Twarz Mikołaja Trzaski czyli “Miłość” na “Sztamie”

Nieco neurotyczna, zagubiona, może przerażona, może zagubiona, twarz Mikołaja Trzaski, który z niepokojem wsłuchuje się w dźwięki, które tworzą jego koledzy z zespołu Miłość to bez wątpienia najbardziej wyrazisty obraz pierwszego dnia (celowo pomijam Sztamę Dzieciom) tegorocznej Sztamy.

 

Zespół Miłość to legenda nie tylko polskiej muzyki jazzowej czy yassowej. To synonim pewnej rewolucji, awangardy, innego myślenia o muzyce jako takiej. To zjawisko przekraczające ramy gatunków po których poruszali się muzycy. Dziś powiedzielibyśmy o Miłości supergrupa. Tymański, Możdżer, Trzaska, Sikała to nazwiska, które obecnie znaczą w polskiej muzyce bardzo wiele. Gdy zaczynali swoją wspólną przygodę na początku lat ’90 byli nieopierzonymi gówniarzami, którzy odważnie wkraczali w dorosłe życie chcąc zmieniać świat. Przynajmniej ten muzyczny. Bezkompromisowi, bezczelni, szaleni, energetyczni, mieli jeden cel – rozwalić system. I udało im się. W swoim najlepszym składzie z Jackiem Olterem na perkusji nagrali 5 lub jak kto woli 6 płyt (na pierwszym krążku nie było jeszcze Sikały). Współpracowali także z Lesterem Bowie. Dziś są legendą. Ich występ podczas Off Festivalu w 2009 roku zapowiadany był jako jedno z najważniejszych wydarzeń tamtej edycji imprezy i zgromadził ogromną festiwalową publiczność (w tym niżej podpisanego).

 

Reżyser filmu Filip Dzierżawski postanowił opowiedzieć nie tylko muzyczną, ale i emocjonalną historię zespołu. Nie chciał “gadających głów”. Zderzył bohaterów swojej opowieści z realną sytuacją. Muzycy po 10 latach spotykają się na kilkudniowych próbach. Po pierwszych powitaniach, ciepłych słowach i deklaracjach zaczyna się granie. I opowieść o tym, co było i o tym co nadal jest. O przyjaźni, miłości , ale też różnicach, napięciach, emocjach. To historia która ma swój mocno punkowy początek i całkiem poważne, profesjonalne zakończenie, które co najważniejsze pozostaje jednak otwarte.

 

Tymański wszystko spaja (w specyficzny, charakterystyczny dla siebie sposób), gada jak najęty, popycha do przodu, napierdala (używając jego nomenklatury). Sikała po prostu gra, skoncentrowany na muzyce i na niczym więcej. Możdżer człowiek sukcesu, elegancki modny, świadomy, zupełnie inny od tego nieco zastraszonego i zabawnego, niepozornego chudego kujona z krótką fryzurą w młodości. Trzaska neurotyczny, nieco rozedrgany, trochę jak dziecko wystraszony, trochę szalony, szczególnie gdy z całym zacięciem dmie w saksofon. Między szaleństwem, a porządkiem, formą, a chaosem, miłością, a nienawiścią. Tak tworzyła się historia zespołu. Muzycy choć spotykają się po latach, choć wszyscy znajdują się w zupełnie innym miejscu swojej artystycznej kariery, wciąż przeżywają te same emocje, których doświadczali kilkanaście lat wcześniej. Lęki, pretensje, ale i nadzieje powracają równie szybko, jak muzyka. Jakby były na zawsze zapisane w nutach, które muzycy mają przed sobą.

 

Film Dzierżawskiego jest zdumiewająco bezwstydny i chłodny a przez to przepełniony emocjami, które możemy podglądać, gdy kamera obserwuje twarze muzyków. Choć podejrzewamy, że są oni świadomi obecności kamery to jednak, gdy zaczyna się muzyka, gdy pojawiają się dźwięki nie są w stanie niczego udawać. Wtedy dostajemy ich emocje in extenso.

 

No i muzyka, która przynajmniej w dwóch momentach stanowi najlepszą ilustrację wszystkich napięć. Gdy emocje sięgają zenitu, gdy żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co dzieje się w głowach i górnolotnie mówiąc duszach bohaterów pojawia się muzyka. Pierwszy raz, gdy Tymański, Trzaska i Możdżer opowiadają o przedziwnym trójkącie przyjaźni, miłości i nienawiści. O swoich trudnych relacjach. I gdy więcej nie da się już powiedzieć, by nie otrzeć się o melodramat wtedy pojawią się dzikie, ożywcze dźwięki. Wszyscy grają jak natchnieni. Każdy gra tak jak kocha. Możdżer z elegancją, wykwintnością, wirtuozerią, Tymański z rozsadzającą energią. Trzaska zamienia się w demona chaosu i pierwotnej siły, który wszystkimi swoimi emocjami wywala utwór w kosmos. Nie ma racji Możdżer mówiąc, że Miłość to przede wszystkim saksofon Sikały. Miłość to zderzenie świetnego, perfekcyjnego, “opanowanego” Sikały z “kosmiczną” energią Trzaski. 

 

A ja się zastanawiam, czy gdyby nie napięcia na linii Trzaska – Możdżer saksofon tego pierwszego brzmiałby inaczej? Czy pojawiłby się w zespole Sikała, który nadał mu nową jakość?

 

Miłość to także tragiczna opowieść o perkusiście zespołu Jacku Olterze. Reżyser poświęcił tej historii niewielką część filmu, choć mógłby skonstruować wokół tego tematu poważny kadr, który poruszyłby serca widzów. Na szczęście nie uczynił tego. Zrobił to oszczędnie i bardzo taktownie. Olter przez większą część filmu jest nieobecny. Nawet kamera, która rejestruje próby pomija osobę perkusisty. Jest, ale w tle. Olter powraca. W chaotycznych, czasami absurdalnych narracjach. Sikała wspomina wspólnie jedzone kurczaki, Możdżer opowiada o swojej wściekłości. Trzaska prawie się rozkleja przy okazji myląc datę śmierci przyjaciela. Tymański opowiada historię niczym z porządnego horroru o wizycie w szpitalu psychiatrycznym. A potem jest muzyka. Stonowana, głęboka i subtelnie elegijna.

 

Dzieło Dzierżawskiego jest nie tylko historią zespołu Miłość. To w sposób zamierzony lub zupełnie nieuświadomiony opowieść o miłości i przyjaźni we wszystkich jej złożonych aspektach. To także story o miłości do muzyki i o ludzkich skomplikowanych charakterach, które zderzone ze sobą potrafią mimo wszystkich różnic stworzyć spójną muzykę, którą być może uda się w przyszłości ocalić od zapomnienia.

34 Spotkania ze Sztuką SztamaFilip DzierżawskifilmJacek OlterkulturaLeszek MożdżerMaciej SikałaMikołaj TrzaskaMiłośćmuzykaOleckoTymon Tymański