Miło szaleć, kiedy czas po temu. Aleksander Radzaj wspomina oleckich maturzystów z 1967 roku i dawne czasy

 

Poniższy tekst publikujemy dzięki uprzejmości Pana Antoniego Radzaja

 

Na pamiątkowej fotografii z 1967 roku profesorowie i abiturienci. Spośród profesorów rozpoznaję albo wspominam: Baćkun (matematyka), Bielenica Helena (biologia, higiena), Kamiński Jan (WF), Krzykwa Adam (fizyka, astronomia), Matecka Janina (język polski, lekcje wychowawcze), Norel Stanisław (język francuski), Plichtowicz Marian (hist.oria, wiadomości o Polsce i świecie wspólczesnym), Siennicki Julian (propedeutyka filozofii, przysposobienie wojskowe), Śniadach Ireneusz (język rosyjski), a także Gastołek Jan (dyrektor, polonista)

Listę maturzystów podaję z odnotowaniem ich pozycji w dzienniku z roku szkolnego 1966/67, a to:

1 – Borowy Ireneusz, 2 – Burzyńska Zofia, 3 – Chmielewski Jan, 4 – Cicha Zdzisława, 5 – Dąbrowska Alina, 6 – Gasińska Krystyna, 7 – Jadeszko Halina, 8 – Jakubowska Teresa, 9 – Juszkiewicz Halina, 10 -Juszkiewicz Teresa, 11 – Kirejczyk Wojciech, 12 – Kiszycki Eugeniusz, 13 – Kluczewska Teresa, 14 – Korenkiewicz Alicja, 15 – Kotnarowski Feliks, 16 – Krupa Halina, 17 – Kuczyńska Hanna, 18 (zrezygnował), 19 – Kulbacka Teresa, 20 – Kuranowska Bożena, 21 – Leończyk Wacław, 22 – Łapińska Maria, 23 – Maksimowicz Tadeusz, 24 – Moroz Janina, 25 – Mrozowski Edward, 26 – Pawełkiewicz Krystyna, 27 – Radzaj Aleksander, 28 – Roszkowska Barbara, 29 – Rybakiewicz Krystyna, 30 – Sienkiewicz Leszek, 31 – Sobolewska Krystyna, 32 – Szczodruch Henryka, 33 – Szeremeta Andrzej, 34.Tomkiewicz Teresa, 35 – Tylenda Teresa, 36 – Waszkiewicz Krystyna, 37 – Wiszowaty Edward, 38 – Wiszniewska Elżbieta, 39 – Witkowska Janina, 40 – Żukowska Agnieszka.


Jako że w Prusiech w używaniu są trzy języki, niemiecki, polski i litewski, i nabożeństwa się w nich odprawia, brakowało niekiedy ludzi, wymaganych na urzędy kaznodziejskie, posady szkolne i do innych służb w miejscowościach… Dla zaradzenia temu brakowi trzeba było założyć trzy duże szkoły w trzech różnych prowincjach, aby tym, którzy chcieli siĘ nauczyć jednego czy drugiego z tych języków, dać ku temu sposobność […]. Pierwsza szkoła została zalożona w Ełku dla Polaków, druga w Zalewie dla Niemców, trzecia w Tylży dla litwinów.” *)

1.

Tak pisał w 1886 roku w Koningsberg pruski kronikarz Georg Christoph Pisanski o powstaniu pierwszych szkół prowincjonalnych, które 16 lutego 1599 roku otrzymały tytuł szkół książęcych, zrównujący je rangą z gimnazjami. (1). Szkolnictwo powszechne w Prusach zaistniało za rządów Fryderyka Wilchelma I, gdy w latach 1717 i 1718 ogłoszono tak zwane edykty szkolne, które w historiografii pruskiej uważano za akty podstawowe w tworzeniu zrębów powszechnej edukacji jako obowiązkowej.

2.

Historia Liceum Ogólnokształcącego w Olecku ma swój początek w 1946 roku. Powołano wtedy Państwowe Koedykacyjne Gimnazjum Ogólnokształcące, którym kierowała Maria Brzeska. Początkowo mieściło się w budynku przy ul. Słowiańskiej, gdzie dzisiaj Gimnazjum nr 2. W 1948 roku, już jako zreorganizowana, przyjęła nazwę Państwowej Szkoły Ogólnkształcącej Stopnia podstawowego. A w 1960 roku – Liceum Ogólnokształcące, z siedzibą na ul. Lenina 23 (dzisiaj ul. Kolejowa 33). Jej dyrektorem został Aleksander Nesterczuk, a od 1966 r. Jan Gastołek. Spośród nauczycieli znanych maturzystom z 1967 roku dyrektorem tej szkoły w latach 1951-52 był profesor historii Marian Plichtowicz. W roku szkolnym 1950/51 w oleckim jeszcze gimnazjum po raz pierwszy odbyły sie egzaminy maturalne (poprzedni rocznik zdawał egzaminy w Ełku).

