XXXII Sztama w Olecku. Podsumowanie

Sztama, Sztama i po Sztamie. Szkoda. To był dobry, a nawet bardzo dobry festiwal. Zróżnicowany, zarówno jeśli chodzi o propozycje teatralne, jak i muzyczne. Niełatwy, wymagający, ale nie napuszony i nudny. Dla widza w każdym wieku, o różnej wrażliwości. Mądry, intrygujący, prowokujący, ale nie koniunkturalnie szokujący.

 

Warto pokusić się o podsumowanie. Pełne uznania, ale i goryczy. Najpierw jednak konieczne pochwały, bo gorycz niczym łyżkę dziegciu, zostawiamy na później.

 

1. Program. Bogaty, ale nie przeładowany, różnorodny. Mieliśmy do czynienia z teatrem lalkowy, teatrem „animacji”, teatrem alternatywnym, poszukującym, antropologicznym, teatrem ciała i ruchu i w końcu z teatrem amatorskim. Różne języki, konwencje. Każdy spektakl zyskał swoich fanów, każdy stał na wysokim poziomie. Wstydu nie było, pomyłek brak.

 

Choć wydawało się to ryzykowne, zamknięcie festiwalu prezentacją oleckiego Teatru „6 i pół” okazało się strzałem w dziesiątkę. Warto bowiem pamiętać, że Sztama wyrosła z idei konfrontacji pracy miejscowych artystów z innymi teatrami.

 

Sztamie niemal od zawsze towarzyszyła muzyka i prezentacje artystyczne, które uzupełniały ofertę teatralną. W tym roku uczestniczyliśmy w wernisażu prac Krzysztofa Koniczka i projekcie plenerowym Waldemara Greckiego. Obie propozycje znakomite i inspirujące, choć podobnie jak w przypadku spektakli, posługujące się innym rodzajem komunikatu. Prace urodzonego w Olecku Krzysztofa Koniczka bliższe ekspresji i abstrakcji, instalacje Waldemara Greckiego bliższe performatywnej awangardzie. Obie ważne.

 

Muzyczne propozycje, choć kameralne pokazały wielowymiarowość współczesnej muzyki. Marcin Wyrostek udowodnił, że kochając instrument można z niego wydobyć niezwykłą ilość dźwięków swobodnie żeglować po stylach i konwencjach. Natalia Przybysz zabrała nas w subtelną podróż po „czarnych” rytmach r&b, soulu i jazzu. Wojciech Grabek czarował wizjami z pogranicza elektroniki, awangardy i ambientu. Bez wątpienia dzięki Sztamie mieliśmy możliwość, posmakować tego, co ważne we współczesnej muzyce rozrywkowej na świecie.

 

2. Organizacja. Choć gościliśmy artystów, którzy często objechali pół świata, to wszyscy podkreślali profesjonalizm organizatorów, miłą, niepowtarzalną atmosferę i obiecywali powrót do naszego miasta. Infrastruktura jaką dysponuje Regionalny Ośrodek Kultury nie ułatwia zadania nikomu. Jednak zaangażowanie zespołu, wszystkich(!) pracowników ROK, pozwalało nadrabiać ewentualne mankamenty. Należy pochwalić także promocję, plakaty, foldery, miasto żyjące festiwalem na każdym płocie, czy słupie. Wiele da się nadrobić osobistą energią i otwartością. Tego na szczęście nie zabrakło. Z pewnością, byłoby lepiej gdyby wszyscy widzowie mogli zobaczyć koncert Marcina Wyrostka, gdyby sala AGT pozwalała pomieścić większą ilość widzów. W końcu, gdyby budynek teatru posiadał profesjonalne zaplecze, a pod spodem nie dudniłaby knajpa. Ale w ramach tego, czym ROK dysponuje i tak wszystkiego dostaliśmy „ponad”.

W przyszłym roku warto jednak pomyśleć o niewielkim wolontariacie. To ważny element edukacji teatralnej.

 

3. Publiczność. Tłumy na każdym spektaklu. Nadkomplety, ścisk, siedzenie na ziemi. Tak wygląda każdy porządny festiwal. Tego w Olecku nie zabrakło. Wbrew malkontentom okazało się, że w mieście jest zapotrzebowanie na sztukę, kulturę na wysokim poziomie. Co ważne widownia składała się z osób w różnym wieku. Młodzi ludzie swoją energią dodawali siły festiwalowi. „Starzy bywalcy” zapewniali jej ciągłość. Publiczność była mądra, uważna, roztropna.

