Sambor Dudziński: Jestem wojownikiem sztuki

Sambor Dudziński był cichym bohaterem tegorocznej „Sztamy”. Jego muzykę mogliśmy usłyszeć w trzech prezentowanych spektaklach. Jego, dyskretna obecność w „Żywotach świętych osiedlowych”, czy instalacji „Kobieta Kalendarz” wzmacniała przekaz prezentowanych przedstawień. Dlatego postanowiliśmy zapytać artystę czy celowo zafundował widzom w Olecku, swój mini festiwal.

 

Redakcja iOlecko.com: Czy tegoroczną „Sztamę” można nazwać „Sztamą Sambora Dudzińskiego”?

 

Sambor Dudziński: Ha, ha. Dlatego, że wystąpiłem w dwóch spektaklach?

 

W trzech. „Domowe duchy”, „Żywoty świętych osiedlowych” i „Kobieta Kalendarz”.

 

No, rzeczywiście. Trochę zrobiło się „samboralnie”. Codziennie Sambor. Jakaś dominacja z tego wychodzi.

 

A lubi Pan przyjeżdżać do Olecka? Bo to nie pierwsza Pana wizyta w naszym mieście?

 

Bardzo lubię. Tu jest jakiś pozytywny, ciepły klimat. Mówiąc ciepły mam na myśli energię, która tu występuje. Wyczuwam w Olecku coś takiego, co sprawia, że chętnie się tutaj przyjeżdża i chętnie tutaj się wraca.

 

A we Wrocławiu nie ma czegoś takiego? To ładne miasto, pełne kultury.

 

Oczywiście we Wrocławiu też jest coś niezwykłego. Ale z drugiej strony jeśli mówimy o ofercie kulturalnej stolicy Dolnego Śląska, to bez wątpienia jest ona przeładowana. Mam wrażenie, że widzowie w tym natłoku nie wiedzą nawet już, co oglądają. Znika odświętność, wyjątkowość tych wydarzeń i entuzjazm publiczności. Tutaj zdecydowanie jest inny odbiór.

 

Nie sądzi Pan, że publiczność w Olecku, jest bardziej otwarta i przez to bardzie „świeża”, że dla niej to absolutne święto.

 

Myślę, że tak. Pod względem oczekiwania na spotkanie to jest bardzo „świeże”. To przywilej mniejszych miejscowości. Ale Olecko ma coś jeszcze. Poza tym, że ludzie są złaknieni działań performatywnych, koncertów, sztuki itd. To tutaj jest coś, co trudno mi określić słowami, ale jest to… no właśnie Coś. Nie wiem co, ale Coś i coś jeszcze.

 

Czy nie ma Pan wrażenia, że w ostatnich latach, wielkie miasta rozbudowały swoja kulturalną ofertę do granic możliwości (nie dbając o jakoś, ale o ilość) i nastąpił przesyt. Obecnie codziennie dzieje się coś ważnego. Trudno za tym nadążyć. Czy przypadkiem publiczność w wielkich miastach nie stała się bardziej znudzona i zniechęcona?

 

Coś w tym jest, być może właśnie ze względu na bardzo bogatą ofertę kulturalną. Nie chciałbym oczerniać widowi w dużych miastach, ale ona często przybiera z tego powodu roszczeniową postawę. Szczególnie można to odczuć w przypadku, niezwykle popularnych imprez dla firm. Rzadko wtedy zwraca się uwagę na to, co jest prezentowane. Zwykle czeka się na tak zwane wieczorne atrakcje.

 

Pana biografia artystyczna jest bardzo bogata. Aktor, lalkarz, muzyk, kompozytor, wokalista. W dodatku gra Pan na wielu instrumentach. Można powiedzieć – człowiek orkiestra i nie chodzi w tym przypadku o ilość instrumentów, na których Pan gra, ale o wielość funkcji. Która z tych ról jest Panu najbliższa.

 

Sam dla siebie i dla ludzi jestem wojownikiem sztuki. Zajmuję się generowaniem emocji. Emocji, które nie tylko mają wychodzić ze mnie na scenie, ale które powinny wyzwalać się wśród publiczności. Jestem człowiekiem, który obserwuje rzeczywistość i staram się ją przetwarzać w taki sposób, żeby o czymś opowiedzieć. O tym, co mnie porusza, dotyka, na co chciałbym zwrócić uwagę, gdyż uważam że akurat w tym momencie jest to pominięte lub niedopowiedziane. A ponieważ nie lubię nudy, to staram się to robić na różne sposoby. I dzięki temu do tej pory nie zagubiłem się w tej wielości. Być może właśnie dlatego, że nie lubię, gdy coś jest monolityczne, jednakowe. Niektórzy wykonawcy wydają płyty z utworami, które są wybierane pod kątem spójności. Niestety często jest tak, że spójność oznacza monotonię. Utwory stają się nieznośnie do siebie podobne. Dzięki temu, że mam rozległe zainteresowania, jestem w stanie posługiwać się różnymi narzędziami muzycznymi, które pozwalają mi stworzyć o wiele bardziej urozmaicone struktury. I podoba mi się to.

 

Czy to oznacza, że jest Pan bardziej muzykiem niż aktorem?

