Andrzej Sobotko i Wiesław Dzięgielewski. Sztuka epistolarna w rozkwicie

Jak zawsze niezawdony Pan Andrzej Sobotko namówił swojego kolegę z czasów szkolnych na wspomnienia. Okazuje się, że dzięki nowoczesnym środkom komunikacji stara jak świat sztuka epistolarna może rozwijać się w najlepsze. Panu Andrzejowi i Panu Wiesławowi dziękujemy. Oczywiście cieszymy się ze wspomnień i zapewniamy, że nasi czytelnicy nie śmieją się ze starych fotografii. Wręcz przeciwnie, proszą o więcej.

Pozdrawiamy i Częstochowę i Pana Wiesława Dzięgielewskiego.

 

Andrzej Sobotko: Wiesław Dzięgielewski

 

Otrzymałem od Wiesława kilka zdjęć i namówiłem na wspominanie czasów szkolnych.

 

Od matury nie miałem z Wiesławem kontaktu, odnaleźliśmy się na Naszej Klasie w internecie i teraz wymieniamy doświadczenia i wspomnienia. Nz. Od lewej Wiesław i Zygmunt obaj mieszkali w szkolnym internacie. Zygmunt ukończył prawo, jest adwokatem.

Olecko, Wiesław Dzięgielewski

 

Oto list – wspomnienia Wiesława.:

 

Cześć Andrzejku! dziękuję, że jeszcze pamiętasz o mnie. Nie odzywałem się dość długo, ponieważ mam poważne kłopoty ze zdrowiem a w szczególności z sercem. Wszystkiemu winne “grzechy” młodości i bardzo stresująca praca w kolejnictwie. W tamtych czasach kolej była jednym z najważniejszych organizacji, od pracy której zależało bardzo dużo. Niestety potrzeby przewozowe były dużo większe niż możliwości techniczne i organizacyjne. Od pracowników kolei na różnych szczeblach zarządzania wymagano dużo więcej niż to było możliwe do realizacji. Były ciągłe rozliczenia z wykonania zadań, pretensje i obwinienia o nieudolność itp. Ale to już historia.

 

Wiosną 1956 r. ojciec przekonał mnie że praca w lesie jest ciężka i niezbyt opłacalna, mimo że pracowaliśmy we dwóch. Pewnego dnia ojciec przeprowadził ze mną rozmowę, powiedział że mam się uczyć. Chwała Mu za to. Dzięki takiemu postanowieniu sprawy „wyrwałem” się w świat i „wyszedłem” na ludzi.

 

Do liceum w Olecku trafiłem przypadkowo. Moją pasją była praca na kolei. Zdawałem do Technikum Kolejowego w Olsztynie i dostałem się. Niestety ani ojciec ani ja nie pomyśleliśmy napisać podania o miejsce w internacie.  Gdy zaczął się rok szkolny wolnych miejsc w internacie już nie było.  Wycofaliśmy dokumenty i ojcu udało się znaleźć jeszcze wolne miejsce w Liceum w Olecku i w tamtejszym internacie.

 

Internat przez kilka lat spełniał rolę drugiego domu. Był nieduży, na parterze były dwie sale 6-cio lub 8-mio osobowe dla chłopców i stołówka, na piętrze kilka sal dla dziewcząt i świetlica. Było nas nie więcej niż 30 osób. W świetlicy w określonym czasie odrabialiśmy lekcje pod nadzorem wychowawców z internatu. W wolnym czasie można było grać w tenisa stołowego a od wiosny w piłę ręczną na sąsiadującym z internatem boisku. Ze względu na mój nieduży wzrost zazwyczaj stałem na bramce i to z niezłym skutkiem. W Internacie nauczyłem się grać w brydża ale to był wówczas zabroniony sport w szkole, graliśmy więc w konspiracyjnych warunkach gdzie się Tutaj na zdjęciu, wśród kolegów z internatu dwie nasz koleżanki z klasy Ala i Anka, na wspólnej nauce. Życie w internacie podlegało dość surowym rygorom. Był ustalony rozkład dnia regulujący godziny wstawania, spania, posiłków odrabiania lekcji i czas wolny. Wszystko pod nadzorem wychowawców – nauczycieli mieszkających w internacie.

 

Olecko, Wiesław Dzięgielewski

 

Szkoła. Dyscyplina w szkole była bardzo ostra. Nauczyciele mieli wysoki prestiż. Mieliśmy dwie starsze nauczycielki jeszcze z czasów przedwojennych: od języka polskiego i matematyki, obie były bardzo szanowane, szczególnym postrachem uczniów była nauczycielka matematyki – pani Nożewska. W Trakcie nauki pojawił się w szkole nauczyciel francuskiego. Nie miał chyba przygotowania pedagogicznego. Opowiadał że podczas wojny służył w polskim wojsku na zachodzie, najpierw we Francji potem w Norwegii, brał udział w walkach pod Narwikiem, w czasie wojny nauczył się francuskiego. Za to łaciny mieliśmy aż nadto na biologii, nauczycielka miała bzika , wymagała z botaniki i zoologii znajomości nazw roślin i zwierząt po polsku i po łacinie. Fenomenem był nauczyciel WF – pan Żurowski. Prowadził z dużym zapałem drużynę harcerską, w zimie urządzał piękne lodowisko przy szkole.. Z chłopaków pamiętam Jurka (Gienka) Sikorskiego, był bardzo zdolnym uczniem, Wieśka Styczyńskiego- mieszkał przy uliczce przy cmentarzu i nieraz spotykaliśmy się w drodze do szkoły, Sławka Rydzewskiego (Radzewicza) Nie kojarzę żadnej dziewczyny za wyjątkiem jednej, w której podkochiwałem się po cichu prze cały okres nauki. Więcej chłopaków pamiętałem z internatu. Wy miejscowi tworzyliście oddzielną “paczkę”, znaliście się jeszcze z podstawówki i nie zadawaliście się z internatowymi.