3.

Gdy rozpocząłem naukę w oleckim LO w 1963 roku, w mojej klasie B było zdaje się 43 studentów. Do matury w 1967 roku przystapiło 39. Na kartach zapisanego po brzegi archiwalnego już dziennika lekcyjnego “klasy jedenastej B” z ostatniego roku nauki 1966/67 odnajduję imiona 39 geniuszy. Z bogato udokumentowanymi postępami w nauce z historii, matematyki, fizyki, chemii, geografii, biologii, astronomii, propedeutyki filozofii oraz z zjęzyków francuskiego, rosyjskiego a nade wszystko polskiego. Też z wiadomości o Polsce i świecie współczesnym, przysposobienia obronnego i sprawności fizycznej (wychowanie fizyczne).

4.

Co do tych “postępów w nauce” posłużę się własnym przykładem. Moją edukację z języka francuskiego profesor S. Norel, który z podróży do Francji serem nas częstował – nota bene mocno spleśniałym – skwitował notą “3” z trzema minusami. O tym francuskim serze opowiadał, że im bardziej spleśniały w środku, nawet zielonkawy, to najlepszy spośród kilku tysięcy francuskich serów. Po latach sprawdziłem osobiście, że Francja to kraina serów i wina. Gościłem w Alzacji. Też w Strasburgu (z Orkiestrą Reprezentaycjnaą WP, w strojach Księstwa Warszawskiego, byliśmy w Parlamencie Europejskim).

5.

Czas jakś potem geografię zgłębiałem w otoczeniu egipskich pramid (też w ich wnętrzu). W Italii (San Remo) poznawałem tajniki prawa humanitarnego (seminaria odbywały się w autentycznej Wilii Alfreda Nobla). O historii studia czyniłem też w gmachu przy ulicy Sorbonne (rue 18, Pari – Paryż). Pokoju (pax) broniłem na Bliskim Wschodzie, w ramach operacji pokojowej INZ UNEF-II (po wojnie izraelsko-arabskiej z 1973 roku), za co nawet medal dostałem (In the srvice of peace). Unverstatis Vrartislaviensis zwiedziłem od piwnic po strych, aby już w pięknej Auli Leopoldina w 1983 roku odebrać zwinięty w rulon dyplom doktora nauk prawnych. Mój promotor prof. Jan Kolasa trzy dni mnie musztrował, abym wstydu mu nie przyniósł na oficjalnej obronie swojego dzieła, czyli rozprawie publicznej. Jego córki chichotały w pokoju obok jego gabinetu, gdy mnie traktował niby sztubaka. Profesor z rdowodem lwowskiej szkoły prawa traktatów (prawo narodów – prawo publiczne międzynarodowe, moja naukowa specjalność).

6.

Spośród tych 39 geniuszy LO w Olecku, którzy dotrwali matury w maju 1967 roku i są widoczni na pamiątkowej fotografii, wiekszość pochodziła z Olecka i okolicznych miejscowości (paru z sąsiednich powiatów: augustowskiego i suwalskiego). Prym w klasie wiedli od początku Andrzej Szeremeta, Tadeusz Maksimowicz i Wacław Leończyk. Janina Moroz uczoność wielką wykazywała podczas lekcji z języka polskiego, Janek Chmielewski był geniuszem z matematyki. Felek Kotnarowski był najwyższy w klasie a Edward Wiszowaty najmniejszy. Za filozofa poważany był Henryk Sienkiewicz. Papierosami w “kiblu” (toaleta na dole – dzisiaj szatnia) częstował Ireneusz Borowy (kubańskie Kenty albo mocne Ligerosy). Alicja Korenkiewicz mój maturalny biret haftem opatrzyła, przędząc kolorową nitką olimpijskie koła. W stronę Janiny Witkowskiej zerkałem podczas lekcji (miała miejsce przy oknie), w której się zakochał najwyższy wzrostem student z klasy A tego samego rocznika. Zdaje się Hołownia. O nim Krystyna Zieniewicz z klasy A-67 mi opowiadała po latach na Bemowie w Warszawie, że włóczył się po Chinach.

