Tisze jedziesz, dalsze budiesz

„Zastępca Burmistrza i Starosta dołączyli się do podziękowań policjantom za osiągnięte wyniki i ich ciężką służbę. Podkreślili, że oleccy policjanci byli widoczni na ulicach miasta i poczucie bezpieczeństwa lokalnej społeczności jest wysokie.” (fragment komunikatu przesłanego przez KPP w Olecku z odprawy podsumowującej pracę policji w 2011 r.)

 

– Proszę zapomnieć o tym, że się spotkaliśmy. – powiedziała do mnie pewna osoba przez telefon dwa dni po tym jak rozmawialiśmy o bezpieczeństwie w Olecku – Nie było mnie.

 

Wśród moich rozmówców tylko jedna osoba nie boi się podać swoich personaliów. To Agata (wszystkie imiona w tekście są zmienione). Nic dziwnego od kilku lat nie mieszka w Olecku, choć bywa w nim dość często. – Widziałam sporo, bywam w różnych miejscach, znam różnych ludzi. Niektórzy zdecydowanie nie powinni pić, bo wtedy stają się zbyt agresywni. Oni nie patrzą, co mają pod ręką. Walą jak popadnie. Wszyscy ich znają, ale tolerują ich wybryki. Byłam świadkiem różnych niemiłych sytuacji. Kiedyś jeden z nich w lokalu zdzielił pewnego chłopaka krzesłem. Nikt nie reagował bo on czyli napastnik znany był ze swojego agresywnego zachowania. Wszyscy wiedzą, że jak się napije, albo nie daj Boże doprawi się czymś jeszcze to lepiej nie patrzeć w jego stronę, bo po prostu można dostać za nic. Co się stało z poszkodowanym chłopakiem? Nic. Kazaliśmy mu udać się na pogotowie, tylko szybko trzeba było wymyślić jakąś bajkę, żeby się nikt nie czepiał. Policja? Nikomu nie przyszło to do głowy. Nawet poszkodowanemu. Przecież gdyby ktoś to zgłosił na policję to miałby prze…. Poza tym ten koleś znany był z tego. Policja też go znała. Wyleciał z pracy za picie, choć i tak długo tolerowano jego wybryki, chroniono go. Aż strach pomyśleć jak długo to trwało, biorąc pod uwagę, gdzie pracował. Bo na trzeźwo niby był ok. Problem w tym, że on rzadko bywał trzeźwy, choć wydaje mi się, że tak naprawdę on sobie na to wszystko pozwalał bo inni nie reagowali. Woleli być jego kolegami niż mu się przeciwstawić. Choć on i kolegów potrafił zdzielić – potwierdza Agata.

 

Takich przypadków jest znacznie więcej. Niektóre lokale w Olecku mają nawet swoje czarne listy. Pewnych osobników po prostu się nie wpuszcza. Wszyscy ich znają, choć mało kto chce podawać ich ksywki. Lepiej nie robić sobie kłopotów – mówi jeden z właścicieli knajp – choć niektórych należałoby zdecydowanie odstrzelić – dodaje po chwili. Nieoficjalnie padają nazwy – Jak policja słyszy, że rozrabia (tutaj pada ksywka, ale później rozmówca prosi by jej nie podawać) to zawsze ma jakimś cudem interwencję w Kowalach. Oni boją się jego. Nawet policja. – opowiada jeden z moich rozmówców.

 

– Polica nie boi się nikogo – zapewnia rzecznik KPP w Olecku aspirant Tomasz Jegliński i przyznaje, że nie raz niektórzy z wymienionych osobników trafiali „na dechy”.

 

Koniec lata zeszłego roku. W jednym z lokali dochodzi do rękoczynów. Ktoś kogoś obraził, ktoś komuś dał po łbie. Jatka. Znów z udziałem jednego z lokalnych watażków. Jedna z wielu. W takich sytuacjach barmanka krzyczy „idźcie bić się na zewnątrz”. Ktoś dzwoni po wszystkim na policję. Policja odpowiada proszę przyjść jutro na komendę i złożyć ewentualne zażalenie. Taką historię opowiada mi osoba, która był w środku wydarzeń. Trudno je zweryfikować, ale dla niej najistotniejszym sygnałem była bierność policji.

