Oddałem mój głos na Prusy Wschodnie

Jutro ważny dzień. W mieście wyczuwalne jest napięcie i radosna ekscytacja. Nikt nie wątpi w zwycięstwo. W domu wszyscy wyglądają na lekko poddenerwowanych. Mama chodzi i wzdycha, jakby znów mój brat miał iść na wojnę, ojciec cały czas kłóci się z wujkiem. Brat milczy, a siostry nie ma, bo biega ze swoim narzeczonym i rozkleja plakaty. Tylko babcia zachowuje spokój i jak zawsze pomiędzy kolejnymi lekturami Biblii podczytuje heretyckie pisma różnych dziwnych uczonych, których Pastor nazywa hochsztaplerami.

 

Miasto udekorowane i odświętne czeka na to co się stanie. Bramy tryumfalne zachwycają dostojnością. W Ratuszu ruch, jak nigdy. Ojciec mówi, że musimy pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić, że potrafimy o nasze miasto zadbać. Wujek podchodzi to tego mniej entuzjastycznie. Uważa, że czynimy zbyt wielki honor tym, którzy ten cyrk wymyślili i twierdzi, że takie pozorne i chwilowe oznaki porządku nie przybliżają nas ani na centymetr ku porządkowi właściwemu i ogólnemu. Porządkowi, jak twierdzi nadrzędnemu. Nie wiem o co mu chodzi, ale cały czas o ten porządek nadrzędny kłócą się z moim ojcem.

 

Wszyscy zgodnie twierdzą, że wynik jest kwestią przesądzoną, ale trzeba z klasą pokazać kto ma rację.

 

Babcia cały czas powtarza, że ten bałagan mamy przez Polaków. Bo oni wyciągają ręce po coś, co nigdy ich nie było. Ojciec strasznie się zżyma. Twierdzi, że tam gdzie Polacy tam zawsze kłótnie, awantury i bałagan. Polska według niego to „ni to ni sio” ledwo od ziemi odrosła, a już się awanturuje. Ojciec nie lubi Polaków. Nie lubi także jak babcia mówi do niego po polsku. Ale jak babcia jest na niego zła, to zawsze mówi po polsku. Jak byliśmy mali babcia uczyła nas polskiego, bo chciała żebyśmy mogli porozumieć się z dziadkiem. To bardzo złościło ojca. Ja niewiele pamiętam. Nie lubię polskiego i nie lubię Polski. Mój dziadek był Polakiem. Mój ojciec nie lubił dziadka. Wujek wręcz przeciwnie. Ale wujek był ukochanym synem dziadka. Babcia mówi, że dziadek miał ciężką rękę, ale to był dobry człowiek. Choć Polak. Babcia często opowiada jak pięknie dziadek śpiewał. Miał żyłkę do handlu, uwielbiał książki, bardzo dużo czytał. Ale był lekkoduchem. Babcia twierdzi, że nie trzymały się go pieniądze, cały czas gdzieś się wyrywał, gdzieś go nosiło. Uparty był i czasami kłótliwy, ale serce miał złote. Często wyjeżdżał i wtedy mój ojciec, jako najstarszy syn, musiał zajmować się domem. Wujek zawsze miał lekko, a mój ojciec od najmłodszych lat musiał dbać o dom, o rodzinę i o babcię. Dziadek nie chciał by ojciec się uczył. Ten przywilej zarezerwował dla wujka. Pewnego dnia wyjechał i już nie wrócił. Babcia mówi, że ubili go w czasie rewolucji w 1905. Ojciec twierdzi, że zapewne gdzieś się zapił, albo pognał za jakąś polską dziewką. Bo dziadek podobno i pić lubił (babcia mówi, że umiał, a to według niej, co innego) i do dziewczyn miał słabość. One podobno do niego też. Bo dziadek słynął z przystojności w swojej okolicy. Babcia czasami mi się przygląda i wzdycha. Mama mówi, że to dlatego, że przypominam jej dziadka.