7.

Już po maturze Krystyna Sobolewska na ucho mi szepnęła w autobusie słowa sercu bliskie. Krystyna Waszkiewicz wabiła skarbami natury, które sprowadziła do Polski królowa Bona Sforza. Zdzisławy Cichej dom znalazłem w Olecku, po 50 latach. Nieco niżej, nad strumykiem – pokój, w którym miałem pierwszą stancję. Tuż obok romantyczne wejście do domu rodziców koleżanki z klasy A, dla której pałac zbudowałem. Z prawdziwych zapałek. Kolorowych, czerwonych jak miłość. Z wyznaniem wiary w środku, spisanym na brzozowej korze. Pozostałe koleżanki mi wybaczą, że nie będę tutaj zdradzał sekretnych amorów. Dostojni koledzy, tutaj nie wspomniani, nadal takimi pozostają w mojej pamięci. Niezależnie od tego, czy w zwyczajnym pojmowaniu są wśród żywych czy martwych.

8.

O profesorach książki można pisać. Tą pierwszą – Księgę Pamiątkową Janiny Mateckiej (potem zamężna Leonarczyk) – przywlokę na jubleuszowe spotkanie. Jej syn Wojciech użyczył mnie pamiątek z jej kuferka. Na samym jego dnie znalazłem stary brulion. Zapisany od dechy do dechy zeszyt w kratkę, w którym nasza wychowawczyni sekrety języka polskiego i literatury ukrywała. Jak się wydaje notatnik zapoczątkowany podczas studiów z filologii polskiej w Uniwersytecie Gdańskim (znajduję w nim rok 1964). Po ukończeniu których już jako magister filologii polskiej dostała posadę profesora w LO w Olecku. Gdzie i mnie wiatry przygnały w 1963 roku. Wiele lat potem z Mitologii Parandowskiego dowiedziałem się, że w opisanej przez Homera historii jego podróży pomagały lub przeszkadzały cztery wiatry. A to: Boreus (wiatr pólnocy), przez Parandowskiego nazwany jako Boreasz, Zefir – wiatr zachodu (gdzie dzisiaj Europa), Norton, czyli poludnie oraz. I gdzie magnetyczna północ. A wreszcie Euros. Dzisiaj bliski i daleki wschód. Gdzie Azja, Syberia i Chiny. Z Tybetem i Indiami włącznie. Też Korea. Konfucjusz i Mur Chiński nie są dla mnie tajemnicą. Ameryka się kłania… Z Christoferem Columbus.

9.

Początkowo na zamieszkanie przyjęła mnie starsza siostra Krystyna. Która ze swojego mieszkania (pokoju) w Olecku przy ul. Lenina 28 wydzieliła dla mnie miejsce za szafą. Nie mogłem pojąć wygladając z okna, że koledzy z podwórka piłkę kopią bezkarnie. W mojej szkole podstawowej w Jabłońskich była tylko jedna piłka – do gry we dwa ognie. Pojęcie futbolu (piłka nożna) było wtedy dla mnie zupełnie nie znane. Pierwsze radio do mojego domu we wsi Mikołajówek przywiozła siostra Krystyna dopiero pod koniec mojej nauki w szkole powszechnej (podstawowej). Elektryczność tam zawitała, gdy byłem już podchorążym na studiach w szkole wojskowej (1967-71 r., WSOWOPl w Koszalinie), gdzie uzyskałem tytuł inżyniera-dowódcy.

10.

Z podróży historycznych utkwiły mi w pamięci wyprawa do Warszawy i sztuka Dziadów Adama Mickiewicza grana na żywo. W Teatrze Wielkim. Którą zwyczajnie przespałem w wygodnym fotelu, czując dotkliwy ból w łydkach po odbytej wcześniej wędrówce schodami z 30-go piętra Pałacu Kultury i Nauki. Aby na parterze obić się o zaryglowane drzwi do wyjścia na zewnątrz tego pałacu. Pamiątki “po wsie czasy”, ufundowanej Polakom przez J. W. Stalina (inskrypcja istniejąca do dzisiaj, ukryta pod napisem Pałacu w Warszawie).

11.

Ten powrót i tymi samymi schodami, aby wejść do windy na górę pamiętam do dzisiaj. Drugą podróż, też pod opieką naszej Profesor Janiny Mateckiej odbyłem wraz z klasą daleko za Olecko. Miał to być obóz wędrowny…

12.

