Gdzie są łyżwiarze z tamtych lat – sportowa stolica Mazur bez sportowców?
Niezwykłe są dla nas tegoroczne Igrzyska Olimpijskie. Nagle stajemy się potęgą zimowych sportów. Zapewne na chwilę, ale dobre i to. Oglądając wyczyn Zbigniewa Bródki poczułem jednak dziwne kłucie. Przecież skądś znam tę historię – facet z małej miejscowości zaczyna jeździć na łyżwach, nie na profesjonalnym torze, ale wylewanym dzień w dzień przez nauczyciela pasjonata – Wiesława Szymajdę. Dlaczego mnie ta historia nie dziwi?
Wiesława Szymajda to typowy pozytywny “wariat”, popularyzator sportu. Nie tylko łyżwiarstwa szybkiego. Wymyślił i skonstruował przyrząd, który pozwalał mu szlifować lód, bo przecież gdzie by tam gminę było stać na profesjonalny sprzęt. Jak przyznaje Pan Szymajda opłaty, które pobierano za korzystanie z lodowiska szły na łyżwy, sprzęt. Mieszkańcy gminy płacili mniej, przyjezdni więcej. W ten sposób wszyscy w jakimś stopniu sponsorowali złoty medal Zbigniewa Bródki.
A ja przypominam sobie stare zdjęcia, dzieciństwo. Na jakiejś fotografii nisko pochylony zawodnik sunie po lodzie, wokół śnieżne rzeźby, w tle sylwetka w czapce, to chyba Pan Władysław Żurowski. Na innym zdjęciu na tym samym lodowisku trwa zacięty mecz hokejowy.
Kiedyś, o czym już pisaliśmy, niemal każda szkoła miała swoje własne lodowisko, Większe, mniejsze, ale na każdym dało się pięknie ślizgać. Były też “Śnieżynki”, kawiarenki z gorącą herbatą, wypożyczalnie łyżew, z głośników grała muzyka. Dziewczyny jeździły na tak zwanych “figurówkach”, chłopcy na “hokejówkach”, wtajemniczeni szusowali na “panczenach”. To był dopiero szyk i lans! Istniała także sekcja łyżwiarska, nasi zawodnicy regularnie i nie bez sukcesów brali udział w zawodach. W latach 60. nasze miasto odwiedzili czołowi polscy łyżwiarze szybcy z brązową medalistką olimpijską Heleną Pilejczyk na czele. Wszystko to było. Dzięki uporowi paru ludzi. Przede wszystkim Władysława Żurowskiego, Narcyza Ciborowskiego, Krzysztofa Sokołowskiego czy Wacława Urbanowicza.
Jak to się skończyło? Władysława Żurowskiego najpierw odesłano precz a potem udekorowano pięknie. Rozwiązano harcerską spółdzielnię “Jutrzenka”, budynki oddano w ajencję, wywalono na “zbity pysk” sprzęt, pamiątki. Dziś nie ma już “Bajki”, nie ma innych lodowisk, sekcji łyżwiarskiej. Zwyciężyła ekonomia, bezduszność i bezmyślność. Zabrakło też ludzi. Władysław Żurowski potrafił swoją pasją zarażać, ale nie doczekał się następców.
Ciesząc się z sukcesu Zbigniewa Bródki zastanawiałem się ile jeszcze osób w Olecku potrafiłoby zrobić rundę wokół lodowiska na “panczenach”? Dlaczego mając niezłe tradycje w łyżwiarstwie szybkim nie potrafiliśmy ich kontynuować? Dlaczego zaprzepaściliśmy lata pracy wielu osób, dlaczego zabrakło nam wytrwałości? Dlaczego dziś musimy powtarzać te same rozwiązania co inni, dlaczego nie możemy pójść własną ścieżką, którą wydeptali za nas nasi poprzednicy. Olecko mieni się sportową stolicą Mazur, a tymczasem nie może się pochwalić żadnymi sukcesami w sportach zimowych. Ba w Olecku nie ma żadnych sportowych zmagań, żadnych zawodów! MOSiR Olecko i Szkolny Związek Sportowy organizują zawody lekkoatletyczne, piłkarskie, siatkarskie. Próżno szukać w kalendarzu imprez zimowych – biegów narciarskich, short tracku, czy łyżwiarstwa szybkiego. Ktoś powie, nie mamy odpowiedniej infrastruktury. A w latach 60. i 70. mieliśmy?
Dzisiaj w sportowej stolicy Mazur nadal wszystko opiera się na pasjonatach. Od kilku lat w Olecku możemy obserwować renesans piłki ręcznej. Rośnie kolejne pokolenie, które chce wylewać siódme poty podczas treningów i wyrzeczeń. Na mecze piłki ręcznej drzwiami i oknami wali publika, co niezmiennie wprawia w zdumienie przyjezdne drużyny. Nie byłoby tych niezaprzeczalnych sukcesów bez pasjonatów, którzy zarazili innych miłością do sportu, bez zaangażowania rodziców i kilku “pozytywnych wariatów”. Znów.
Klaszcząc z zachwytu nad znakomitym wyczynem Zbigniewa Bródki, pomyślałem sobie, że przecież po tylu latach pracy być może my także doczekalibyśmy się w końcu jakiegoś mistrza. Choćby na szczeblu krajowym. A tak choć przybywa nam nowych, pięknych obiektów, choć z dumą prężymy pierś w spotach reklamowych, to wciąż jesteśmy sportową stolicą Mazur… bez sportowców. A kiedyś mieliśmy ich dość dużo. Dobrze, że są jeszcze w Polsce miejsca, gdzie ludziom nadal chce się codziennie polewać lód i ślizgać na nieprofesjonalnych torach.