 

Dlatego ojciec nie lubi Polaków. Babcia mówi, że on się wstydzi dziadka, choć kiedyś wyznała, że on najbardziej jest do dziadka podobny. Fakt, śpiewa pięknie w chórze, też ma ciężką rękę i złote serce. Tak przynajmniej wszyscy mówią. Ale ojciec boi się, że historie z dziadkiem mogłoby mu przeszkodzić w karierze, ale jak mówi babcia, większość jego kolegów ma podobną sytuację. Babcia Polaków lubi, ale nie znosi papistów. Twierdzi, że największą wadą dziadka było jego przywiązanie do papistów. Choć dziadek czytał dużo, to w ogóle nie chciał studiować Biblii. A babcia często go o to podobno prosiła. Chciała by razem zastanowili się nad tym czy innym fragmentem. Dziadek jednak wolał czytać bałamutne książki podróżnicze i heretyckie. Babcia kiedyś mi w sekrecie wyznała, że to od dziadka nauczyła się czytać te wszystkie plugawe książki, ale jak twierdzi, jak się je czyta to poznaje się zło.

 

W każdym razie dziadek Biblii studiować nie chciał. Za każdym razem odpowiadał babci, ze od tego ma księdza proboszcza, żeby ten mu powiedział, co jest dobre, a co złe. A i on rozumu ma dosyć, aby sobie z tym poradzić. Wolał słuchać jakiegoś oddalonego o setki kilometrów papieża, którego na oczy nie widział, zamiast znaleźć mądrość w jedynie słusznej księdze. Babcia nie znosi papistów i boi się, że jak przyjdą tutaj Polacy to zamiast w Boga karzą nam wierzyć w jakiegoś papieża. Nie przeszkadza to jej droczyć się z naszym pastorem. Często na głos zastanawia się, czy przez wzgląd na męża nie powinna jednak rozważyć oddania głosu na Polskę. To bardzo złości pastora, który fuka gniewnie, że gdy przyjdą Polacy, to przywiozą tutaj swoich leniwych księży, którzy wyrzucą z kościołów wszystkich prawowitych wiernych i powieszą portret papieża. Babcia wtedy potwierdza, że co prawda to prawda i uspokaja pastora, że tylko żartowała. Pastor jednak za każdym razem powtarza, że to są zbyt poważne sprawy by z nich żartować. Nasza religia towarzyszy nam na tych ziemiach niemal od zawsze. Wspiera nas w trudnych chwilach i pomaga, choćby w czasach tak strasznej zawieruchy jaką mieliśmy ostatnio. Ojciec mruczy wtedy pod nosem, że jakoś nie odczuł wtedy tego wsparcia, ale boi się powiedzieć tego na głos w obecności pastora i babci.

 

Za to śmiało dodaje, że papiści to jeszcze pół biedy, ale wygląda na to, że jak tak dalej pójdzie to będziemy musieli budować cerkwie. Polska okrutnie przegrywa wojnę z Rosjanami i ledwo podniosła głowę, a już dostaje w głupi czerep. Nie wiadomo w ogóle czy za rok jeszcze ta Polska będzie istnieć. Wujek twierdzi, że to byłoby dla nas najgorsze rozwiązanie, bo nie dość, że rządziliby nami Polacy to do tego komuniści. A wujek uważa, że komuniści to gorsza zaraza niż Polacy. Wujek wie co mówi, gdyż na na co dzień mieszka daleko stąd, w Nadrenii. Tam ma jakieś fabryki i jak mówi ojciec w czasie wojny bardzo się wzbogacił. Wujek ma dużo pieniędzy i cały czas poucza nas, że nie umiemy miastem zarządzać, że cywilizacyjnie jesteśmy opóźnieni, że nie nadążamy za zmianami. Wujek uważa, że cały ten cyrk z plebiscytem opóźni konieczne zmiany, bo zamiast koncentrować się na rozwoju, bronimy naszych zgubnych tradycji. Wujkowi wiele się w naszym mieście nie podoba, ale ojciec mówi, że to dlatego, że on się teraz zrobił taki niemiecki i zapomniał gdzie się urodził i jak to jest być Mazurem.