Zabraliśmy ze sobą nawet łódż pontonową, której potem nie potrafiliśmy złożyć. A gdy się udało to uczynić, w zakolu jeziora znaleźliśmy sieci zastawione na ryby (tzw. żaki). Było w nich dużo ryb. Parę większych okazów przytaszczyliśmy dla naszej wychowaczyni. Była zdumiona naszą zdobyczą. Jeśli nie przerażona. Coś nam tłumaczyła. Ale już uspokojona, że nie damy zatopić się wraz z tą gumową łódką. O skradzionych rybach zpominając. Chyba z wrażenia, jak dzielnych ma studentów. W istocie obozowisko mieliśmy w obrębie lokalnego PGR. A każdy z uczestników miał za zadanie oczyścić z chwastów pole buraczane. Rozległe po horyzont…

13.

Po powrocie z tej wyprawy swoim rodzicom nawet nie wspomniałem, jaką historię poznałem w tych burakach. W domu przywitał mnie brat z motyką w ręku, ucieszony z mojego powrotu. Moi rodzice wiosną zasadzili prawie hektar tych buraków cukrowych. Teraz mocno zachwaszczonych. Z powodu tej mojej podróży…

14.

O zlocie naszej klasy przypomniał mi Tadeusz Maksimowicz niecałe trzy tygodnie temu. Podając szczegóły programu. Spotykamy się w sobotę 20 maja 2017 roku na ulicy Zamkowej 6 w Olecku. Przy kościele, w którym pobieraliśmy naukę religii. Edek Wiszowaty jako ks. biskup czy prałat homilię wygłosi z ambony tego Kościoła. Na wspomnienia czas będzie potem, w miejscu wybranym tuż obok. Swoim telefonem Tadeusz mnie przywołał do porządku, abym pokazał tą książkę, którą zobowiązałem się napisać. O naszej klasie i szkole. Odmawiając udzielenia mi jakichkolwiek informacji, które ułatwiły by mnie wykonanie tego zobowiązania. Wspomniał tylko, że z naszej klasy kilkanaście osób nadal koczuje w Olecku lub w pobliżu. Szukaj ich – rzucił w słuchawce dobrą radę.

15.

Dla ich odszukania odbyłem podróż do Olecka. Był to poniedziałek 8 maja br. Do autobusu, którym podróżowałem, na przystanku w Raczkach wsiadła studentka. Która właśnie podążała na egzamin z matematyki do tej mojej szkoły. To był dobry znak. Wysiadłem razem z nią przed nowym gmachem LO. Dyrektor Leszek Olszewski przyjął mnie przyjaźnie. Obiecał, że z archiwum wygrzebie dziennik mojej klasy. Pierwsze kroki skierowałem na ulicę Lenina, gdzie stary budynek mojej szkoły (dzisiaj ul. Kolejowa 33, gdzie Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II, tuż przy dworcu kolejowym i autobusowym w tym samym Olecku). Mieście tajemniczym, o trzech wzgórzach. Jak w jego herbie to zapisano (sigilium). Potem czy wcześniej zwanym Margrabowo. Imię Olecko czytane sylabami O-le-c-ko brzmi bardziej swojsko. Dla znających język łaciński. Stary i nowy.

16.

Lucyna Sadowska, dyrektorka szkoły nie odmówila użyczenia mojej klasy na wstępne spotkanie, które zaplanowalem na piątek 12 maja br. Nawet pokazała mi ją, gdy tylko dzwonek ogłosił przerwę. Świat mi zawirował, gdy po 50 latach ponownie znalazłem się w środku. Odbyłem spotkanie z lokalnymi władzami. W starostwie przyjął mnie Edward Adamczyk. Wicestarosta Powiatu Oleckiego i radny sejmiku województwa Warmińsko-Mazurskiego. Obszaru historycznej krainy Warmii i Mazur. Znanej mi z Dagone iudex, dokumentu spisanego w XI wieku w annałach papieskich. To odrębna historia. Wielka historia, moim Rodakom nie do końca znana. Dał mi książek o historii swojego powiatu tyle, że udźwignąć nie mogłem. W urzędzie miasta Olecko uprzejma Bożenna dodatkowo wręczyła mi “Dzieje Olecka 1560-2010”. Uzupełniając ten dar innymi materiałami, też mapami.

17.