 

– Jechałem kiedyś późnym wieczorem ul. Partyzantów. To była jesień – opowiada Michał – Akurat w „Coolturze” była dyskoteka. Doszło tam do przepychanki. Ochroniarze nie wpuścili dwóch kolesi, ci się w… i zaczęli kopać drzwi. Ochroniarze wyszli, rzucili ich na glebę, wezwali policję. Przyjechali funkcjonariusze. Zapakowali gości do samochodu. Jechałem za nimi, bo oni zablokowali drogę. I patrzę, a oni ujechali kawałek i wypuszczają tych dwóch gości. A oni ruszyli zadowoleni w stronę „Cooltury”…

 

– Co z tego, że wezwę policję skoro oni przyjadą albo nie, bo zawsze mogą powiedzieć, że mają interwencję w innym miejscu – mówi pewien mieszkaniec Olecka – A jak przyjadą, to najwyżej kogoś spiszą i tyle. A to małe miasto, ktoś zapamięta, że na niego doniosłeś. Ile osób miało już porysowane, poniszczone auta.

 

– Wiele razy dzwoniłem na policję – przyznaje pan K. – ale nie mam już sił, To nic nie pomaga. Te nocne wrzaski, piski, ta młodzież bezczelna, arogancka. Pluje, śmieci, niszczy. Widziałem kilka dni temu jak dwóch takich szło z puszką piwa i jak skończyli to wyrzucili puszkę, ot tak gdziekolwiek. A to był chodnik, w zasadzie w centrum miasta. Ciemno było, ale się trochę ludzi jeszcze kręciło. Zwróciłem im uwagę to obrzucali mnie epitetami i zapytali czy mam jeszcze wszystkie zęby. Eh, po co mi to?

 

Podobnie zmęczeni są mieszkańcy okolic ulicy Składowej. Regularnie w pobliżu dawnych „Delikatesów” na tyłach sklepu, w nowopowstałej bramie zbierają się młodzi ludzie. Piją, klną, hałasują. Ludzie dzwonią na policję, która przyjeżdża, ale nie daje to żadnego efektu. – Przyzwyczaiłam się – mówi mieszanka tamtych okolic – Najgorzej jest jednak latem. Nie mogę przez nich spać. Wiem, że mieszkańcy dzwonią, ale co z tego.

 

Ktoś inny przyznaje – Na tym podwórku mieszka wiele osób, zdarzały się tutaj i kradzieże i zniszczenia i nikt nie znalazł na to sposobu. A dopóki ta hołota będzie czuć się bezkarna dopóty będzie tak jak jest – mówi jeden z mieszkańców.

 

– Boję się chodzić nocą, wieczorami – opowiada Agnieszka – mieszkam kawałek od centrum i gdy wracam wieczorem to po prostu czuję strach. Zresztą widziała tutaj kilka niemiłych sytuacji. Kiedyś pod pewnym pubem zebrała się grupa chyba ze 30 gówniarzy. Nie wiem skąd oni byli, ale wszyscy wiedzą, że co jakiś czas Olecko tłucze się z Suwałkami. Wiadomo przyjeżdżają i się piorą. W każdym razie wtedy oni na kogoś czekali. Nie po to bynajmniej, by go serdecznie przywitać. Ktoś zadzwonił na policję. Przejechał radiowóz i to wszystko. I jak mam się czuć bezpiecznie. Mieszkałam trochę w Stanach i tam policja reagowała błyskawicznie, czasami nawet brutalnie, ale tam czułam się o wiele bezpieczniej.

 

Rzeczywiście będąc w Stanach, w Nowy Jorku, kiedyś w jednym z najbardziej niebezpiecznych miast na świecie nawet wieczorami czułem się bezpiecznie. Niezależnie od tego jak wyglądałem w każdym lokalu wymagano ode mnie tzw. „Id” czyli dokumentu potwierdzającego moją tożsamość. Czy to był zwykły pub, czy klub w którym odbywał się koncert. Nikt nikomu nie wierzył na słowo. Można było mieć włosy przyprószone siwizną opierać się na drewnianej lasce, a i tak należało udowodnić swój wiek. To zbyt duże ryzyko dla właścicieli – nieletni w lokalu. Kary są surowe. Kilka razy widziałem jak błyskawicznie i bezwzględnie działała nowojorska policja. Zasada „zero tolerancji” wprowadzona wiele lata temu przez burmistrza Rudolpha Giulianiego powoduje, że na ulicach nawet wieczorami jest po prostu bezpiecznie. Poza tym Amerykanie nie wahają się dzwonić po policję w najbardziej błahych sprawach, a policja zawsze zjawia się błyskawicznie.

