Sukces? Zależy jak na to spojrzeć. Weto, a nawet dwa są. Słusznie. Można się cieszyć. Opozycja na początku miny miała nietęgie prawie tak samo jak rządzący. Ktoś popsuł zabawę. I jednym i drugim.
Nie brałem udziału w tej zabawie. Wciąż trudno mi stanąć w jednym szeregu z wieloma osobami, które odpowiadają za obecny kształt państwa, które przez lata mocno broniły tego cherlawego i niesprawiedliwego państwa, które nie chciały reformy samorządów i które nie reagowały na sygnały płynące z prowincji. Ba, same naginały konstytucję (Lecha Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski) poprzez swoich cynicznych prawników (śp. Lecha Falandysz, Ryszard Kalisz). Same dopychały ustawy kolanem (debata nad OFE). Albo rzekomych liderów opozycji, którzy bez żenady przyznają się publicznie, że zmusili swoich pracowników do przejścia na samozatrudnienie (Władysław Frasyniuk) i nie mają nic przeciwko umowom śmieciowym (Frasyniuk, Leszek Balcerowicz, który ostro protestuje przed nazwaniem tychże umów śmieciowymi, wychwalając ich zalety). O zatwardziałych apologetach poprzedniej władzy jak Tomasz Lis, który otwarcie wzywał do Majdanu i dopiero po jakimś czasie próbował sprawę odkręcić, mówiąc że chodzi mu o bezkrwawy Majdan, także pamiętam.
No więc ja za opozycje, za Pana Lisa, Żakowskiego, za Adama Michnika i za wielu innych krwi mojej nie oddam.
Trudno mi maszerować w szeregu, w rytmie który sprytnie wybijają politycy różnych opcji, próbujący wygrać własne melodie, wykorzystując moje wkurzenie. Nie ma mowy, bo moje wkurzenie dotyczy także ich. I w końcu nie godzę się by politycy moimi rękami rzekomo w imię praworządności i demokracji wywracali rząd i parlament, który został wybrany przez wyborców. Nie przeze mnie. Ale czy to daje mi prawo do wysadzania go w powietrze, bo mi się nie podoba. Nie podoba mi się wiele rzeczy. Nie jestem zwolennikiem tych czy innych rozwiązań. Nawet mam wątpliwości czy demokracja jest tym czym się nam wydaje, ale z pokorą przyjmuję to, że świat wygląda jak wygląda a ludzie lubią, to co lubią. Sam ideałem nie jestem, nie będę i nie mam zamiaru być. Dlaczego więc mam uznać, że jedni mogą deprecjonować innych, tylko dlatego, że Ci inni wybrali jak wybrali. Wolę zastanowić się dlaczego tak wybrali? Bo wtedy okazuje się, że ich wybory są konsekwencją często haniebnych zaniedbań tych, co dziś chcą ich wybory zmienić i którzy zawsze czuli się lepsi, mądrzejsi, ważniejsi. I zawsze tych gorszych pouczali albo wyśmiewali. Tylko, że ja nie wiem w czym oni są lepsi o tamtych.
Ale gniew ludzi rozumiem. Gniew tym większy, że ci którzy ten gniew okazywali od czci i wiary zostali odsądzeni, hołotą nazwani, ubekami, zdrajcami, targowiczanami (nawet i tu lokalnie). Historia lubi się powtarzać. Ci, którzy jeszcze nie tak dawno z troską nad ludźmi wykluczonymi i oplutymi przez poprzednie elity się pochylali, dziś czynią podobnie. Dzielą i deprecjonują, głusi na inne niż ich głosy. Władza jak widać deprawuje. Każdego.
Gniewu też nie neguję. Gniew został zauważony i gdzieniegdzie odpowiednio odczytany. Dzięki niemu ludzie pokazali swoją siłę. Przestało im niezależeć. Neguję jednak gniew dzielący. I gniew do którego przyklejają się politycy różnych maści i syci działacze oraz medialni celebryci, żyjący w kosmosie.
Dziś Jacek Dehnel, pisarz. Zacny, jak najbardziej, napisał żeby w czasie demonstracji wystrzegać się słów “wieśniactwo”, “robol” “cham od 500+”. Wystrzegać się nie znaczy nie przechowywać ich wcale nie tak głęboko w swojej świadomości. Apel pisarza trąci więc na kilometr hipokryzją. Bo nie o powstrzymywanie słów chodzi, ale o myślenie. Co z tego, że nie powiemy, że ktoś jest taki i owaki, skoro tak czy inaczej gardzić nim będziemy. A jak gardzić to totalnie. Nie będziemy próbowali ani wysłuchać ani zrozumieć ani się tym bardziej porozumieć. Gdzie tu sens?
