Andrzej Sobotko: Tryptyk Mazurski

Na święta proponujemy lekturę “tryptyku” Pana Andrzeja Sobotki. Niewątpliwie znajdziecie w tych wspomnieniach to co zawsze, czyli sporo ciekawych faktów i historii, ale także pośrednią polemikę z filmem “Róża” Wojciecha Smarzowskiego. A w zasadzie z jego interpretacjami i tekstami, które temu filmowemu dziełu są poświęcone. My jesteśmy zdania, że “Różę” każdy mieszkaniec Warmii i Mazur powinien zobaczyć, co nie oznacza że oczekujemy zawsze takiej samej reakcji. Wręcz przeciwnie wszelkie polemiki i spory mile są widziane.

 

Polecamy jak zawsze wspomnienia Pana Andrzeja Sobotki i jak zawsze gorąco za nie dziękujemy. Tym bardziej, że udało się Panu Andrzejowi namówić do wspomnień Pana Wiesława Dzięgielewskiego. Już wkrótce będziecie mogli poczytać także jego opowieści o Olecku.

 

I Chyba nie pójdę do kina na “Różę”!

 

Enia

W naszej Szkole w Olecku na Słowiańskiej mieszkała z rodziną pani woźna. Pani Tertel z dwojgiem naszych rówieśników – Enia była koleżanką z klasy mojej siostry i Eckard – mój rówieśnik. Oboje normalnie mówili po polsku i byli traktowani przez nauczycieli, uczniów jak każdy z nas, oboje dobrze się uczyli a Eckard najlepiej z nas jeździł na łyżwach – był protegowanym p. Żurowskiego. Pani woźna mówiła pięknym, prawdziwie mazurskim językiem co było powodem naszych sztubackich dowcipów. Cała rodzina wyjechała do Niemiec pod koniec lat 50 tych.

 

Olecko, Andrzej Sobotko, Fotografie

 

Na zdjęciu po maturze od lewej : moja siostra Elżbieta, Enia, p. Domańska- wychowawczyni klasy, i Lodzia. Rok 1956.

 

W powojennych latach dla mnie – dziecka, ucznia, licealisty, Olecko nie kojarzyło się z Niemcami. Tu byli rodzice, dzieci, ludzie tacy jak my. Nie pamiętam i wśród rówieśników żadnych wątpliwości, tu była już Polska. Gruzy – wiadomo była wojna; tam skąd przyjechaliśmy też były gruzy, może inaczej to czuli dorośli, chociaż i od nich tego nie słyszałem.

 

W mojej świadomości w latach szkolnych w Olecku były miejsca wyraźnie poniemieckie, niemal eksterytorialne: to był cmentarze: ewangelicki, radziecki wojskowy i żydowski, to było wzgórze kościelne z kościołem  (Kirchą) bez dachu, a potem tylko resztki fundamentów i to był pomnik w parku. Te cztery pierwsze miejsca raczej omijałem, pomnik zaś w drodze na stadiony nie budził moich emocji, był.

 

Teraz, po latach, Olecko, Warmia i Mazury, to zupełnie inny świat, inny od tego zastanego 1945 r Nadal nie mam wątpliwości czyj tutaj jest Dom!

 

Dzisiaj temat powojennych losów ludzi z dawnych Prusach Wschodnich w Polsce jest zbyt łatwo pokazywany jako jeden wielki dramat spowodowany przez Polaków. To są w moim przekonaniu nieuzasadnione uproszczenia. Nikt z przybyłych tu nowych mieszkańców nikogo nie wypędzał, w większości przybysze sami byli pokrzywdzeni, wypędzeni przez konsekwencje wojny.

 

Konfliktów pomiędzy Polakami a resztkami ludności autochtonicznej, po odejściu stąd Armii Czerwonej nie było, nie istniały przynajmniej w skali upoważniającej do uogólnień, albo inaczej – nigdy tego nie słyszałem, nie spotkałem. W okresie pierwszych miesięcy tworzenia tutaj polskiej administracji, po odejściu Rosjan czasy zapewne były trudne dla wszystkich, ale to chyba we tamtej sytuacji niestety normalne.

