Niech sczezną artyści

“Non omnis moriar” napisał Horacy w Pieśni III, a przez kolejne wieki jego słowa znajdowały potwierdzenie w rzeczywistości. Sztuka, literatura, poezja wydawały się być nieśmiertelne. Silniejsze od codziennych frasunków, rewolucyjnych zawieruch, ludzkich podłości, które prowadziły do katastrof. Mijały wieki, padały mocarstwa, potęgi rozpadały się w pył, a słowa poetów wydawały się niezniszczalne. Do dziś?

W sobotę15 lipca 2017 r. dotarła do nas informacja o śmierci Julii Hartwig poetyki, eseistki, tłumaczki,autorki książek dla dzieci, ważnej postaci życia literackiego XX i XXI wieku nie tylko w Polsce. Poetka zmarła 14 lipca w odległej od Polski miejscowości (w zasadzie wsi) w Gouldsboro w Pensylwanii (USA). Zmarła we śnie, wśród najbliższych. Poetką była wybitną, nazywaną nieco niesprawiedliwie “Miłoszem w spódnicy”, choć nie tak “popularną” jak Wisława Szymborska.  Ale poezja to nie wyścigi, tutaj nie ma sensu tworzyć list rankingowych. Choć Julia Hartwig z pewnością zajęłaby na tej liście miejsce poczesne. Autorka wielu znakomitych tomików dożyła sędziwego wieku. W sierpniu obchodziłaby 96 urodziny. Doświadczyła w swoim długim życiu wiele – wojny, totalitaryzmu, wolnej Polski. Pozostawiła po sobie bardzo bogatą spuściznę literacką. I pamięć. A więc “nie wszystek umrę”?

W Polsce od wielu lat praktycznie nie wydaje się poezji. Nie publikuje się jej w gazetach, nie rozprawia o debiutach pryszczatych i bezczelnych młodych poetów i poetek lub o dostojnych, przesiąkniętych mądrością życiową tomikach żyjących klasków. W Polsce poezji się nie czyta. Jeśli już, to co najwyżej w szkole, niechętnie, by nie powiedzieć nienawistnie. Bo po co komu poezja w czasach Twittera, Facebooka czy komunikacji obrazkowej (Instagram, wszechobecne selfie czy snapchat).

Informacja o śmierci poetki pojawiła się we wszystkich serwisach internetowych. W niektórych z zawstydzającym opóźnieniem (szczególnie w tych, co to walczą zaciekle o polską kulturę). A potem… stała się nieważna. Bo Legia przegrała swój pierwszy mecz, bo jakiś bokser dostał lanie, a opozycja zapowiadała rewolucję. Przekazy zdominowały zdjęcia zadowolonych politycznych celebrytów w czasie śmiertelnej walki z dyktaturą, jakichś kopaczy, których nazwisk nikt za 10 lat nie będzie pamiętał poza zaciekłymi fanami drużyn i mało estetycznego zakrwawionego pyska okrutnie obitego boksera. Julia Hartiwg się nie klikała. Nawet na gazeta.pl, której przecież poetka rzekomo była tak bliska.

No więc jak to, non omnis moriar? W czasach Horacego pewnie tak, ale w czasach klikalności, social media i komercjalizacji niemal każdej dziedziny życia liczy się tylko to, co tu i teraz. Poeci racji nie mają. A już poeci martwi nie nadają się na bohaterów serwisów internetowych (chyba, że spektakularnie strzelą sobie w łeb, ale to i tak nie to samo, co w przypadku, gdy jakiś muzyk, albo aktor popełni takie medialnie nośne seppuku).Co innego ten czy inny celebryta. Śmierć (często tragiczna) niektórych sprzedawana jest na wszystkie możliwe sposoby. Kochamy bowiem celebrytów, te sztucznie wykreowane przez obrazkowe media stwory, które swoje życie tworzą poprzez medialnego photosopha. A poeci, literaci, pisarze. Oni są nudni. No chyba, że zrobią jakiś skandal. A jeśli nie, to niech przepadną w mroku naszej nieświadomości. Niech sczezną. Bo dziś nie potrzebujemy artystów. A już poezji – ble – tym bardziej.

Ps. Dziękujemy wszystkim pięciu (no może siedmiu) osobom, które kliknęły i przeczytały ten tekst. Miejcie świadomość, że jesteście gatunkiem na wymarciu.

 Foto: Mariusz Kubik (wikipedia) https://www.instagram.com/mariuszkubik.pl/

Komentarze
Więcej w Julia Hartwig, kultura, litertura, Olecko
Czasowe wyłączenia prądu. PGE proponuje nowe kanały informacji

Komunikat prasowy PGE Dystrybucja S.A oddział Białystok dokonuje czasowych wyłączeń prądu w ramach prowadzonych prac  linii, wchodzących w skład sieci...

Zamknij