Oprawiona w twarde okładki książka wypadła mi z torby, do której chciałem wsadzić te wszystkie swoje zdobycze. Grzbiet jej się rozwalił w zetknięciu z płytą chodnikową. Potem miejsca szukałem w pałacu za rzeką, gdzie onegdaj starostwa rezydowały. Bezskutecznie. Ale na plebanii wikariusz informacji mnie udzielił, że istotnie na godzinę 17 zarezerwowany jest czas na wysłuchanie homili Edwarda. Biskupa z Olsztyna. Przygodni goście foto mi zrobili, na tle kościoła za rzeką. Wszystkim napotkanym nie bez satysfakcji opowiadałem, że mamy spotkanie po 50 latach. Maturzyści LO Olecko 1967, klasa B. Spoglądali na mnie z niedowierzaniem… Albo ja wyglądałem na dziwaka. W czarnym kapeluszu, którego tego dnia z uwagi na pogodę wdziałem na swoją czuprynę.

18.

Tego samego dnia w lokalnym Radio5 Suwałki zamówiłem komunikat, o treści zwyczajnej: “Maturzyści LO w Olecku rocznik 1967 klasa B zgłoszą się 12 maja (piątek) w godzinach 16,oo-18,oo do tej samej klasy w budynku Kolejowa 33; zabiorą ze sobą fotografie i inne papiery do wspólnej książki; uzgodnimy program spotkania, planownego na 20 maja; przy telefonie 725835320 Aleksander czeka całą dobę.”

19.

Na to ogłoszenie kasy nie żalowałem. Ale dla oszczędności uzgodniliśmy w redakcji, że komunikat ukaże się w eterze w środę 10 maja godz. 15,3o oraz w czwartek 11 maja godz. 7,3o. Tego samego dnia treść komunikatu doręczyłem na piśmie oleckowskim władzom. Też mediom lokalnym (Głos Olecka – redaktor Zbigniew Malinowski oraz Tygodnik Olecki). Tego drugiego komunikatu (czwartek, 7,3o) wysłuchałem korzystając z uprzejmości taksówkarza w Augustowie. Pierwszy komunikat (środa) przegapiłem, zajęty spotkaniami i studiowaniem dziennika swojej klasy. Z którego sporządziłem fotograficzny wypis. W istocie zmylił mnie zegar z mojego telefonu, którego dotąd nie przestawiłem na nowy czas (czas letni).

20.

W nowym gmachu LO im. Jana Kochanowskiego znalazłem skarby. Tak wyeksponowane publicznie, że zwykłemu śmiertelnikowi tajemnicze. Studentom zupełnie nie do rozpoznania. A nawet profesorom Akademii Nauk. W holu szkoły wyryte w metalu słowa patrona: “Wdarłem się na skałę pięknej Kaliopy, gdzie dotychmiast nie było znaku polskiej stopy.” Obok, poniżej, wypisane motto niezwyczajne (też J. Kochanowski): “Miło szaleć kiedy czas po temu.” Co mi też pasuje jako tytuł książki o mojej klasie i mojej szkole.

21.

W gabinecie woźnego dostrzegłem piękny obraz (malowidło eopki XVIII wieku). A na szafie – autentyczny hełm. Którego za pozwoleniem profesora używałem na zajęciach z przysposobienia obronnego lat 50 temu. Gdy potem już w domu przeglądałem materiały do książki, w notatniku swojej Profesor i wychowawczyni odnalazłem klucz do pojęcia rzeczy sięgających parę mileniów wcześniej. Przedmiotu moich zainteresowań historycznych. O czym więcej napiszę w tej naszej książce. Jeśli zdążę.

22.

Tego dnia spadł śnieg. Padał cały dzień. Nawet wtedy, gdy razem z Wojtkiem (syn J. Mateckiej, stomatolog pracujący w liceum swojej mamy a mojej wychowczyni) znalazłem się w Judzikach. Obrazy wielkiej historii przewinęły mi się, będąc w miejscowości, o której myślałem wiele lat. Idzie o historię. Ks. Michałowi, który w lokalnym kościółku św. Piotra i Pawła w parafii Judziki modły czynił przy konfesjonale zdradziłem jako pierwszemu, jakie imię nosiła ta wieś 2 tys. lat temu. Z której się wywodzi.

23.

Wielką historię poznałem już po rozstaniu się ze swoją szkołą w Olecku, po tej maturze w 1967 roku. Historia, o której nawet nie śniłem. Związana z Albertyną – Uniwersytetem w Królewcu. Którego promyki odnajduję w biografiach lokalnych bohaterów sprzed lat a nawet w okolicach Sztokholmu. Gdzie czas jakis rezydowałem (lata 2005-2013). Za mało miejsca tutaj, aby o niej szerzej opowiadać…

 

24.