Dziś także Konrad Piasecki dziennikarz zdałoby się dość zrównoważony napisał na swoim Twitterze: Opozycje w demokracji starają się z reguły doprowadzić do zmiany władzy, ergo obalenia rządu. Demonstracje są jednym ze sposobów na to. A ja naiwnie myślałem, że opozycja nie jest od tego by wzniecać rewolucję, ale by władzę kontrolować, by władzy zapędy powściągać i by… swoim programem przekonać wyborców by głos na opozycje oddali. Włos się jeży na głowie.
Ale podobno trwa wojna. Po jednej i drugiej stronie. A ja za głowę się łapie, że ludzie, co się inteligentnymi mienią, tak łatwo operują tego typu retoryką. Może staroświecki jestem, ale dla mnie wojna to zło, zniszczenie, ból, cierpienie. Dewastacja i odhumanizowanie. Po każdej ze stron. Uprzejmie więc proszę obie strony, by swoją wojnę jak najdalej od mojego domu trzymały.
A na tej wojnie coraz więcej zjawisk nie tyle dziwnych, co groźnych. I już nawet nie śmiesznych. Przerażających. Oto doktor historii Jerzy Targalski wysnuwa teorię… zresztą nie warto jej powtarzać. Choć nie, bo zaraz ktoś zacznie jej szukać. Otóż ów doktor twierdzi, że to ubecja za wszystkim stoi, bo ona stworzyła profil psychologiczny Prezydenta Andrzeja Dudy potem go obśmiała w “Uchu Prezesa” i tak nim zmanipulowała, że bach mamy weta. To jest kosmos. Gorzej, że publikowany w różnych miejscach. Jeszcze gorzej, że w te rewelacje wierzą ludzie. Być może dlatego, że nie ma takiej głupoty, która nie znalazłby swoich wyznawców. Przerażające.
Prezydent Duda zawetował. Słusznie. Bo reforma sądów przygotowana przez PiS wołała o pomstę do nieba. Czytałem. z trudem, ale jednak. Problem jednak w tym, że nie o demokrację w tym wszystkim chodziło, ale dość prymitywne myślenie jak naprawić państwo. Otóż PiS chce naprawiać państwo wymieniając część kadr (niewielką, bo w końcu nie da się wymienić 70 tys. sędziów). Tą najważniejszą. I głęboko w to wierzy, że kadry te lepiej będą pilnować sądów, by orzekały szybciej i sprawiedliwiej. Serio. Oni w to wierzą. Problem w tym, że żeby zmienić sądy należy zacząć od reformy strukturalnej i mentalnościowej. I w ogóle od zmiany rozumienia prawa. Bo jak podkreślają różni, bynajmniej nie powiązani z obecnym rządem, ale i z polskim sądownictwem eksperci i naukowcy w Polsce mamy prywat prawa nad sprawiedliwością. Tymczasem prawo ma służyć ludziom, społeczeństwu, a nie prawnikom i prawu jako takiemu. PiS tego jednak nie rozumie, opozycja tym bardziej. Wszyscy walczą o to by albo Ich wymienić na Naszych albo Naszych za wszelką cenę pozostawić tu gdzie są. Tylko tak się sądu nie zreformuje.
Może nieco naiwnie, ale po lekturze myśl się taka we mnie narodziła, że te ustawy w dluższej perspektywie położą PiS na łopatki. Bo ludzie będą teraz wszelkie błędy, zaniechania, arogancję i zwyczajne niechlujstwo sądów zrzucać na karb PiS. Słusznie. Bo ustawa w żaden sposób, przynajmniej na moje niewprawne oko, nie przyspieszy procedur, nie zlikwiduje często niedostrzegalnego zblatowania prokuratorów, sędziów i adwokatów z lokalną władzą albo i lokalnymi watażkami. Jedyny sensowny pomysłem, w tym całym zamieszaniu to losowanie spraw, tak aby nie okazało się, że ten sam sędzia dziwnym trafem dostaje sprawy dotyczące np. roszczeń reprywatyzacyjnych. Ale, halo to za mało. Choć podobno, ta głębsza, struktralna reforma dopiero przed nami. Najpierw kadry trzeba wymienić. Obawiam się jednak, że dalej niż wymiana kadr, która ma być receptą na wszelkie bolączko wyobraźnia PiS nie sięga. Smutne.
