Po co nam “Przystanek Olecko”? Cz.1

Rozpoczynając dyskusję na temat „Przystanku Olecko” należy przypomnieć jego genezę, gdyż w rzeczy samej jest ona ważnym elementem strukturalnym imprezy.

 

„Przystanek Olecko” to oddolna inicjatywa Bohdana Skrzypczaka i Marka Gałązki, która po raz pierwszy miała miejsce w 1994 roku. Inspiracją dla obu twórców stał się niezwykle popularny na początku lat 90. serial „Przystanek Alaska”. Najkrócej ujmując film opowiadał o niewielkiej społeczności zamieszkałej w miasteczku na dalekich obrzeżach Stanów Zjednoczonych – Alasce. O miejscach takie jak Cicely (tak zwała się ta miejscowość), można powiedzieć jedno, diabeł mówi tam dobranoc. Do tej zapadłej dziury przybywa nowojorski goguś, dr Joel Fleischman, który traktuje swoją misję jak zesłanie. Społeczność Cicely licząca 849 mieszkańców, okazuje się jednak być nadzwyczaj ciekawa, inspirująca, zaskakująco twórcza. Doktor Fleischman spotyka tu niezwykłe typ osobowości, oryginałów, ludzi o bogatej osobowości, wyrazistych charakterach.

 

Serial w gruncie rzeczy gloryfikował prostotę, mitologizował prowincjonalność, a przede wszystkim ukazywał relacje międzyludzkie, które jak sugerują nam twórcy, doskonale funkcjonują w niewielkich społecznościach i obfitują w wielorakie, inspirujące projekty. Scenarzyści stworzyli mikro świat, w którym dzieje się tak wiele, że metropolia nowojorska wydaje się być nudnym, hałaśliwym i pozbawionym uroku miejscem.

 

Nic dziwnego, że film zainspirował ważnych twórców kultury w Olecku. W ich głowach narodził się projekt imprezy, która odwołując się do mitycznej sielskości małych społeczności, poprzez spotkania, happeningi, działania artystyczne, koncerty miała na celu prezentację różnych wymiarów kultury, w połączeniu z charakterystyczną dla prowincji, a niedostrzegalną na co dzień, koegzystencją z trudną naturą.

 

Mieszkańcy Olecka mieli wiele powodów, by polubić bohaterów serialu „Przystanek Alaska”. Podobnie jak oni mieszkali w mieście o surowym klimacie (być może najbardziej surowym w północno-wschodniej Polsce), które przez lata znajdowało się na obrzeżach cywilizacji (Prusy Wschodnie), na styku różnych kultur i tradycji. Mieście, w którym życie kulturalne wbrew naturalnym tendencjom, dzięki pasji różnych, często już zapomnianych twórców, rozwijało się w sposób zaskakujący i niemożliwy. Sąsiednie miasta, większe i administracyjnie ważniejsze z zazdrością spoglądały na realizowane w Olecku projekty, niejednokrotnie zgrzytając zębami. W Olecku byli jednak ludzie. Czasami równie postrzeleni, szaleni i uparci jak bohaterowie z Cicely. Choć diabeł mówił tutaj dobranoc, to mieszkańcy nic sobie z tego nie robili, na przekór wszystkiemu, tworząc swoją mała ojczyznę i świat, który oferował różnorodność na wielu polach.

 

Taka „gleba” stanowił doskonałą inspirację dla idei, która narodziła się spontanicznie, w głowach oleckich twórców i animatorów.

 

Pomysł okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. W krótkim czasie niewielka, lokalna inicjatywa odniosła niespodziewany sukces. Trafiła w swój czas, wypełniała potworną próżnię kulturalną jaka powstała po ’89 roku w Polsce. W tym czasie kraj przechodził gwałtowną modernizację, powstawały nowe fortuny, śmiałe inicjatywy gospodarcze, społeczeństwo modernizowało swoje światopoglądy. Polska mocnym krokiem zmierzała ku Europie. Niestety kultura pozostała w tamtym czasie, na poziomie mało znaczących imprez lokalnych bez otwarcia na świat, Europę. Brakowało wyrazistych, przeznaczonych dla szerokiego kręgu odbiorców, aczkolwiek stojących na wysokim poziomie imprez. Przystanek Olecko doskonale lukę tę wypełniał – był powiewem świeżości. W dodatku idealnie wpisywał się swoim klimatem w panujące wtedy w Europie tendencje, świadomie lub nie odwoływał się do modnych wzorców. To była impreza z szerokim oddechem i wizją, która zaskoczyła wszystkich. Być może także samych twórców.

 

O Olecku zaczęło być głośno. Powstawały dokumenty telewizyjne, artykuły prasowe, audycje radiowe. Do miasta w czasie tych 7 dni lipca ściągali różnego rodzaju dziwacy, miłośnicy sztuki awangardowej i wszelakiej, młodzi i w średnim wieku. Miasto nabierało kolorów, tętniło życiem, zaczęli przybywać turyści. Kwitł lokalny biznes, po jeziorze zaczął pływać turystyczny statek…

 

Prostota pomysłu powinna trafić do podręczników marketingu i zarządzania kulturą. Nazwa, która odwoływała się z jednej strony do kultowego serialu, z drugiej wpisywała miasto w swą strukturalną całość, czyniąc je znakiem towarowy. Dodajmy, doskonałym, wysokiej jakości. Wiele renomowanych agencji zajmujących się PR i reklamą, całymi tygodniami tworzy strategie, kampanie, które mają na celu zbudowanie marki ich klientów. Procesy te są niezwykle czasochłonne i kosztowne, obarczone sporym ryzykiem. Ponadto jeśli nawet uda się zbudować markę, to potem trzeba wiele pracy, zabiegów i finezyjnych planów, by ją utrzymać. Mniej więcej w tym samy czasie co „Przystanek” w Polsce wystartowała marka Frugo, która także odniosła błyskawiczny sukces, stała się modna i rozpoznawalna, ale po 6 latach zniknęła z rynku i dziś ponownie próbuje odbudować swoją pozycję.