Wśród bohaterów mojego regionu, nieważne o granice polityczne na przestrzeni dziejów, na kartach historii Olecka odnakduję Krystiana Lach Szyrmę. Mnie znanego z tego, że jego pradziad wywodził się ze wsi Chodorki, koło Dowspudy. Jego matka Heyduk wywodziła się ze wsi Marcinowo. Gdzie ja się urodziłem po tej wojnie światowej. Zwanej drugą. K. L. Szyrma w opisuje Górę Marcinową, na której kościół zapadł pod ziemię, a ja tam odnajduję Babę Pruską w kamieniu wyrytą. Niby znak kultu. Na niej napis CMO 1848. Co według uczonych ma oznaczać Wiosnę Ludów. A według mojej teorii – raczej zmierzch pewnej epoki. Nie mający wiele wspólnego z cyframi i liczbami. Które współcześnie znaczą cezurę. Kalendarza liczonego i tylko od mitycznego Jezusa Chrystusa. Przeszłości kreskę stawiając. A może nawet trzy, jeśli wspomnę ocenę mi wystawioną z języka francuskiego na zkończenie studiów w LO w Olecku. W roku 1967.

25.

Na to moje ogłoszone w eterze sptkanie, w swojej klasie i w swojej szkole w piątek po południu, nikt się nie zgłosił. Nikt nie przedzwonił. Telefeon Tadeusza milczał jak zaklęty. Był zajety cały dzień. Dzwoniłem z dwóch aparatów naraz: polskiego i szwedzkiego. Dobry to czy zły znak?

26.

Przed tym dyżurem w swojej klasie w lokalnym parku kątem oka dostrzegłem idącą w moim kierunku kobietę. Miała nie naturalnie nisko opuszczoną głowę, jak gdyby nie chcąc dostrzec świata. Patrzyła pod nogi. Po minięciu skrzyżowanych dróg moja podświadomość podpowiedziała, że była to soba mi znana, a nawet bliska, która zwyczejnie mnie spotkać nie chciała. Z powodu, dla którego ja nie stawiłem się na pogrzeb brata Tadeusza. Będąc o trzy mile drogi obok. Nie mam zwyczaju żegnać ludzi, nawet mi bliskich, którzy czasu nie mają spotkać mnie za swojego życia. Niezależnie od tego, jakich używają forteli i jak bardzo udają moich przyjaciół. Nawet jeśli mnie łaczą z nimi więzi krwi. Poznałem kulisy wielu zbrodni popełnionych w takich kręgach. W odległej i najbliższej historii. Co odnoszę też do familii kultury, skąd moje korzenie. W kręgu małym i tym szerokim. Też do do ojców mojej Ojczyzny. Sięgam wieków milenium.

27.

Dopiero po 30 latach, w środe 9 maja 2017 roku dotarł do moich rąk dokument, mocą którego w 1987 roku zostałem skazany na śmierć cywilną (z łac. damnatio memoriae). Co miało miejsce w stolicy Polski Warszawie. Dziwnym zrządzeniem losu zbiegło się to z 50 rocznicą mojej matury. Tylko w ten sposób mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego w zapowiedziany piątek 12 maja 2017 roku nikt z moich szkolnych przjaciół nie odważył się odezwać. Z listu od Boremiki dowiedziałem się, że był filozof o imieniu Diagones (albo tak nazwana postać fikcyujna, jak wiele innych), który udając ślepca albo zagubionego szukał w mieście człowieka. Pytając o to napotkanych ludzi. Być może był to Homer, zanim domalowano mu przewodnika z psem.

28.

Wsiadając do autobusu w drodze powrotnej z Olecku spotkałem studentkę o imieniu Emilia. Opowiadziała mi o swojej maturze, z tego roku 2017…

29.

Nazajutrz rano, sobota 13 maj, postanowiłem wydać kolejny komunikat. O treści następujacej:

Komunikat specjalny

Koleżanki i kolegów LO w Olecku, matura 1967 klasa B, na bezludną wyspę zabiorę, w sobotę 20 maja 2017 roku. Odjazd autobusem z ul. Zamkowej 6, o godzinie 9 rano. Strój sportowy. Śniadanie w Pałacu na Wodzie. Posiłek (lunch) – przy ognisku. Stół szwedzki. Ksiegę pamiątkową każdy dostanie. Wstęp wolny od wszelkich opłat. Byleby przyjść i stawić się we wskazanym miejscu i określonej porze dnia. Dla wspomnienia zdarzeń sprzed lat. Tak zwyczajnie. Romantycznie, bezinteresownie. I bez żadnych obaw ani podtekstów. I z takim wyliczeniem podróży, aby wysłuchac homilii biskupa Edwarda w tym kościele. Gdzie chce to uczynić. Z mojej wizytacji gmachu szkoły, gdzie niegdyś było LO a teraz szkoła podstawowa taki wniosek wywiodłem, że tam dzisiaj współczesne sanktuarium nowego boga. O imieniu Jan Paweł II. Którego imię nosi ta szkoła. I refleksja przerażająca, w jaki sposób religię mozna połączyć z edukacją opartą na zasadach rozumu. Wszak religia na dogmatach stoi, a światło szczelinami witraży się przebija. Nawet w kolorach tęczy robionych. Ze szkła i metalu. Na chomilię kolegi Edwarda stawię się w kościele na ul. Zamkowej w Olecku. Nie przesądzając, o czym będziemy wspominali. Świętości naszych wzruszeń nikt nie potrafi zakłocić. Nawet jeśli będą różne w ocenie. Albo w postrzeganiu.  Redaktora proszę, aby zechciał ten mój komunikat opulikować na łamach swojej gazety. (-) Aleksander

30.

W egzemplarzu gazety Głos Olecka, wydanym w piątek 5 maja 2017 roku dostrzegłem parę doniesień, które mnie zaintersowały. A to (1) Wystawa starych fotografii na “Zamku” w Olecku (autor: Z. Malinowski, str. 17); artykuł red. Anna Truchan “Wyczyścić pomnik Immanuela Kanta (str. 19); Renaty Różańskiej inspirujący artykuł o tym, jak to biskup Jan Mazur mianował w Suwałkach 4 diakonów (Diecezja Ełcka ma nowych diakonów stałych – str. 29); Wkroczenie wojsk rosyjskich do Olecka, w dziale historia na str. 16 red. Józefa Kunickiego; a nade wszystko konstatacja red. Zbigniewa Malinowskiego z artykułu opatrzonego tytułem “Komisarz Olecka zrezygnował” (Olecko – str. 13). Z którego czytam wprost, że mianowany przez premiera Rządu RP na burmistrza Krzysztof Kosewski swoją frywolną rezygnajcją siebie wyżej stawia nad Premiera Rządu RP. Rzecz nieprawdopodobna. Albo nastąpiło jakieś tąpnięcie, którego piszący o tym redaktor Zbigniew M. Wyjaśnić nie potrafi. W czym ja chciałbym pomóc. Także w odniesieniu do kwestii podniesionych w artykułach wymienionych powyżej. Na spotkaniu w Redakcji. Egzemplarz tej lokalnej gazety dostałem gratis w Redakcji, którą odwiedziłem z potrzeby zawiadomienia o mającym się odbyć spotkaniu mojej klasy LO z Olecka. Po 50 latach.

(-) Aleksander Radzaj

Absolwent LO w Olecku – matura 1967

doktor nauk prawnych, absolwent Uniwersytetu Paris IV Sorbonne (historia)

majr WP, w służbie czynnej nieprzerwanie od 1967 roku (lat 50)

 

Przypisy

*) Cytat z niezwykle interesujacej książki “Prusy Wschodnie – Historia i mit”, autor Andreas Kossert: Ostpreussen Geschichte und Mythos, przekład z języka niemieckiego  W Barbara Ostrowska, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 209 (s. 100), ISBN 978-83-7383-354-8

**) Na przełomie II i III milenium pisał o mnie na łamach olsztyśkich mediów redaktor Jacek Dobkowski – syn mojej nauczycielki Leonisławy, z Szkoły Podstawowej w Jabłońskich. Skąd trafiłem do LO w Olecku. Redaktor Jacek przy okazji wspomniał o lokalnych gwarach. Po latach Jego mama, już jako emerytowana nauczycielka opublikowała w odcinkach leksykon gwary lokalnej, ujmujący blisko 700 wyrażeń i terminów. Na łamach lokalnej gazety “Nasz Sztabiński

Dom”. Szczęśliwi i bogaci są uczniowe, którzy mają albo mieli takich nauczycieli. Co chciałbym podkreślić, zanim wydrukuję pierwsze egzemplarze ksiegi Pamiątkowej Profesor Janiny Mateckiej z LO w Olecku – mojej wychowawczyni i dyplomowanej polonistki. Magistra filologii polskiej. Bez wątpienia profesora, i z takim tytułem Jej nadanym przez lokalne władze oświatowe. Tę książke wydam z ramienia Biblioteki Królewskiej w Sztokholmie. Skąd mam takie upoważnienia. Idzie tutaj o numer identyfikacji międzynarodowej ISBN. W tej samej matematyce ujmę też wydanie książki o swojej szkole i swoich przyjaciołach z LO w Olecku, matura 1967.

