znajduje się w mieście, w niewielkiej odległości od jeziora, a jego kominy i specyficzny szum ubogacają pejzaż miasta. Halo, panowie serio, macie na to jakiś sensowny pomysł?
O potencjale ludzkim Olecka, o pomysłach na miasto za rok, dwa i pięć lat, o tym jak włączyć mieszkańców do współodpowiedzialności za miasto, wciągnąć ich do tworzenia jego tożsamości, jak budować politykę kulturalną, rozwijać sport od podstaw, jak realnie przyciągnąć turystów (poza gładką jak pupa niemowlaka drogą), jak znaleźć pomysł na miasto by wyróżnić je spośród innych nie dowiedzieliśmy się nic. Niestety.