 

Czasami jak już się bardzo z wujkiem pokłócą to ojciec mówi, że on najchętniej odłączyłby nasze Prusy od Niemiec, że on nie chce tutaj ani Niemca ani Polaka tylko tych, którzy tę ziemię kochają i rozumieją. Choć babka zazwyczaj nie zabiera głosu w czasie sporu swoich synów, to w tym jedynym przypadku popiera mojego ojca i wzdychając mówi, że najlepiej byłoby żeby nikt z zewnątrz się w nasze sprawy nie wtrącał. Wujka to bardzo boli, bo mówi, że tylko poprzez coraz silniejszy związek z Niemcami mamy szansę na rozwój i zachowanie autonomii Mazur. Zapewnia, że on też kocha Mazury, ale nie może patrzeć, jak cywilizacyjnie odstajemy od reszty kraju. Babcia mu powiedziała, że w ogóle nie czuje się z tym krajem związana, że odkąd pamięta jej ojczyzną były Mazury czy jak je tam zwał Prusy Wschodnie. Dlatego jak ją teraz pytają czy ma być Polska czy Prusy Wschodnie to ona wie, co ma odpowiedzieć. Ale jak ją zapytają innym razem, czy tutaj mają być Niemcy czy Prusy Wschodnie też nie będzie się ani przez chwilę wahać.

 

Mama tylko wzdycha i cały czas powtarza, że ledwo z jednej kabały wyszliśmy, to teraz chcą nam zafundować kolejną. Ona boi się o mojego brata. Wszyscy mówią, że jak nas przyłączą do Polski, to od razu będziemy musieli iść bić się z Rosjanami. Mój brat był na wojnie. Wrócił kilka lat temu, ale nie był już tym samym łobuzerskim i skorym do żartów bratem. Zawsze zabierał mnie z sobą na różne wyprawy do okolicznych lasów, pokazywał mi jak się buduje domki na drzewie, szałasy. Nauczył mnie pływać i łowić ryby. Kochał las i wodę. Odkąd wrócił z wojny nie był jeszcze ani razu w lesie. Powiedział kiedyś, że miał wystarczająco dużo lasu w wojsku i że nic go już w tym lesie nie interesuje. Mój brat nie lubi Polaków. Moja siostra twierdzi, że on nie lubi nikogo, bo on nie lubi ludzi. Ale mój brat twierdzi, że jak oni musieli siedzieć w okopach, to Polacy z tych okopów uciekali i tworzyli swoje wojsko, a potem jeszcze wbili nam nóż w plecy. Ale moja siostra opowiedziała mi, że jego najlepszy przyjaciel z okopów, który umarł mu na rękach był Polakiem. Mój brat jest bardzo zły na Polaków, że chcą nam zabrać nasze Mazury, bo oni przychodzą na gotowe, a on walczył o nasze Prusy Wschodnie. Mama boi się, że jakby brat znów musiał iść na wojnę, to by oszalał. I tak rodzice po powrocie brata wydali dużo pieniędzy na lekarzy, którzy zajmowali się bratem. Na szczęście ojciec znalazł mu spokojną posadę i brat wrócił do zdrowia. Dziś czasami nawet porozmawia ze mną. Wcześniej tylko tak patrzył dziwnie spod łba.

 

Moja siostra jest najbardziej w sprawy plebiscytu zaangażowana. Pomaga swojemu narzeczonemu, który wraz z kolegami pilnuje porządku w mieście, roznosi ulotki, rozkleja plakaty. Babcia mówi, że on ma nierówno pod sufitem. Nie podoba się jej, że moja siostra wdaje się w awantury polityczne i bójki. Wujek wręcz przeciwnie uważa, że jak sami nie zrobimy z tym porządku, to możemy obudzić się w innej rzeczywistości. Ojciec choć nie popiera przemocy, to zauważa, że Polacy są sami sobie winni, a to, że ktoś komuś da po głowie to rzecz zupełnie naturalna i częsta szczególnie między Polakami. Ale zarówno ojciec jak i wuj widząc jak to martwi babkę zapewniają , że długo to nie potrwa i jakiś czas po plebiscycie wszyscy zapomną o animozjach.