 

Post scriptum

 

Pisanie jest formą studiów. Rodzajem dialogu człowieka z samym sobą. Z użyciem pióra i rozumu. Słowo zapisane w jakikolwiek sposób jest faktem historycznym, dostepnym dla innych przez czas nieokreślony. Niektóre słowa stają się  pomnikami. Z nich wyrastają mityczne postacie jak chociażby Solomon czy Homer. Są słowa tak ważne, że trafiają na kamień albo są lane z żelaza. Pióro używane do znaczenia słów jest groźniejsze od pioruna. Słowo jest potęgą. W swoim życiu doznałem tego uczucia, gdy mi pióro i papier wydzielano, zabierano albo niszczono jedno i drugie. Z powodu tych słów, których używałem.

Pisanie albo kreslenie słów jest tworzeniem. A czyniących to ludzi określa się mianem twórców. Ich prace dziełami. A wszystko to sztuka albo kultura. Gdy czytam po raz kolejny Historię literatury polskiej w opracowaniu Juliana Krzyżanowskiego, w niej wszystko o pisaniu. Tym pisaniem śpiewa też Jan Kochanowski, patron mojej szkoły z Olecka. Którego słowa zdobią ściany, sale lekcyjne i gabinety.

Notatnik ze studiów mojej wychowawczyni i profesor języka polskiego Janiny Mateckiej jest cały zapisany nutami tej melodii. Przytoczę chociażby fragment Jej twórczości, oznaczony jako wykład o poetach debiutujących w dwudziestoleciu czyli grupa poetycka “Skomander”. W tytule wykładu te słowa zakreślone czerwonym kolorem. Jako ważne. Dla mnie ten cały temat jest bardziej niż ważny. Przytoczę tutaj mały fragment tekstu z brulionu Profesor, która pisząc szczędzi słowa.

 

…Działała już w latach I wojny światowej w “Pro arte studio” jako czasopismo.

Obok czasopisma kawiarnia warszawska “Pod Pikadorem”. Właściwa data 1918-1920 (ukształtowanie), gdy zaczęły sie ukazywać pierwsze tomy

Tuwima, Iwaszkiewicza, Wierzyńskiego, Lechonia.

Skomandryci – młodzi, zwolennicy nowości nie głosili radykalnych zmian w poezji. Program bardzo ogólnikowy. Brak skonkretyzowanego programu. Grupa poetycka otwarta dla każdego poety. Różne indywiualności w grupie…

 

Ja swoją twórczość od ponad 20 lat uprawiam z użyciem też pióra na łamach swojego “pikadora” albo “skomandora”, którego niniejszy egzemplarz drukuję, aby mediom donieść, o czym tutaj piszę i co będzie. Redaktorom Głosu Olecka i Tygodnik Olecki zobowiazałem się tekst doreczyć najpóźniej w poniedziałek 15 maja. W sprawie tych maturzystów i profesorów LO klasa B z 1967 roku. Jak na załączonej fotografii. I słowa dotrzymałem. A co z tym zrobią – to już nie moja sprawa.

(-) Aleksander Radzaj

Dowspuda (Åsbuda),

w poniedziałek, 15 maja 2017 AD

 

Ostatnie moje foto (z bohatermi wojsk NATO) wykonane w Olecku w piątek 12 maja 2017 roku. Foto: Aleksandra

DOWSPUDA News nr 1/o5/2017, Poniedziałek  – 15 maja 2017, ISSN 1425-8552, Acta Dowspudiensis (AD), Adres: Biuro Implementacji Demokracji H&G Dowspuda, Box 80, 16-300 Augustów 1, tel. 725835320 lub +46 760 894 977, e-mail: adgenea@hotmail.com

Komentarze
Więcej w Aleksander Radzaj, Historia, matura 1967
Spotkanie z Anetą Prymaka-Oniszk, autorką książki „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy” w Oleckiej Izbie Historycznej

  Informacja nadesłana: Regionalny Ośrodek Kultury w Olecku „Mazury Garbate” i Olecka Izba Historyczna zapraszają  9 czerwca 2017 r, wyjątkowo...

Zamknij