Okazuje się, że jeśli tylko widz, odbiorca otrzyma propozycję wysokiej jakości, jest w stanie za nią zapłacić i mądrze w niej uczestniczyć. Tłumy, które po koncercie Marcina Wyrostka, stały w kolejce by zakupić płytę artysty (30 zł. – czyli niewiele mniej niż cena pojedynczego karnetu na Sztamę) udowodniły, że problem nie tkwi w pieniądzach, ale w ofercie. Publiczność, także w Olecku chce dobrej rozrywki, kultury na wysokim poziomie i jest w stanie, za tego typu ofertę zapłacić. To bardzo ważny element edukacji – prawdziwa kultura musi kosztować.

 

Sztama dodała nadziei. Pokazała mądre oblicze tutejszej społeczności. Udowodniła, że w mieście wciąż silna jest tradycja teatralnych spotkań, istnieje głód sztuki, kultury. To było fantastyczne doznanie radości. W ciągu tych kilku dni mogliśmy z dumą powiedzieć – jesteśmy z Olecka. Bo dzieje się tutaj coś ważnego i istotnego.

 

Sztama przetrwała mimo dziejowych zakrętów. Zmieniały się władze; dyrektorzy, pierwsi sekretarze, burmistrzowie, premierzy i prezydenci. Nie zmieniała się publiczność. Dzięki niej w niewielkim mazurskim miasteczku młody instruktor kultury, Marek Gałązka, mógł zrealizować swój ambitny projekt. Ale i jemu z pewnością by się nie udało, gdyby od lat ludzie w Olecku teatru nie kochali. Sztama trwa, bo była Meluzyna, teatr Niobe, bo był Marek Gałązka, Zbigniew Terepko, Wojciech Bojar, dyrektorzy Domu Kultury, animatorzy, pracownicy i publiczność. To jest trud bardzo wielu ludzi. Każda kolejna edycja jest dowodem na to, że mieli rację i robili dla społeczności coś ważnego.

 

W tym kontekście zastanawia, dlaczego wśród publiczności zabrakło osób, które za kulturę i miasto odpowiadają? To było ważne święto. Święto, które posiada długoletnią tradycję, stanowi jeden z fundamentów tożsamości i dziedzictwa kulturowego miasta.

 

Dlaczego więc władzy nie było z nami w ciągu tych kilku dni? Dlaczego nie przyszła oklaskiwać przyjezdnych i oleckich artystów. Usiąść wśród nas na materacu, wyściskać artystów „po”? Dlaczego nie chciała poczuć naszej radości? Sztama jest jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w mieście. Niektórzy twierdzą, że najważniejszym. To nie było tylko święto kultury. To było święto miasta.

 

Jak władze chcą rozliczać ROK, który za kulturę w mieście odpowiada, skoro władzy nie ma tam, gdzie kulturę się tworzy? Tylko na podstawie bezdusznych słupków, ekonomi i buchalteryjnych kryteriów? Na podstawie ilości odtrąbionych akademii? Wszak nie chodzi o to, by się z kulturą fotografować, chodzi o to by z kulturą się integrować. Do miasta goście zjechali. Często po nocach, przez całą Polskę tłukli się kiepskimi drogami. Nie przyjechali do nas, bo mamy piękne drogi, dech zapierające zabytki. Nie przyjechali, bo płacimy im najlepsze na świecie honoraria. Przyjechali, by tak jak goleniowski Teatr Brama, spotkać się z nami.

 

Szkoda i wstyd. Czas najwyższy przestać traktować kulturę jako dziedzinę dla myślących inaczej. Bo bez edukacji i kultury miasto zapadanie się pod ziemię. Nie ze wstydu, ale z żałości. Bo na co nam drogi i ekskluzywne budowle, gdy ducha w mieście zabraknie? A jak zabraknie ducha, to ludzie stąd poznikają. I wtedy drogi mchem zarosną, a budynki wniwecz się zapadną. Warto o tym pamiętać, szczególnie gdy reprezentuje się nasze miasto z woli ludu. Także tego myślącego inaczej.

 

Dla wszystkich, którzy do sukcesu tegorocznej Sztamy się przyczynili, tych z przeszłości i teraźniejszości, dla pracowników ROK, dla publiczności i artystów głębokie, do samej ziemi ukłony i frenetyczna owacja.

kulturamuzykaOleckoROKSztamaSztama 2011Teatr