 

Nie lubię Polaków, choć nie wiem dlaczego. Być może dlatego, że wszyscy na początku bardzo się tego plebiscytu wystraszyli. Przez kilka lat wojny musieliśmy tułać się po różnych obcych miastach i nagle znów wszystko ma się zmienić? Teraz kiedy powoli zapominamy o tym co było? Kiedyś, dawno temu babcia zabrała mnie do Polski. Tak mówiła, chociaż to wtedy nie była Polska. Wybraliśmy się z babcią do rodziny dziadka. Tuż za granicę. Niewiele pamiętam. Cały czas trzymałem się babki. Bałem się. Ludzie tam byli dziwni, jacyś nieuprzejmi, chmurni, opryskliwi. Częstowali mnie cukierkami, ale one mi się nie podobały, ale babcia mówiła, że to nieuprzejmie odmawiać. Brudno tam było, domy dziwne, biedne. Dzieci bose, w łachmanach, drogi błotniste i pełne dziur. Kilka dni temu zapytałem babci, czy jak przegramy plebiscyt, to tak będą wyglądać nasze Mazury. Babcia odpowiedziała, że nie i uspokoiła mnie, że nic złego się nie stanie. Powiedziała, że ta Polska jest bardzo biedna, tak biedna, że nasze skromne Mazury wydają się dla Polaków ósmym cudem świata, ale dodała, że ludzie tam dobrzy i prości. Ale my jesteśmy Mazurami i zawsze nimi będziemy i nikt stąd nas nie wygoni, co udowodnimy w każdym plebiscycie jaki tutaj zorganizują. Ja jednak wciąż nie mogę pojąć jak to się dzieje, że oni nie potrafią domów i dróg porządnych wybudować, a chcą nam mówić, co mamy robić.

 

                                                                          *********

W mieście euforia. Wszyscy gratulują nam wyniku. Marggrabowa jest na ustach wszystkich, stawiana jako wzór. Mama przygotowuje uroczysty obiad. Wujek z rodziną jutro wyjeżdża. Przyjdzie pastor. Pojawi się także narzeczony mojej siostry, który podobno za zasługi przy organizacji plebiscytu otrzymał intratną posadę, w Lycku. Mama mówi, że teraz z pewnością on się mojej siostrze oświadczy i wkrótce oboje pojadą dalej, może do samego Königsberga. Nawet babka boczy się jakby mniej na narzeczonego mojej siostry. Ojciec zadowolony nuci coś pod nosem. Mniej się już kłóci z wujkiem, choć nadal nie mogą dojść do porozumienia, czy to był tryumf zdrowego mazurskiego czy niemieckiego rozsądku. Babcia w końcu nie wytrzymała i powiedziała wujkowi, żeby się nie wygłupiał i nie udawał przynajmniej w rodzinnym domu żadnego Niemca tylko zachowywał się jak na Mazura przystało. – Niemcem – powiedziała to ty możesz być w tych swoich fabrykach, ale tutaj jesteś moim synem i synem mazurskiej ziemi. Nie po to mój głos na Prusy Wschodnie oddałam, byś mi tutaj z Niemcami teraz do domu wchodził.

 

Ja najbardziej cieszę się z tego, że wczoraj mój brat zaproponował, by w następną niedzielę wybrać się do lasu.

____________________________________________________

 

Powyższy tekst jest próbą nieco innego, alternatywnego spojrzenia na kwestię plebiscytu, który odbył się na Warmii i Mazurach i w Olecku (Marggrabowa) 11 lipca 1920 roku.

Komentarze
Więcej w Historia, Olecko
Grzejniki ogrzeją przedszkole

Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla pracowników i dzieci uczęszczających do Przedszkola z Oddziałami Integracyjnymi w Olecku. Bardzo silne mrozy...

Zamknij