Budynek Teatru AGT wymaga remontu. Pisaliśmy o tym już dwa lata temu, choć już wtedy była to sprawa, która ciągnęła się od dłuższego czasu. Wtedy usłyszeliśmy, że to priorytet zarówno dyrekcji ROK jak i władz samorządowych. I co? I nic. Wszystko po staremu. Bez zmian. No, może poza jeszcze większą degradacją budynku, bo ten jakoś w stagnacji trwać nie chce i chyli się ku niechybnemu upadkowi. Plany remontu i co ważne rewitalizacji terenu wokół budynku są gotowe. Mniej więcej wiadomo ile to będzie kosztowało, ale sprawa utknęła w miejscu.
Potrzebne są pieniądze. Ale nie tylko. Potrzebna jest prawdziwa, a nie tylko deklarowana wola działania ze strony radnych i władz. Tymczasem wszyscy ze zrozumieniem kiwają głową, że remont jest potrzebny i na tym się kończy. W budżecie trzeba zarezerwować około miliona złotych. Resztę pozyskać z unijnych środków. Ale pozyskać się nie da jeśli owych środków własnych nie ma jasno zadeklarowanych. Ale Teatr AGT to nie obiekt sportowy. To dla władz i większości radnych “tylko kultura”. A wiadomo, kultura na końcu, bo ani to tak naprawdę ważne, ani widowiskowe. Pochwalić się też za bardzo nie ma komu (bo to garstkę, zazwyczaj zwyrodnialców, co kontestują władzę interesuje), a i zwykły mieszkaniec Olecka czyli potencjalny wyborca, nawet nie bardzo wie, że tutaj teatr mamy. Ot, fanaberie. No, jeszcze może “Potęgowa” bo tam się młodzież zabawić lubi, ale teatr? Co innego święto disco polo. Ludzie przyjdą, i to ilu. Pośpiewają, potańczą, piwo wypiją, zapamiętają i pochwalą. A i głos może oddadzą.
Powstały w latach 80. budynek Teatru AGT jak na tamte czasy był swoistym fenomenem. Małe, prowincjonalne miasteczko, gdzieś na końcu świata mogło pochwalić się profesjonalną salą teatralną z jak na owe czasy świetnym zapleczem techniczny, Swojego zdumienia i zaskoczenia nie kryli artyści, którzy wtedy do Olecka zjeżdżali. Zazdrościły nam go miasta ościenne. Podobno ełcka “Zebra” powstała z inspiracji AGT. Rzecz jasna dziś teatr nie robi już tak piorunującego wrażenia. Ale to nadal świetna sala teatralna z odpowiednim zapleczem. Świetna i tak naprawdę nie do końca wykorzystana. Miejsce, które, tak jak kiedyś może stać się inspiracją dla działań wielu młodych ludzi.
Ale dopóki “głowąkiwane” deklaracje nie przerodzą się w konkrety, dopóki radni (raczej opozycji, bo pozostałych trudno podejrzewać, aż o tak daleko posuniętą samodzielność) nie zaczną dopytywać, naciskać i postulować to nie to nawet, że nikt tych niezbędnych pieniędzy w budżecie nie zarezerwuje, ale nikt też się o nie nie zająknie. To się nazywa polityka kulturalna. Warto by głową przestać kiwać i miast tego dziurę w brzuchu władz wiercić. I nie dać się zbywać prostym nie ma pieniędzy, ale tych pieniędzy wspólnie szukać. Bo to nie łatwe przecież, a nawet trudne. Bo rządzić i budżet na miarę kroić jest cieżko. Ale po to się w końcu władzę wybrańcom powierza, żeby oni te niełatwe sprawy załatwić potrafili. Zanim się wszystko zawali i zanim radni i władze znów pokiwają głową, tym razem z głębokim smutkiem, że się teatr nam na amen zawalił, a przecież oni mówili – remontować trzeba.
Do sprawy wrócimy. Zapewne za kolejne dwa lata.