 

We wspomnieniach znanego mi leśniczego z pod Miłomłyna czytałem że bronił się w poniemieckiej leśniczówce, przed szabrownikami, karabinem maszynowym…

 

Od 1946 roku mieszkam na WiM. Najpierw w Olecku od przedszkola do matury, potem po studiach w Lasach Państwowych w okolicach Pisza, Ostródy i Nidzicy; zawsze na Mazurach. Z racji „terenowej” pracy, miałem kontakt z ludźmi w małych miasteczkach i wsiach. Spotkałem byłych mieszkańców Prus Wschodnich: kilku, może kilkunastu znanych mi leśników miało żony Mazurki, przecie nie z nienawiści zakładali z Nimi rodziny! Trochę mazurów pracowało w LP, byli też robotnikami leśnymi, spotkałem rolników pozostałych na swoim, dobrych ,szanowanych gospodarzy. Obserwowałem Ich na co dzień, a szczególnie tych którzy wyjeżdżali w latach 70 tych do RFN – nie musieli tego robić.

 

Nigdy nie spotkałem wrogości pomiędzy ludźmi którzy tutaj przyszli z różnych stron, a tymi którzy zostali. Obserwowałem wręcz dobre sąsiedztwo, wzajemny szacunek, w najgorszym razie obojętność! A wśród młodych przyjaźnie.

 

Wspominanie, eksponowanie tylko czarnych owiec z nowego społeczeństwa polaków na Warmii i Mazurach robi krzywdę pamięci wszystkich porządnych. Czarne owce były, są w każdym narodzie… a młodzi mieszkańcy WiM nie muszą posypywać głów popiołem za nieistniejące grzechy rodziców, dziadków, pradziadków – wobec Mazurów!

 

Poniżej jeszcze raz Enia z koleżankami , kolegami po maturze i dwie nauczycielki.

 

Olecko, Andrzej Sobotko, Fotografie

 

 

Teraz – każdemu wolno kochać…

Mogą kochać Olecko ludzie którzy tutaj mieszkali przed nami,

Mogą Je kochać ludzie którzy tu mieszkają.

Mogą – którzy tutaj przybyli na krótko.

Mogą – którzy tylko Je odwiedzają.

Mogą kochać Olecko wszyscy, których miasteczko zauroczyło.

Mogą kochać z pożytkiem dla tej pięknej krainy.

 

II Postscriptum

 

Dzieci urodzą się nowe nam.

I spójrz będą śmiać się, że my

Znów wspominamy ten podły czas,

Porę burz.

Agnieszka Osiecka; z filmu Czterej Pancerni i Pies.

 

Maj 1948, przedszkole na ul Gołdapskiej. Dzień Matki. Tutaj rozpoznaje kilka osób: od lewej stoi w kapeluszu z wielką kokardą na szyi Bogdan Rymsza, w górnym rzędzie – drugi to chyba Janek Wais, obok niego Danek Nowicki, ostatni w tym rzędzie, w marynarskim krawacie to Andrzej Sobotko. Pozostałych dzieciaków nie pamiętam. Dziewczynki ubrane w stroje jak do tańca, może do występów.

 

Zdjęcia wykonane przez pana Eligiusza Kowalczuk – Kochanowskiego „Foto” Olecko ul Poznańska 9. Pamiętam w Olecku był Foto Wacuś – czy to ten sam zakład?

 

Olecko, Andrzej Sobotko, Fotografie

 

Wrzesień 1946 r. Kiedy przyjechałem z rodziną do Olecka miałem 5 lat. Nie wszystko pamiętam, ale widok ulic, domów nie zmieniał się przez wiele kolejnych lat kiedy dorastałem. Na Mazurach czas stanął gdzieś w maju 1945 r. i stał długie lata. W Olecku pozostały gruzy po rozbitych, spalonych domach. Gruzy, ruiny były świetnym miejscem do zabawy dla dzieci, wyrostków w wojnę, tylko nikt nie chciał być Niemcem.

 

Życie w naszym miasteczku w końcu lat czterdziestych było coraz bardziej normalne o czym dzisiaj można przeczytać w różnych wspomnieniach, zobaczyć na starych zdjęciach. Bieda była jak wszędzie po wojnie – równa dla wszystkich, ale były przedszkola, szkoły, kościół, szpital, kilka sklepów, młyn, piekarnia, wodociągi, prąd, kolej, administracja, milicja…niestety i UB było… Ale też była nadzieja, a przed młodymi dziesiątki lat nadziei!

