Marek Gałązka: Ta płyta jest po prostu o mnie

W najbliższą sobotę, 14 stycznia 2012, w Suwałkach, w ramach finału projektu Marka Gałązki Autorsong odbędzie się premiera nowej płyty oleckiego barda pod tym samym tytułem. O wydarzeniu szerzej pisaliśmy już tutaj https://www.iolecko.com/artykul/415/Fina%C5%82-Autorsongu-Marka-Ga%C5%82%C4%85zki.html. Warto jednak zaznaczyć, że w tym dniu będzie jedyna i niepowtarzalna okazja wysłuchać całego premierowego materiału w wersji live z pełnym 8 osobowym składem. Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle taka okazja się jeszcze powtórzy. A na razie poprosiliśmy Marka Gałązkę by opowiedział nam o swoim nowym projekcie.

 

Myślałem o tej płycie już od 4 lat. Pierwsze utwory powstały niemal 3 lata temu, a pracę nad płytą zacząłem na początku ubiegłego roku. Dla mnie jest to płyta przełomowa. To nie jest ani początek, ani podsumowanie czegokolwiek. To kontynuacja mojej twórczości jako barda, czy singer songrwitera. Przy czym ja jako pokolenie wychowane na muzyce lat 60. i pierwszej połowy lat 70. zachowałem ogromną estymę dla muzyki folk rockowej, dla twórców protest songów tamtych czasów. Mam na myśli takich wybitnych wykonawców jak: Bob Dylan, Leonard Cohen, Joan Baez, Crosby Stills, Nash & Young (Neil Young, jest sam w sobie zjawiskiem wyjątkowym) Lou Reed, The Band, George Harrison (ale solo nie jako członek The Beatles), Bruce Springsteen z okresu „Nebraski” czy w końcu czy Nick Cave. Te elementy moich fascynacji słychać w tej muzyce. One zawsze były obecne w mojej twórczości, nawet jak grałem Stachurę – po swojemu stosując tą folkowo rockową tradycję – ale po raz pierwszy tak wyraźnie zaznaczyłem je na mojej autorskiej płycie. Razem z przyjaciółmi – producentem Tymonem Tymańskim, Marcinem Gałązką, moim synem oraz z Łukaszem Piotrowskim który występuje pod pseudonimem Rajmunda Luki – założyliśmy, że płyta powinna bardzo czytelnie nawiązywać do klasycznych brzmień z tamtego okresu. Po raz pierwszy, udało się, takie mam przynajmniej wrażenie, tak wyraźnie te moje muzyczne fascynacje zawrzeć na płycie. Po raz pierwszy także gram z pełnym rockowym składem, z sekcją, z klawiszami, które w tamtym czasie były ważnym elementem ówczesnej estetyki. Do tego dochodzą do takie instrumenty jak wiolonczela czy nowe odkrycie Tymona, klarnet basowy, który pięknie współgra właśnie z wiolonczelą. Po raz pierwszy także nagrałem płytę w takim kształcie muzycznym w jakim chciałem. Od początku do końca. I po raz pierwszy mogę powiedzieć, że to jest płyta w pełni autorska. Nie ma na niej żadnych innych autorów ani słów ani muzyki. Wcześniej grałem utwory autorskie na swoich płytach, ale tylko w części i to zazwyczaj mniejszej części.

 

Jeśli chodzi o teksty, które napisałem to one są kontynuacją tego, co dał mi Stachura. To zrozumiałe, bo od ponad 30 lat jako artysta obcuję z poetyką Edwarda Stachury. Trudno się tego poetyckiego kodu wyzbyć, ale też w pewnym sensie to jest też mój kod, gdybym ja nie miał go w sobie, to bym go nie prezentował na scenie. Niemniej na płycie zalazły się po raz pierwszy tylko i wyłącznie moje teksty, które nawiązują do Stachury. Myślę jednak, że one w wielu miejscach nawet dość mocno wyrastają ponad „stachurową” kodyfikację. Są zapisem stanu mojego ducha, człowieka który bardzo dużym krokiem zbliża się już do 60. A także efektem moich przemyśleń, doświadczeń i mam nadzieję, że świadczą o mojej większej dojrzałości twórczej i artystycznej. Ta płyta jest po prostu o mnie. Zwracam szczególną uwagę na cytat z „Pod Wulkanem” Malcolma Lowrego  “No se puede vivir sin amar” czyli „Nie można żyć bez miłości” piosenka pod tym tytułem kończy płytę.

 

Ważne jest dla mnie również to, że płyta w sensie edycyjny jest wyjątkowa i przełomowa. To nie jest typowa płyta CD w plastikowym pudełku, ale album fonograficzny (to jest idealna nazwa). Płyta jest integralną częścią tego albumu, który z kolei ilustruje i dopełnia muzykę. Sądzę, że warto słuchać tej muzyki mając przed sobą album i zawarte w nim ilustracje. To na pewno będzie zupełnie inny, niezwykły wymiar artystyczny. Chciałbym do końca życia w taki sposób wydawać płyty. To także jest nawiązanie do czasów lat 60 i 70 i pięknej tradycji płyty winylowej, analogowej, która sama w sobie była niezwykłym przedmiotem. Niewykluczone, że pokusimy się winylową wersję tego wydawnictwa. Myślę, że to byłoby fajne.

 

Płyta będzie miała swoją premierę 14 stycznia w nakładzie bardzo ograniczonym – 1000 egzemplarzy. Całość wydaje Fundacja Niewidzialna Ręka przy wsparciu Norweskiego Mechanizmu Finansowego. Nakład zostanie rozdysponowany pomiędzy partnerów projektu, widzów którzy pojawią się 14 stycznia na koncercie i być może trafi też do niektórych mediów. I to będzie koniec nakładu. Fundacja otrzymała pieniądze na taką, a nie inną ilość egzemplarzy i nie dodrukuje ani jednego więcej. W tej chwili podjąłem jednak rozmowy z pewnym niszowym, ale bardzo zacnym wydawcą fonograficznym, firmą Soliton i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Pojawiła się idea by wydać płytę w ogólnodostępnej dystrybucji. Być może uda się to zrobić wspólnie z Polskim Radiem, a konkretnie z „Trójką”. Są prowadzone rozmowy, a ja nie ukrywam, że „Trójka” to od lat 60. kiedy zacząłem słuchać muzyki, moje radio. Byłoby więc miło, gdyby ta płyta ukazała się ze znaczkiem „Trójki”. Ale to są trochę marzenia i trochę plany i jeśli ma mi ktokolwiek cokolwiek życzyć, to właśnie tego.

 

W dniu premiery, w sobotę 14 stycznia, dla wszystkich, którzy będą chcieli posłuchać nowej muzyki Marka Gałązki przygotowaliśmy na naszym portalu małą niespodziankę.

 

 

 

 

Komentarze
Więcej w Autorsong, kultura, Marek Gałązka, muzyka
Kult, Bitwa na głosy i Autorsong czyli co nasz czeka w tym tygodniu

Dziś zamiast cotygodniowego „Co, gdzie, kiedy..." krótkie przypomnienie nadchodzących wydarzeń kulturalnych w Olecku i regionie.   Już jutro koncert zespołu...

Zamknij