 

Tymczasem w Olecku wszyscy wiedzą, gdzie „małolaty” mogą kupić fajki na sztuki i alkohol. To wiedza dostępna każdemu kto choć trochę umie kojarzyć fakty.

 

– Kiedyś przyjeżdżałem do Olecka często – mówi Jan – Lubiłem spędzać tutaj wakacje. Ale od kilku lat pojawiam się okazjonalnie. A już na pewno nie w wakacje. Boleję nad tym, ale ostatnim razem zaproponowałem moi zagranicznym znajomym wycieczkę do krajów bałtyckich i przy okazji mieliśmy się na dwa dni zatrzymać w Olecku. Oni byli zachwyceni, bo wyobrażali sobie spokojne, urocze, prowincjonalne miasteczko, gdzie można pójść na spacer, w ciszy kontemplować naturę. Rzeczywistość okazała się być dużo bardziej nieprzyjemna. Wieczorem oni zapragnęli wybrać się na spacer nad jezioro. Byli przekonani, że to jest fantastyczny pomysł i że po drodze spotkają mnóstwo, podobnie jak my, spacerujących mieszkańców miasta i turystów. Okazało się, że dudniła jakaś muzyka, wszystkie kąty były pozajmowane przez młodych, pijanych ludzi, którzy nie dość, że pili alkohol w miejscu publicznym to zachowywali się agresywnie. Moi znajomi byli zdumieni, a ja płonąłem ze wstydu. Oni nie mogli pojąć, że u nas w Polsce można pić alkohol na świeżym powietrzu, że nie ma policji, żadnej straży nadbrzeżnej. W pewnym momencie poczuli się nawet lekko poddenerwowani i zaniepokojeni. Bo ja niefortunnie zwróciłem jednej osobie uwagę i oczywiście z miejsca usłyszałem „wiązankę” i groźby cielesne. Moi znajomi chcieli dzwonić na policję, ale z trudem odwiodłem ich od tego faktu, co niestety nie spotkało się z ich zrozumieniem. Dla nich to był szok. Równie wielki jak stan dróg w naszym kraju. Przyznam, że nie chciałem dzwonić na policję, bo po prostu się bałem. Pal licho moje guzy, ale co ja bym powiedział tym ludziom. Owszem zadzwoniłem potem na policję, ale usłyszałem, że patrol gdzieś tam jest i zaraz to sprawdzą. Nie wiem jednak jak się to skończyło, ale to były moje ostatnie wakacje w Olecku. I nigdy nie przywiozę już tutaj znajomych. Nawet z Polski. Jeżdżę sporo po świecie i choć kocham Mazury, to muszę powiedzieć, że jest wiele miejsc pięknych i spokojnych i zadbanych. Ja wiem, rozumiem, sam chowałem się w Olecku i wiele spraw wydawało mi się naturalnych, ale dziś pojmuję, że nie miałem racji, że nie reagując spychamy miasto w otchłań beznadziejnej prowincjonalności. To jest miasto tylko dla tych, co tu żyją i tylko dla tych, co potrafią siedzieć cicho. Jak to mówią – „tisze jedziesz, dalsze budiesz”. Ale to jest taktyka na krótką metę, choć oczywiście wszystkim wydaje się ona słuszna.

 

– W Olecku, co roku pojawiają się lokalni watażkowie. To normalne. Jest jak jest.- mówi mój kolega – ani dobrze ani źle. Czasami trzeba dać komuś w mordę. Siedzę w domu to nic mi się nie dzieje. Poza tym pewnych lokali się nie odwiedza – Przyznaje jednak, że często nie reaguje, bo boi się, że mu porysują samochód, a po co mu kłopoty. W tym samym czasie, gdy rozmawiamy ulicami miasta rajd urządza sobie kolejny specjalista od wyścigów. Przyciemnione szyby, głośna muzyka i prędkość znacznie ponad dopuszczalne 60 km/h. Jest 23.35. Niemal co noc słychać ryk pędzących samochodów, a w każdy weekend wrzaski pijanych młodzieńców i co gorsza dziewczyn. To naturalny koloryt miasta, który nikogo nie dziwi. Nikogo, kto tutaj żyje.

