Wczoraj w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie poselskiego projektu zmian w kodeksie wyborczym przygotowanego przez posłów partii rządzącej. Warto zaznaczyć, że po raz kolejny PiS korzysta z trybu poselskiego, by uniknąć długotrwałych i z perspektywy rządzących żmudnych konsultacji. PiS nie jest pierwszą partią, która z tego trybu korzysta, ale przedstawiciele tego ugrupowania w trakcie kampanii zapowiadali, rezygnację z tej niezdrowej drogi na skróty. To jednak jednak jak się wydaje najmniejszy zarzut jeśli chodzi o omawiany wczoraj projekt.
Bez wątpienia “poselski” projekt ma na celu pomóc PiS w przejęciu głównie Sejmików Wojewódzkich, w których od wielu lat rządzi koalicja PO – PSL i ewentualnie starostw. Nie wchodząc w szczegóły (będzie jeszcze nie jedna ku temu okazja) chodzi o to, by obecną mocno zabetonowaną scenę rozkruszyć. Wprowadzić tam swoich ludzi i zabetonować jeszcze bardziej. Biorąc pod uwagę, że poprzednia ekipa rządząca także niezbyt kwapiła się do jakichkolwiek zmian, bo status quo był jej na rękę, możemy się tylko przyglądać jak beneficjenci sejmikowych fruktów będą dzielić pomiędzy sobą łupy. W tej materii zmiany mogą być zasadnicze, choć w gruncie rzeczy personalne. System wspiera bowiem zwycięzców i wielkie partie. I szczerze mówiąc trudno założyć, że partia która zajmie w przyszłości miejsce PiS będzie po latach “posuchy” zainteresowana by coś zmieniać. Raczej skorzysta z gotowego systemu. A że system jest do szpiku partyjny, nieobywatelski i kompletnie niesamorządowy? To, od lat nie martwi już raczej polityków. Dla nich wygrane lub przegrane wybory na wyższym szczeblu samorządowym oznaczają konkretne synekury lub ich brak.
Najważniejszą zamianą z punktu widzenia wyborów w Olecku jest rezygnacja z Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW). System ten, choć nie pozbawiony minusów, atakowany jest przez posłów Zjednoczonej Prawicy, gdyż w gruncie rzeczy pozwala wystartować w wyborach “samotnym jeźdźcom” lub małym, ale dobrze zorganizowanym grupkom obywateli. A niezależność oznacz brak kontroli, co z punktu widzenia władzy, czy to centralnej (ta kontroluje coraz większe obszary naszego życia) czy to lokalnej jest niebezpieczne.
Wbrew temu, co twierdzą zatwardziali sympatycy PiS można zaryzykować stwierdzenie, że w Olecku JOW-y się sprawdziły. Może nie rozkruszyły zabetonowanej sceny, ale ją naruszyły i dały “więcej oddechu” i miejsca niekoniecznie wprawionym w bojach samorządowcom. Dodajmy – tym samym od lat. Namaszczonym przez liderów. Poza tym były proste i zrozumiałe. Wygrywał najlepszy, ten który otrzymał najwięcej głosów. Poprzedni system nie był ani tak przejrzysty ani tak czytelny. Jeśli kogoś to nie przekonuje to warto przypomnieć, że JOW-y promowały niezależne grupy formalne. Bo co innego jest znaleźć 21 kandydatów (tyle było okręgów i miejsc w Radzie Miejskiej), a co innego ponad 40 (jak przewiduje system zaproponowany przez PiS). Ba, można było wystartować na przykład w 11 okręgach (czyli wystawić 11 mocnych kandydatów) i zdobyć kilka mandatów. Czyli niewielka, ale dobrze zorganizowana opozycja mogła mieć reprezentację w Radzie. Bez kosztownej kampanii.
Warto też pamiętać, że kandydat na urząd burmistrza może zgłosić swoją kandydaturę pod warunkiem, że stworzy komitet i wystawi przedstawicieli swojego komitetu w określonej liczbie okręgów. Nie musi jednak we wszystkich. I tak w przypadku JOW-ów wystarczyło np. zgłosić 11 kandydatów w 11 okręgach i to wystarczyło by ubiegać się o urząd burmistrza. W 2018 roku trzeba mieć ich już co najmniej dwa razy tyle. Niby nic, ale biorąc pod uwagę, że w Olecku kandydaci do Rady nie rosną na drzewach i nie pchają się drzwiami i oknami, szczególnie w przypadku małych, loalnych komitetów, trudno uznać zmiany proponowane przez PiS za korzystne. One promują duże i dobrze umocowane w strukturach miejskich i partyjnych komitety.
Można założyć więc, że za rok olecka scena na poziomie gminnym nie przewróci się do góry nogami, biorąc pod uwagę, dominujący w Olecku klientelizm i sieć zależności. Silni i dobrze zorganizowani zyskają. Mniejsi i słabsi stracą. Lokalni aktywiści w pojedynkę niczego nie załatwią, choćby i mieli dobre pomysły. Będą musieli przyłączyć się do tych, którzy będą mocniejsi, zorganizowani. Tylko, co z ich niezależnością?
I choć poseł sprawozdawca Łukasz Schreiber próbował nas przekonać, że proponowane zmiany to “proobywatelski pakiet demokratyczny, który zwiększa możliwości obywateli w udziale w samorządzie” to zapomniał dodać, że stanie się tak pod warunkiem, że obywatele oddadzą władzę politykom i przedstawicielom partii i nie będą się wtrącać. I nie daj Boże by jakiś obywatel, niezdyscyplinowany partyjnym rozkazem i nie związany obietnicą fruktów dla siebie lub rodziny, chciał się do samorządu dostać. Wykluczone. Co to, to nie. Wszak politycy wiedzą wszystko najlepiej. Dlatego, gdy poseł Schreiber mówi, że “projekt zmian w ordynacji ma zwiększyć poczucie bezpieczeństwa” rozumiemy, że chodzio o bezpieczeństwo polityków, tych centralnych i samorządowych. By Broń Boże nie stała się im krzywda i nie stracić kontroli. Bo wiadomo, politycy wiedzą lepiej i dlatego muszą wszystko kontrolować.