 

Tutaj na zdjęciu dzieci z mojego przedszkola, czerwiec 1948r. dzieciaki i ich mamy, ojcowie w pracy, taki wówczas był podział domowych obowiązków. Dla niektórych to pożegnanie z przedszkolem. Mój „rocznik we wrześniu tego roku szedł już do szkoły. Drugie przedszkole było na ulicy Nocznickiego przy „białej” szkole podstawowej.

 

Olecko, Andrzej Sobotko, Fotografie

 

III Czego nie zabrała ze sobą Armia czerwona


 

Likwidacja skutków pobytu Armii Czerwonej w Olecku trwała niemal do 1960 roku – odgruzowanie, rozbiórki i remont nadających się do tego budynków. Nasza Szkoła na Słowiańskiej została odremontowana na wrzesień 1948 r, ale dach jeszcze we wrześniu, na rozpoczęcie roku był przykryty tylko deskami, pamiętam jak w dniu rozpoczęcia szkoły przez szpary, w szkolnej auli widać było słońce. Ale Szkoła funkcjonowała.

 

Olecko, Andrzej Sobotko, Fotografie

 

Przez wiele lat szpeciły miasteczko wielkie czarne napisy: „WSZYSCY DO URN “, „3 X TAK” wymalowane na domach i na ruinach – to pamiątka po niesławnym referendum 1947 roku. Polityka jednak pozostawała na ulicy. W naszych domu hierarchia spraw była normalna. Dzisiaj nie ma śladu po wojennych zniszczeniach, powojennej biedzie w Olecku.

 

Teraz trochę szpeci miasto socjalistyczna architektura zbudowanych wówczas bloków mieszkalnych. Jednak nasze, kiedyś zniszczone miasteczko , stało się pięknym pełnym zieleni i kolorów miastem, pełnym szkół, kultury, sportu, miastem szanującym tę ziemię i bez kompleksów – Jej historię.

 

Olecko, jak wiele miasteczek na Mazurach było zniszczone bez związku z bezpośrednimi frontowymi działaniami. Przez pół roku jechało do ZSRR wszystko co nadawało się dla gospodarki tego państwa. Każdy żołnierz Czerwonej Armii, raz na miesiąc mógł wysłać do ZSRR paczkę do 20 kg, z tym co znalazł (zdobył). Sprzęt domowy, zegary, naczynia kuchenne, ubrania, , wszystko to był towar atrakcyjny.

 

W syberyjskich wspomnieniach jednej z kobiet wywiezionych w 1940 r z mojego rodzinnego Sztabina do Kazachstanu znalazłem, że ostatniej wojennej zimy 1945 roku jej rodzina otrzymała z terenu Niemiec (prawdopodobnie z Prus Wschodnich, może z Olsztyna) paczkę od nieznanego żołnierza czerwonoarmisty. Adres przekazał temu żołnierzowi znajomy Polak przymusowo wcielony do Armii Czerwonej. W paczce była wielka pluszowa, kurtyna teatralna i kilka teatralnych sukienek… Nieco śmieszne sukienki – poszły na bazarze jak świeże bułeczki, zaś kurtyna, jak pisze nasza rodaczka, uratowała życie Jej rodzinie, bo niebieski materiał z pluszowej kurtyny był tam poszukiwany na damskie kolorowe serdaki dla miejscowych kobiet. Kawałki pruskiej kurtyny wymieniała na bazarze na zboże, mąkę i inne artykuły konieczne do życia, w najbardziej tragicznym tam dla polaków czasie. I wśród czerwonoarmistów, jak widać byli sprawiedliwi!

 

Armia Czerwona, zrobiła dużo zła w Olecku, na Mazurach. Jedno co pozostało nie naruszone to mazurskie lasy, jeziora, przyroda, krajobraz.; a to ważniejsze niż wszystkie kurtyny świata, kurtynę można uszyć od nowa, a przyrody nie!

 

Nz. Mazury Garbate, okolice Bocianowa k. Olecka

 

 

 

Komentarze
Więcej w Andrzej Sobotko, Historia, Historia miasta, Olecko
Świętujemy!

Od jutra świętujemy. I tak przez kolejne dni. Aż do wtorku. Syci, wypoczęci, oblani wodą z okazji śmigusa dyngusa wrócimy...

Zamknij