 

– Mapa miejsc niebezpiecznych? To dobry pomysł – przyznaje mój kolega. Taka idea pojawia się na spotkaniu kilku osób, które dyskutują o sprawach ważnych dla Olecka – Myślę, że byłaby przydatna. To byłby pierwszy dobry krok – mówi mój kolega.

 

Władza i policja swoje, mieszkańcy swoje. Władza zaklina rzeczywistość mówiąc o wysokim poczuciu bezpieczeństwa lokalnej społeczności. Statystki mogą upiększać rzeczywistość, a strach jest po prostu niemierzalny. Jeśli ktoś urodził się i mieszka wiele lat w Olecku to musi się do tego przyzwyczaić. Najlepiej siedzieć w domu i bawić się na tak zwanych „domówkach”. Ryzyko, że ktoś wpadnie do naszego azylu i da nam w twarz jest znacznie mniejsze niż wieczorami na ulicach. W dzień miasto tętni życiem, oddycha. Wieczorem z nor wypełzają nocni panowie świata i zaczynają swoje rządy.

 

Ale i za zamkniętymi drzwiami nie bywa spokojnie. Policja otrzymuje bardzo dużo zgłoszeń do tak zwanych awantur domowych. Pytanie ile spraw jest przemilczanych? Jagoda, młoda rozwódka. Jej mąż mieszka dwa piętra wyżej. Jest agresywny. Wezwała policję. Funkcjonariusze przyjechali, zabrali go na komisariat i po pewnym czasie wypuścili. Reszta należy do sądu. Strach jest przecież niekaralny. Niebezpieczeństwo nie minęło. Mąż grozi nadal. Tym razem nieco ostrożniej, ale przez to bardziej perfidnie. Sąsiedzi? Lepiej się nie wtrącać. Sama sobie winna, jak wzięła takiego idiotę.

 

Strach nie jest dobrym doradcą. Ale żeby się nie bać trzeba ufać. Władzom, policji i prawu. Niestety z tym jest bardzo źle. Statystyki nie mówią prawdy. Boimy się, nie mamy zaufania ani do państwa jako instytucji, ani do sądów, policji, władzy. To paraliżujące i niezdrowe uczucie wynikające między innymi z tego, że się o nim nie mówi, bagatelizuje. Prawnicy i legislatorzy przekonują, że prawo jest dobre, że nie należy karać surowo, ale skutecznie. Sądy pracują wedle obowiązującego prawa. Policja według norm obowiązujących w sądach i prokuraturze. Policjant nie może zamknąć krewkiego męża z dala od terroryzowanej rodziny, bo nie pozwala jej na to prawo/sąd/prokurator. Prokurator nie może wnioskować o surowe ukaranie męża bo nie pozwalają na to przepisy. Dlaczego bowiem skazywać drania tylko za to, że własna rodzina się go boi. Sąd nie skaże bandyty, bo społeczeństwo się go boi. Ludzki strach nie ma paragrafów w polskim prawie. Sąd skaże bandytę wtedy, gdy ten wyrządzi komuś krzywdę. Najlepiej solidną krzywdę, tak by sąd nie musiał zbytnio się nad sprawą trudzić.

 

Nie ufamy więc nikomu. Lepiej siedzieć cicho i się nie wychylać. Zadowoleni są wszyscy – władza, policja, sądy. „Wysokie poczucie bezpieczeństwa lokalnej społeczności” brzmi jednak w tych okolicznościach jak policzek wymierzony obywatelom. Jak zaklęcie, którym peerelowska władza karmiła nas na co dzień o „lepszym jutrze” czy „żądaniach pokoju”. Nie chodzi o hasła i dobre samopoczucie władzy, ale o to by konsekwentnie budować zaufanie społeczne do organów państwa, do policji, sądów, prokuratury. Na nic jałowe pogadanki, zapewnienia o aktywności i gotowości niesienia pomocy. To są frazesy, przy których ziewają niemal wszyscy. Z jednej i drugiej strony.

