Jacek Gacek Kołodziejski krytykuje siebie (słusznie) i chwali drużynę LO Granit

Zapowiadaliśmy relację kapitana drużyny LO Granit Olecko Jacka “Gacka” Kołodziejskiego i doczekaliśmy się. Polecamy ją wszystkim. I tym, którzy się sportem interesują i tym co nie odróżniają tenisa ziemnego od stołowego. Tym bardziej, że Jacek w swojej relacji zamieścił sporo ciekawych szczegółów i, co najważniejsze, dość roztropnych refleksji. A tak na marginesie wypada zauważyć, że każda z “wypraw” młodych szczypiornistów uczy ich czegoś nowego. Gratulujemy i zwycięstwa i „mądrości po szkodzie”.

 

Wiadomo już że awansowaliśmy do finału, ale przybliżę trochę przebieg spotkań dla tych, którzy nie byli, a chcieliby wiedzieć.

Wyruszyliśmy dosyć wcześnie bo o 4 rano. Tak samo pobudka, jak i położenie się spać o wcześniejszej godzinie były pierwszy wyzwaniem tego dnia. Dotarliśmy na miejsce przed rozpoczęciem, a ku naszemu zdziwieniu zabrakło ekipy z Rozóg. Obrazili się? Unieśli się honorem? W zasadzie nie zastanawialiśmy się nad powodem ich absencji, szanse na awans do finałów wzrosły, bo jedna drużyna odpadła z rywalizacji. Jako że jechaliśmy najdłużej, organizatorzy pozwolili nam trochę odetchnąć i oglądnąć pierwsze spotkanie pomiędzy Karolewem i Elblągiem. Drużynę z Karolewa pamiętaliśmy z turnieju w Olecku gdzie rok temu nie pozostawili złudzeń i pokonali nas, drużynę z Dąbrowy i Ełku. Zaszły u nich zmiany w składzie i gra nie wyglądała już tak kolorowo. Uczuleni na sędziowanie przyglądaliśmy się arbitrowi. Dobrze wykonywał swoją robotę i nie tolerował jakichkolwiek dyskusji o czym sam się doskonale przekonałem, o czym napiszę później. Pierwszy mecz zakończył się wynikiem 18:14 dla Karolewa.

Dostaliśmy sporo czasu na rozgrzewkę przed meczem z Karolewem, który odpoczywał. Powiedzieliśmy sobie, że najważniejszy czynnik to twarda gra w obronie. Wtedy bramkarze łapią wszystko co przejdzie, a ze spokojem w defensywie łatwiej wychodzi atak. Wszystko szło po naszej myśli, już na samym początku uzyskaliśmy 3-4 bramki przewagi i wynik oscylował w takich granicach. Wychodziły nam naprawdę fajnie wyglądające, a co najważniejsze skuteczne akcje. W obronie graliśmy twardo, ale zgodnie z przepisami. Niecelne rzuty i błędy w ataku wykorzystywaliśmy bezlitośnie i powiększaliśmy przewagę. Na słowa uznania zasługują bramkarze, którzy dobrą grą z tyłu dali nam pewność siebie. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 11:4 dla nas. Druga połowa nie przyniosła niczego nowego i mecz zakończył się zwycięstwem 17:10. Od Karolewa usłyszeliśmy słowa typu: “Gratulacje wygranej” “Powodzenia w finale”, co nas trochę zaskoczyło, ale zaskoczyło miło.


Pozostał nam mecz z Elblągiem, patrząc po wynikach, najgorszej drużyny zawodów. Tak jednak raczej nie było. Po krótkiej przerwie na odpoczynek przystąpiliśmy do ostatniego meczu zawodów. Gra w pierwszej połowie wychodziła całkiem całkiem. Wynik 11:7 był wynikiem dobrym. W drugiej połowie ekipa Elbląga postanowiła “wyciąć” jednego za naszych rozgrywających co trochę sprawę skomplikowało. Nastąpiło jakieś rozprężenie w naszych szeregach, głupie błędy i straty, niewykorzystane sytuacje doprowadziły do wyniku na styku. Zaczęły się ostatnie 5 minut spotkania. I po raz kolejny zaczęła się nerwówka. Jedna z naszych akcji w obronie okazała się decydująca o końcowym wyniku. Obrońca naszej drużyny dostał karę dwóch minut. Ja nie dopatrzyłem się żadnego zagrania na karę dwóch minut. Tak samo reszta zespołu. Niestety, nie wytrzymały mi nerwy. Poddenerwowany poprzednią akcją w ataku gdzie zawaliłem sam na sam z bramkarzem i przewrażliwiony na punkcie pomocy sędziego dla drużyny przeciwnej rzuciłem następujące słowa: “Trzeba przegwizdać mecz, ale jakoś nie wychodzi!”. Nie powiedziałem tego wprost do sędziego, ale dość donośnym głosem. I tak oto kapitan zespołu, który jest przedłużeniem ręki trenera na boisku i który powinien dawać przykład swoim i zachowaniem i który przestrzegał resztę zespołu o nie dyskutowanie z sędzią dostał karę 2 minut i zostawił drużynę z wynikiem remisowym, grającą 4 w obronie na 6 atakujących. Dostałem reprymendę jakiej nigdy nie usłyszałem, słowa w niej użyte nie nadają się do cytowania. Całe szczęście zostało nam jeszcze 30 sekund gry w pełnym składzie, nie zdołaliśmy nic rzucić, ale straciliśmy jedną bramkę i Elbląg przy piłce w ataku wygrywał 19:18. Atakowali do końcowego gwizdka, jednak jeden ze skrzydłowych przekroczył linię pola bramkowego i spalił rzut. Końcowy gwizdek i radość dwóch ekip na boisku. Która miała rację? Przegraliśmy ten mecz, ale zwyciężyliśmy z Karolewem, który Wygrał z Elblągiem. Każda ekipa miała po tyle samo punktów, a finał zapewnił nam najkorzystniejszy bilans bramkowy. Radości i okrzyków nie było końca, z pamiątkowym dyplomem i satysfakcją wróciliśmy do Olecka. Jak widać każdy mecz i każda minuta spędzona na boisku, czy na ławce kar uczy czegoś nowego i daje niezbędne doświadczenie. Teraz czekamy na decyzję, kiedy i gdzie zostanie rozegrany finał, gdzie damy z siebie wszystko i powalczymy o zwycięstwo.

Pozdrawiam
kapitan LO Granitu Olecko

Komentarze
Więcej w Granit Olecko, Jacek Kołodziejski, LO Olecko, Olecko. Piłka Ręczna
W życiu jak w filmie. Gacki LO Granit Olecko w finale!!!

To była prawdziwa epopeja. Pełna dramatycznych zwrotów akcji i nastrojów. Od euforii, załamania, zniechęcenia poprzez nową nadzieję. Iście hollywoodzki scenariusz....

Zamknij