 

Myślę, że tak. Nie uważam żeby aktorstwo było tym, co mnie szczególnie pociąga. Przede wszystkim mam na myśli aktorstwo w teatrze muzycznym, w którym spędziłem ostatnie 7 lat. Wiem, że nie chcę być aktorem musichallowym. Choć muszę przyznać, że zebrałem spore doświadczenia przez te wszystkie lata. Na scenie się nie nudziłem. Miałem rozmaite zadania i mogłem się w nich sprawdzać. Ale warto też wiedzieć, co się w życiu chce robić, a czego nie. I tak jest w moim przypadku. Nie chcę być aktorem. Oczywiście nie rezygnuję z moich umiejętności, ale chcę je wykorzystywać na swój sposób. I teraz tak się dzieje. Bo czym innym jest aktorstwo w teatrze prowadzonym przez reżysera, a czym innym jest aktorstwo w moim solowym recitalu, czy w czasie koncertu z zespołem.

 

Zarówno w przypadku spektaklu Agaty Kucińskiej, jak i dziś podczas instalacji „Kobieta Kalendarz”, mieliśmy do czynienia z pewnym rodzajem aktorstwa w Pana wykonaniu. Bo jednak był Pan w tych spektaklach dyskretnie obecny „fizycznie”.

 

Tak, ale w taki sposób w jaki lubię. Preferuję pewną oszczędność wyrazu. Nie chcę epatować swoim aktorstwem, ani swoją muzykalnością. Lubię w danym przedstawieniu czy koncercie „używać” siebie tyle ile trzeba. I tym się kieruję kiedy tworzę muzykę do spektaklu czy do filmu.

 

Muzyka, którą Pan tworzy przetworzona przez Pana doświadczenia aktorskie, jest bardziej teatralna. To znaczy ma swój wewnętrzny teatralny puls, rytm jest napisana pod działania teatralne i aktora.

 

Jeżeli spędziłem 4 lata na uczelni teatralnej realizując zadania aktorskie i 7 lat w teatrze muzycznym, na scenie, to gdzieś to we mnie zostało „zapisane”. Ważne, by pozwolić funkcjonować temu bez „dociskania”, czy niepotrzebnego epatowania swoimi umiejętnościami i możliwościami. Liczy się tylko koncentracja na zadaniu, które jest do zrealizowania, a narzędzia aktorskie, muzyczne powinny uruchamiać się jak pazury u tygrysa czy kota. Idealnie byłoby wypracować w sobie taką swobodę wypowiedzi, która pozwoli nam nie być bardziej niż się powinno. I to się niekiedy udaje.

 

A bierze Pan czasami, lalki, przedmioty i je animuje?

 

Tak coraz chętniej i coraz częściej. W Polsce jest duży deficyt prawdziwej sztuki lalkarskiej. To, co widujemy w teatrach lalkowych, absolutnie nie oddaje całej gamy możliwości tego teatru. Czym jest bowiem sztuka lalkarska? Yoda z „Gwiezdnych wojen” to nic innego jak lalka mimiczna. Muppet Show, Jima Hensona, marionetka, pacynka, jawajka, kukiełka, maska, bunraku to jest właśnie lalkarstwo. Technik jest bardzo dużo, a nie zawsze w teatrach tak zwanych lalkowych pracują ludzie, którzy robią to z zamiłowania. Niestety to spycha ten teatr na jakiś margines. Wspólnie z Agatą Kucińską spotykamy się czasami z widzami po spektaklu „Żywoty świętych osiedlowych”. I niejednokrotnie okazuje się, że dla nich obecność na naszym przedstawieniu to pierwsze zetknięcie z teatrem lalkowym. Dla mnie technika lalkarska jest bardziej współczesna niż dramatyczna. Dlatego, że angażuje do działań materię, przedmioty które nie są wykorzystywane jako pomoc dla aktora, ale które są autonomiczne i posiadają swoja tożsamość. To poszerza znacznie możliwości teatralne, pozwala wprowadzać często rozwiązania absurdalne. Komuś może wybuchnąć palec lub zapłonąć oczy itd. Często pewnych rzeczy na scenie nie da się pokazać bez odwołania do technik lalkowych. Dlatego zdecydowanie wracam do animacji przedmiotów i teatru lalkowego. Zwłaszcza podczas działań realizowanych w ramach „Ale wiocha” w Lubiążu. Znajduje się tam siedziba naszego stowarzyszenia. Obecnie remontujemy zabytkowe XVIII wieczne budynki. Ale jak już wszystko przygotujemy to mam nadzieję, powstanie tam republika moich marzeń i będę tam realizował różne rzeczy, także z wykorzystaniem technik lalkarskich.

 

To na zakończenie powiedzmy jeszcze jaki jest adres internetowy waszego stowarzyszenia?

 

Bardzo prosty: www.alewiocha.pl

 

Zapraszamy na stronę.

 

Komentarze
Więcej w kultura, muzyka, Olecko, ROK, Sztama, Sztama 2011
Adam Hanuszkiewicz

Adam Hanuszkiewicz, aktor, reżyser, dyrektor, arystokrata ducha. Postać niejednoznaczna. Zarzucano mu między innymi, szczególnie w latach 70., zbytnie spoufalanie się z...

Zamknij