 

Znów nie trzeba wiele. Wystarczy zbudować lokalny program bezpieczeństwa publicznego w porozumieniu z prawnikami, prokuraturą i policją. Dlaczego nie może powstać lokalne prawo, które za pewne przewinienia (niszczenie mienia, śmiecenie, picie alkoholu w miejscach publicznych) nakaże na przykład w ramach prac publicznych oczyszczenie sporej części miasta z psich odchodów (tych nie brakuje, więc korzyść byłaby obopólna)? To tylko jeden z przykładów, który pokazuje, że nie chodzi o to, by za każdym razem zamykać w więzieniach, ale wychowywać, edukować i przede wszystkim pokazać konsekwencję i nieuchronność prawa.

 

Nie można zwalać wszystkiego na zbyt łagodne prawo. Prawda jest taka, że przestępcy boją się zarówno 3 miesięcy więzienia jak i 25 lat. Chodzi o konsekwencję i nieuchronność pewnych działań. Społeczeństwo jest jak dziecko. Musi znać swoje granice. Na nic groźne pomrukiwania o karze jeśli się jej nie stosuje. Lepiej zastosować karę łagodniejszą, ale nieuniknioną. Zamiast więc klaskać z entuzjazmem i wygłaszać frazesy na dorocznej odprawie lokalne władze powinny pomyśleć nad stworzeniem podstaw lokalnego programu bezpieczeństwa. Z udziałem policji i społeczeństwa. Przy pełnym porozumieniu wszystkich stron.

 

Bo trzeba przyznać, że ponad 40 lat komunizmu wyrobiło w nas niszczący nawyk obstrukcji w stosunku do osób, które reagują na zło. Nadal w naszym społeczeństwie telefon na policję traktowany jest jak donos. Nadal osoba, która zgłasza policji wydarzenie czuje się niczym pół-przestępca. Tymczasem wszędzie na świecie tego typu zachowania są trwałym elementem obywatelskiej postawy. Tam nikogo nie dziwi, że o jednym zdarzeniu informuje odpowiednie służby większa część społeczeństwa. Tymczasem u nas cały czas pokutuje stare poczucie, że policjanci są po drugiej stronie, że nie są elementem naszego życia społecznego, ale związani są z dawnym aparatem represji. Wielu z nas cały czas używa w stosunku do policji słów rodem z półświatka. To na pewno nie służy społecznemu zaufaniu. Policja także, a może przede wszystkim musi kierować się regułami prawa. Jeśli więc mamy pretensję do działań służb mundurowych wymagajmy też od władz, aby dały policji odpowiednie uprawnienia. Coś, za coś.

 

Zamiast wygłaszać frazesy czas najwyższy opracować długoletnią strategię budowania lokalnego społeczeństwa obywatelskiego, wprowadzania mechanizmów, które zbudują zaufanie pomiędzy służbami a obywatelami. Ważna jest także prewencja, ale nie ta polegająca na pogadankach, ale realna przeciwdziałająca patologiom, budująca postawy pozytywne z jednoczesnym ukazaniem nieuchronności prawa. To będzie długi i bardzo żmudny proces. Ale tylko w ten sposób będzie można zbudować coś co z pełną odpowiedzialnością nazwiemy „wysokim poczucie bezpieczeństwa lokalnej społeczności. Na razie niestety wygląda na to, że w Olecku ponad 20 lat po upadku komunizmu władza swoje, a społeczeństwo swoje. Zadowoleni są tylko lokalni watażkowie. Im nic raczej nie grozi. Nadal mogą się awanturować, walić po łbach swoich adwersarzy, wrzeszczeć nocą swoją pogardę dla policji i rządzić nocą w mieście.

 

 

 

 

 

Komentarze
Więcej w Bezpieczeństwo, Olecko
Stop dla ACTA

Internet wrze. My także wrzemy. Już za kilka dni, dokładnie 26 stycznia, Polska podpisze kontrowersyjny dokument zwany ACTA?   Co...

Zamknij