I jeszcze jedno, o demokrację się nie bałem, choć skupienie w jednej ręce Zbigniewa Ziobry władzy tak potężnej optymizmem nie napawało. Tyle tylko, że brutalnie mówiąc ustawa legitymizowała, to co od lat i tak w Polsce miało miejsce czyli nieoficjalne relacje między władzą a sędziami. Tylko, że raz jeszcze powtórzę władza deprawuje każdego. Bez wyjątku. I to w tym wszystkim jest niebezpieczne.
Osobną sprawą pozostaje rzecz jasna sposób procedowania jednej z najważniejszych ustaw. Sposób, który reformie odbiera ważność, powagę i należny szacunek. Bo to tak, jakby wziąć ślub pomiędzy lunchem i obiadem, w dodatku przymuszając urzędnika do tego by raz dwa ceremonię odprawił poza kolejnością, pozostawiając gości samym sobie. No i prosząc rodziców o błogosławieństwo, uprzednio ich o ślubie nie powiadamiając. Byle szybciej, byle mieć to już za sobą. Dopchnąć kolanem, nie zważając na nic. Tak się buduje powagę zmian?
No i te smutne i w gruncie rzeczy przerażające wielce obrazki z Sejmu. Widok PRL-owskiego prokuratora Stanisława Piotrowicza, który w pewnym momencie stał się twarzą rzekomo czyszczących złogi komunizmu zmian, wprawiał w gigantyczny dysonans. Widok jednego z liderów opozycji wiszącego nad stołem prezydialnym w środku karczemnej awantury, rodem z korytarzy szkolnych, dysonansowi nadawała ton tragifarsowy. Oliwy do ognia dolała opozycja, która temat poprawek potraktował happeningowo i zarzuciła Sejm ponad 1000 propozycjami na poziomie korekty, która przesuwa przecinek w prawo lub w lewo. I w całej tej awanturze trudno było połapać się czy opozycja zmian w sądach chce, a jeśli tak, to jakich. Choć wiadomo było, że druga strona i tak nie ma ochoty nawet sensownych propozycji wysłuchać. Pozostała tylko awantura i kto głośniej Polską, Konstytucją i demokracją gębę sobie wypcha. W tej porażającej kakofonii głosu rozsądku przepadł nikczemnie zdeptany przez obie strony.
A dziś PO, Nowoczesna i PSL ogłosiły, że powstanie zespół, który będzie pracował nad opozycyjną ustawą o KRS. Zespół prace zacznie… we wrześniu. Tak, we wrześniu czyli mniej więcej wtedy, gdy wedle zapewnień Prezydenta dobiegać będą praca na prezydenckim projektem. I nic już z tego nie rozumiem, bo jeśli komuś faktycznie zależy na zmianach, to powinien pracę zacząć z kopyta, już, zaraz. Chyba, że chodzi o to, żeby we wrześniu drzeć szaty, że Prezydent opozycji nie wysłuchał. Bo opozycja pracę dopiero zaczyna i wnioski będzie miała, no może tak ok. wiosny 2018. Obrazu rozpaczy dopełnia skład komisji, który zdaje się świadczyć o tym, że tu nie o poważną dyskusję chodzi, ale o kolejne gry i zabawy. I o to by polityczni celebryci opozycji lansowani przez GW dalej bujali nastrojami. A ja wolałbym kogoś znacznie bardziej nudnego i merytorycznego. No i szybszego, lepiej zorganizowanego, i nie tak zajętego tworzeniem wizerunku w mediach.
I generalnie wolałbym Polskę bez PiS, PO, Nowoczesnej, PSL, Kukiza. Bez mord, roboli, zniczy, walki (już teraz do końca nie wiem, o co bo przywódcy partii sami nie umieją doprecyzować), wojny, bez posła Piotrowicza i posłanki Pawłowskiej, bez innej posłanki walącej histerycznie pięścią w sejmową mównicę, która “brylować” będzie w opozycyjnym zespole, bez posła Budki, który rżał z radości, gdy Adam Michnik w sposób nieparlamentarny odprawiał namolnego i mało błyskotliwego dziennikarza. No i bez tej cholernej polityki, od której dawno temu uciekłem, a która od kilku dni wciska się wszelkimi możliwymi sposobami do mojego domu i wrzeszczy, że muszę stanąć po którejś ze stron. Otóż nie muszę. Gniew mam jednaki dla obu stron sporu, ale wiem także, z gniew nie jest najlepszym doradcą więc lepiej przeczekać by w jakiejś nieprzewidzianej furii po kamień nie sięgnąć i nie daj Boże w sąsiada ugodzić. Ale jak widzę obie strony gniew polubiły i ani im w głowie pół kroku w tył zrobić.