 

„Przystanek Olecko”, bez gigantycznych nakładów, strategii i PR-owych tricków osiągnął niebywały wprost sukces. Zbudował silny, wyrazisty, rozpoznawalny wizerunek. Przyciągnął ludzi, zbudował wokół siebie grupę entuzjastów, stał się ważną częścią życia nie tylko kulturalnego. Ca ważne „Przystanek” po raz pierwszy i chyba jedyny potrafił przyciągnąć mieszkańców w różnym wieku, różnych upodobań i zjednoczył społeczność miasta rozproszoną po całym kraju (i nie tylko). Wielu rodowitych mieszkańców miasta, którzy wyjechali z Olecka, zaczęło korelować terminy swoich urlopów z terminarzem imprezy. O sile marketingowej „Przystanku” mogli się wielokrotnie przekonać na własnej skórze. Szczególnie w tych niezwykłych momentach, gdy w rozmowie z nieznajomymi deklarowali, iż pochodzą z Olecka. Prawie zawsze spotykali się z taką samą reakcją – Olecko, wiem „Przystanek Olecko”. Nawet wtedy, gdy interlokutor nie był nigdy nie tylko w Olecku, ale i na Mazurach. Olecko stało się rozpoznawalne.

 

To był doskonały budulec, know-how które organizatorom, władzom i mieszkańcom spłynęło niczym manna z nieba. „Przystanek Olecko” napawał dumą, animował życie kulturalne, społeczne, zmieniał nasze przyzwyczajenia, upodobania. Edukował, w przyspieszonym tempie zbliżał nas do Europy, niweczył podziały i wydobywał z niebytu. Z miasta zabitego dechami czynił, ciekawe miejsce, pełne różnorodnych inicjatyw. Można powiedzieć, że mieliśmy w rękach skarb, ofiarowany nam przez złotą rybkę. Równie ważny, jak inwestycja ogólnopolskiego potentata gospodarczego, o której marzyliśmy. A nawet ważniejsza, gdyż niezależna od humoru inwestora, nasza własna, którą mogliśmy kształtować.

 

Dlaczego zatem dziś w naszym plebiscycie „Duma i Wstyd” impreza, która budowała poczucie wspólnoty i dawała wiarę walczy o miano najbardziej wstydliwego przedsięwzięcia w naszym mieście konkurując z zapuszczonymi budynkami Dworca Kolejowego? Dlaczego dziś mieszkańcy traktują „Przystanek”, od niechcenia, machnięciem ręki? Dlaczego dziś impreza, która wyzwalała energię, budziła entuzjazm, traktowana jest tak obojętnie? Dlaczego władze miasta, nie dostrzegają powolnej degrengolady flagowej niegdyś imprezy? Dlaczego nie dostrzegają coraz większego rozdźwięku między oczekiwaniami społecznymi, a tym co oferują Olecczanom? Dlaczego „Przystanek” traktowany jest nie jako impreza wyjątkowa, o którą trzeba walczyć, zabiegać, rozwijać, poszukiwać nowych rozwiązań, ale jak dożynkowy festyn, który musi się odbyć, bo taka jest tradycja? Dlaczego władze miasta nie widzą, że w obecnej formule „Przystanek Olecko” jest bardziej potrzebny im, niż mieszkańcom? Dlaczego zagubiono owe know-how, ów potencjał przedsięwzięcia?

 

Impreza która zaskakiwała oryginalnością, inwencją, nutą improwizacji, przepełniona duchem szaleństwa i młodzieńczej fantazji, przemieniła się w lokalny festyn, jakich wiele dookoła. Władze natomiast, świadomie lub nie, traktują mieszkańców mało poważnie, próbując wmówić im, że dostają ten sam produkt, co jeszcze 10 lat temu. Używając sportowej metafory „Przystanek Olecko” z ekstraklasy spadł do IV ligi, a decydenci próbują nas przekonać, że owszem degradacja (bo czasy inne, pieniądze inne), ale co najwyżej do I ligi. Być może ów brak porozumienia między społecznymi oczekiwaniami, a dobrym samopoczuciem władz (żeby była jasność, chodzi nie tylko o władzę wykonawczą, ale także ustawodawczą) jest jedną z przyczyn powolnej degrengolady „Przystanku Olecko”. Nie jedynym. Ale pamiętajmy, że wbrew powszechnej opinii, nie pieniądze są najważniejsze, ale idee i pomysł. Bo nawet największe budżety, na nic się nie zdadzą, jeśli nie ma dobrych pomysłów. A tych w Olecku nie brakowało.

CDN.

 

Co dalej z „Przystankiem Olecko”, o tym już jutro w „Po co nam Przystanek Olecko? Cz.2″

 

Po co nam Przystanek Olecko? Cz. 2

https://www.iolecko.com/artykul/128/Po-co-nam–Przystanek-Olecko—Cz-2.html

 

Po co nam Przystanek Olecko? Cz. 3

https://www.iolecko.com/artykul/144/Po-co-nam–Przystanek-Olecko—cz–3–Ostatnia.html

Komentarze
Więcej w Duma i wstyd, Festiwale, Olecko, Po co nam Przystanek, Przystanek Olecko
Informacja nadesłana: Reprezentacja Polski U-17 – Jagiellonia Białystok 3:0

Mecz Towarzyski Reprezentacja Polski U-17 - Jagiellonia Białystok (juniorzy)  3:0 Stało się już tradycją, że w Olecku rozgrywane są mecze...

Zamknij