 

Olecko, Wiesław Dzięgielewski

.

Jeszcze jedno zdjęcie z czasu szkoły, z X klasy. Jak co roku jeździliśmy jesienią na wykopki lub wyrywanie buraków do okolicznych PGR ów. Tutaj, to był wyjazd do Kowal Oleckich na zbieranie ziemniaków.

 

Pierwszy od lewej stoi nasz dyrektor p. Niesterczuk. Wszyscy koledzy z klasy w jesionkach i szkolnych czapkach; niektórzy już wyrośli ze swoich czapeczek; w miarę nauki głowy nam rosły, jeśli nie puchły od wiedzy! To zdjęcie pokazuje inny świat, do tego szarość starej fotografii sprawia nieco przygnębiające wrażenie. W rzeczywistości te nasze zimowe ubrania były w bardziej żywych kolorach, nie jednakowo szare jak to sugeruje zdjęcie.

 

Zastanawiałem się czy wysłać to zdjęcie do iolecka w obawie by dzisiejsi internauci nie mieli powodu do kpin, ale niech tam. Tak to było, i fajnie było!

 

W szkole należałem raczej do uczniów biednych; jako pół sierota i dobry uczeń dostawałem stypendium na opłatę internatu. Ojciec kazał się uczyć, ale musiało się to odbywać najmniejszym nakładem finansowym z Jego strony. Dlatego miałem do swej dyspozycji nikłe pieniądze. W wakacje próbowałem dorabiać pracą dorywczą w lesie. Zajmowałem się pielęgnowaniem młodych sadzonek. Pomagałem też leśniczemu przy odbiorcę ściętych drzew – moim zadaniem by dokonanie pomiarów i „cechowanie” drzew numeratorem. Innego lata pracowałem przy remoncie rzeźni w Orzyszu, kopałem rowy pod instalacje ziemne. W taki sposób spędzałem wakacje walcząc o trochę pieniążków na własne potrzeby. Nie było mowy o wyjazdach na kolonie, obozy.

 

Obóz PW W Pierwsze wakacje w Liceum zostałem skierowany przez szkołę na miesięczny obóz Przysposobienia Wojskowego. Zostaliśmy skoszarowani w parku, mieszkaliśmy w namiotach, dostaliśmy specjalne mundurki. Odbywaliśmy szkolenie teoretyczne i zajęcia praktyczne o tematyce wojskowej. Zorganizowano też nam wycieczkę statkiem z Giżycka do Mikołajek. Uczestnicy tego szkolenia przygotowywani byli na pomocników dla nauczycieli PW. Niestety w moim przypadku wykładowca nie miał ze mnie pożytku. Nie miałem odpowiedniego „miru” wśród kolegów, żeby nimi komenderować!

 

Olecko, Wiesław Dzięgielewski Olecko, Wiesław Dzięgielewski

 

Mijał rok za rokiem aż przyszedł ostatni rok szkolny 1959/60. Najpierw stodniówka, później matura i na końcu bal maturalny Studniówka była organizowana w szkole, w dwóch sąsiednich klasach. W jednej sali był poczęstunek, w drugiej tańce i inne rozrywki. Zabawa była przednia mimo pełnej abstynencji. Egzamin maturalny, potem było rozdanie świadectw, skromny bal maturalny i koniec licealnej przygody w Olecku. Na zdjęciu ze studniówki – Wiesław uśmiechnięty, w środku, nieco w głębi. Przed Nim Kazio, po prawej dobrze widoczny Sławek . Po lewej Jadzia , była farmaceutką w Olecku

 

Olecko, Wiesław Dzięgielewski

 

Po maturze wstąpiłem do pracy na PKP w Dyrekcji Olsztyńskiej. Skończyłem kurs dyżurnych ruchu i zacząłem samodzielną pracę na tym stanowisku na stacji Wielbark. W czasie pracy udało się mi zakwalifikować na studia kolejowe na politechnice w Moskwie, które ukończyłem w 1970 roku. Tak, że możesz Andrzeju dopisać w swojej monografii na temat maturzystów jeszcze inżyniera kolejnictwa. Po studiach skierowany zostałem do pracy w dyrekcji PKP w Katowicach i ostatecznie zamieszkałem w Częstochowie, gdzie dożywam swoich ostatnich lat.

 

Olecko. Jeśli chodzi o miasto to nic mnie z nim sentymentalnie nie łączy za wyjątkiem przystani LPŻ, gdzie uczęszczałem na kurs żeglarski i bojerowy. Do tej pasji wróciłem po powrocie ze studiów. Uzyskałem stopień żeglarski sternika jachtowego i przez wiele lat spędzałem urlopy wraz z rodziną na jachcie na szlaku Wielkich jezior mazurskich – od Rucianego do Węgorzewa. Bardzo lubię Mazury, chyba dlatego, że tam spędziłem dzieciństwo.

 

Pozdrawiam OLECKO, miasto mojej młodości, życzę Jego mieszkańcom dobrych dni i lat.

Wiesław Dzięgielewsk . Częstochowa.

 

Komentarze
Więcej w Andrzej Sobotko, Fotografie, Historia, Historia miasta, Olecko, Wiesław Dzięgielewski
Bitwa na głosy. Koniec pięknego snu

Niestety, nie daliśmy rady. Choć w połowie programu wyglądało na to, że półfinał jest blisko to ostatecznie przegraliśmy. Szkoda. Wielka...

Zamknij